Grzeczne i mądre zwierzęta
Ile klaczy kryje rocznie ogier, po czym poznać złośliwego konia i jak się jeździ woltyżerką? - O koniach opowiada Beata Jureczko z Krzanowic.
Hodowla koni Beaty Jureczko ma swoje początki długo przed drugą wojną światową. Jej dziadek już w 1933 r. otrzymał dyplom od najwyższych władz niemieckich za swoje ogiery. Już wtedy posiadał licencję na prowadzenie punktu ogierowego koni zimnokrwistych. Po wojnie ojciec pani Beaty, Ernest Jureczka, kontynuował prowadzenie hodowli. W niedługim czasie został wybrany na prezesa Hodowców Koni w Katowicach. Za swoje zasługi otrzymał kilkanaście medali oraz liczne odznaczenia.
Przez długie lata pani Beata pomagała przy hodowli i nabierała praktyki. Od 20 lat sama podtrzymuje hodowlę swoich rodziców i dziadków. – Konie zawsze były przyjaciółmi naszej rodziny. To bardzo grzeczne i mądre zwierzęta – mówi Beata Jureczko. Obecnie w jej stajni stoją dwie klacze: Aga rasy zimnokrwistej i Impresja rasy śląskiej.
Hodowczyni wspomina, że w najlepszych czasach, w ich stajniach stało sześć ogierów. Najlepsze z nich: Lansjer, Bank, As i Romanso kryły każdy z osobna ponad sto klaczy rocznie. – Wtedy konie były powszechnie używane w gospodarstwie i musiały na siebie zapracować. Zaprzęgało się je do wozu zamiast ciągnika. Jak gospodarz miał wolną klacz to chciał też mieć źrebaka. Na tym mógł dodatkowo zarobić – wspomina mieszkanka Krzanowic.
– Kiedy z ojcem jeździliśmy na giełdy koni, słyszałam wiele opowieści o koniach. Kupcy mówili, że jeśli koń ma podkulone uszy to jest złośliwy. Podobnie jeśli nie chce podnieść przedniego kopyta, może być koniem złośliwym – opowiada. Wśród koni z hodowli Jureczków, ogier Całun też miał swój charakter. – Potrafił sobie sam otworzyć drzwi. Wtedy wybiegał pobiegać na pole. Jak się wybiegał to grzecznie wracał. Przyzwyczailiśmy się do tego, bo Całun nic złego nie robił – uśmiecha się hodowczyni.
Beata Jureczko swój dzień zaczyna i kończy pracą przy swoich klaczach. – Codziennie trzeba im wyczyścić stajnie, przynieść świeżego siana i owies. Jeśli się o konie nie dba to mogą chorować – przestrzega hodowczyni. W Krzanowicach, pomimo tego, że nie ma już tak wielu koniarzy, ci którzy są trzymają się razem. – Jeździmy wspólnie na procesje do innych miejscowości. Zapraszamy innych właścicieli i pasjonatów koni do Krzanowic na 6 grudnia, kiedy odbędzie się procesja św. Mikołaja – zachęca Beata Jureczko.
Na zdjęciu Beata Jureczko w Łubowicach, gdzie wspólnie ze swoim ojcem nauczali młodzież woltyżerki. – To były trudne jazdy na ogierach, bez pasa woltyżerskiego. Jeźdźcy wskakiwali na konie łapiąc się tylko za ich grzywę – wyjaśnia hodowczyni z Krzanowic.
Nie mylisz się JURECZKA !
Może się mylę, ale prawie na pewno ta Pani nazywa się "JureczkA" a nie "JureczkO"