Jak Król Lew może zarazić miłością do Czarnego Lądu? Monika Dudkiewicz z Rybnika spełni swój afrykański sen

Obsypany nagrodami film animowany z lat ‘90 widzieli chyba wszyscy. Przygody lwa Simby, który po śmierci ojca skazuje się na wygnanie i rezygnuje z miejsca na czele stada łapały za serce nie tylko najmłodszych, ale także dorosłych. Film Disney’a miał wpływ na postrzeganie świata przez ludzi dorosłych oraz dzieci, uczył czym jest śmierć, pokazywał, że dobro zwycięża. Kto by pomyślał, że film wpłynie także na życie pewnej młodej Rybniczanki, Moniki Dudkiewicz. To właśnie od obejrzenia Króla Lwa zaczęła się fascynacja młodej Moniki Czarnym Lądem.

– Wszystko tak naprawdę zaczęło się od Króla Lwa. Od dziecka chciałam się zajmować zwierzętami. Gdy rodzice zauważyli, że się tym zainteresowałam, zaczęli mi kupować filmy przyrodnicze, miśki w pokoju też zawsze były związane z lwami. Gdy będąc już starsza uświadomiłam sobie, że w ZOO za dobrze się nie dzieje, to poszłam w innym kierunku, w leczenie psów i kotów – mówi pani Monika.

Dziś Rybniczanka jest technikiem weterynarii. W sierpniu tego roku uda jej się zrealizować marzenie o wyjeździe do Afryki. Początkowo myślała jednak o innym kierunku. – Od zawsze kochałam zwierzęta i chciałam pomagać. Stąd zrodził się pomysł na wyjazd na wolontariat do RPA i Botswany. Polega on na ochronie środowiska w afrykańskim buszu. Jest to inicjatywa organizowana przez ProjectsAbroad. Początkowo myślałam o wyjeździe do ‘sierocińca dla lwów’, ale po tym, co się dowiedziałam na temat tego miejsca i co dzieje się później z tymi lwami, zrezygnowałam. Wolontariusze ‘odchowują’ lwy, myślą, że wszystko jest dobrze, że je uratowali, po czym okazuje się, że właściciele tych ośrodków wynajmują te lwy, by mogły być do odstrzału. Ciężko jest znaleźć taki ‘sierociniec’, który robi coś naprawdę dobrego – mówi pani Monika.

Informacje o wyjeździe do Afryki z ProjectsAbroad ma sprawdzone, bo jak się okazało, 6 lat temu w projekcie uczestniczyła jej znajoma. Pani Monika pojedzie do tego samego miejsca, ale zanim poczuje zapach prawdziwej sawanny, musi się do tego odpowiednio przygotować. – ProjectsAbroad czuwa i pomaga tak naprawdę we wszystkim, nawet w zorganizowaniu biletów lotniczych. Te, w zależności od tego na jaką opcję się decyduje kosztują między 4 a 7 tysięcy (opcja wyszukana na ‘własną rękę’ wynosi około 4 tysięcy, to co proponuje firma to koszt rzędu 7 tysięcy). Sam wolontariat jest bardzo kosztowny bo za miesiąc wychodzi 14 tysięcy. W cenie jest zorganizowany nocleg, wyżywienie, ubezpieczenie, 24-godzinna opieka. No i wspiera się tę organizację, bo nie jest ona wspierana przez żaden rząd – mówi pani Monika. – Oczywiście, przed takim wyjazdem dobrze jest się zaszczepić. Ja mam trzy szczepionki: na wściekliznę, dur brzuszny i na WZWA. Jeśli chodzi o paszport, to jest wymóg, że ma być ważny jeszcze pół roku po powrocie z RPA i ma być jedna strona wolna na wizę do Botswany. Niezbędne jest zabranie ze sobą ciepłego śpiwora, bo choć to Afryka, w nocy o tej porze roku temperatury oscylują tam w granicach 5 stopni Celsjusza – dodaje.

Z Polski na wolontariat prawdopodobnie pojedzie tylko ona. Ogólnie na miejscu ma pojawić się około 30 wolontariuszy. Jako, że projekt trwa cały rok, rotacja wolontariuszy trwa tam cały czas. – Moja podróż na miejsce będzie trwała około 20 godzin, z dwoma przesiadkami. Wszyscy spotykamy się na miejscu, każdy przyjeżdża w swoim określonym czasie. Dajemy znać opiekunom, że jesteśmy, oni odbierają nas z lotniska i potem czeka nas dwugodzinna jazda jeepem przez sawannę do obozu – mówi pani Monika.

Do obowiązków wolontariuszy będzie należało budowanie wodopojów dla słoni i innych zwierząt, usuwanie kłusowniczych pułapek, badanie fauny i flory żeby utrzymać statut rezerwatu. Na miejscu w porozumiewaniu się będzie niezbędny język angielski, ale jak się okazuje, wystarczy jego znajomość w stopniu komunikatywnym.

– Na miejscu zamierzam się trochę doszkolić, bo w Polsce nie ma za bardzo jak, jedynie to, co przekazują nam nauczyciele. Wyjazd traktuję jak formę rozwoju również w tym kierunku – mówi pani Monika.

Nie codziennie spotyka się kogoś, kto wyjeżdża na miesiąc na wolontariat do Afryki. Większość osób, które dowiadują się o planach Rybniczanki reaguje z niedowierzaniem. Rodzina z kolei bardzo ją wspiera. – Wiedzą, że jest to moje marzenie i wspierają mnie w tym. Mama się oczywiście boi, jak to mama – przyznaje pani Monika. A jest coś, czego boi się ona sama? – Pająków. Ale jadę tam w okresie kiedy jest ich najmniej, więc myślę, że będzie dobrze.

Pani Monika planuje opublikowanie szerszej relacji z wyjazdu na swoim blogu https://roarofsavannah.blogspot.com/. Obecnie publikuje na nim posty z przygotowań.

Agnieszka Kaźmierczak


O projekcie ProjectsAbroad

Projekt zakłada współpracę kilku grup wolontariuszy podzielonych zależnie od ich doświadczeń, zainteresowań i planowanej długości pobytu. Nie trzeba mieć wcześniejszego doświadczenia, by wziąć w nim udział. Wolontariusze mieszkać będą po botswańskiej stronie granicy w specjalnie przygotowanym i zabezpieczonym obozie wyposażonym w kuchnię i miejscem przeznaczonym na ognisko. Uczestnicy projektu biorą czynny udział w pracach przez 5 lub 6 godzin dziennie. Projekt ochrony afrykańskiej sawanny i zwierząt ją zamieszkujących realizowany jest w rezerwacie Kwa Tuli na samym brzegu rzeki Limpopo, na pograniczu Botswany i Republiki Południowej Afryki – oba kraje współpracują w zakresie ochrony ekosystemu i zachowania lokalnej kultury.
Info projects-abroad.pl