Dzięki niemu Unia była wielka. Odszedł trener Anatol Muszała
Zmarł legendarny szkoleniowiec raciborskich piłkarzy, z którymi w 1963 roku, jako jedyny w historii, awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju. Anatol Muszała miał 95 lat, był ojcem dyrektorki Muzeum w Raciborzu - Joanny Muszały-Ciałowicz.
Muszała był trenerem Unii. Zbudował drużynę, która w 1963 roku awansowała do pierwszej ligi państwowej (odpowiednik współczesnej Ekstraklasy) - Znalazłem z chłopakami wspólny język - mówił o sposobie na sukces unitów.
Choć był jednym z największych trenerów, jakich miała Unia, to gdy słyszał takie określenie, tylko się uśmiechał i żartował: czy ja wiem, raptem 169 centymetrów wzrostu.
Jak sam mówił, zawsze interesowało go mnóstwo rzeczy, a czytanie było jednym z ulubionych zajęć. Dbał zawsze o zdrowie – ani razu nie zapalił papierosa, a po alkohol sięgał wyłącznie przy ważnych okazjach.
Gdy przywoływał wspomnienia dotyczące dawnej Unii, zwracał uwagę na wyśmienite zgranie drużyny i wewnętrzną rywalizację między jednymi z najlepszych piłkarzy w Polsce. – Przede mną było wielu wspaniałych trenerów, którzy widocznie nie znaleźli zrozumienia u chłopaków. Ja od razu dogadałem się z zawodnikami, którzy byli – podobnie jak ja (pochodził z Mysłowic) – Ślązakami – opowiadał o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat.
– Zawsze powtarzam, że awans był zasługą głównie piłkarzy, a dopiero później działaczy i trenera. Przecież Unia już wcześniej dwukrotnie zdobywając mistrzostwo Polski juniorów, udowodniła, że jest klubem liczącym się w kraju – ocenia. Za „mózg” ówczesnej ekipy uznaje Gintera Michalskiego, a za największy atut to, że Unia była niemal w większości zbudowana ze swoich wychowanków.
Muszała występował w latach okupacji w śląskiej tzw. Gaulidze – od września 1944 roku do końca działań wojennych. Grając ostatnie mecze, słyszeliśmy rozbrzmiewające w oddali odgłosy dział i armat – wspominał A. Muszała, który jako zawodnik grał na defensywnych pozycjach: przez wiele lat na bramce, potem w środku obrony, pełniąc rolę – jak nazwalibyśmy to dzisiaj – stopera.
Występował w barwach klubów z Katowic, Kędzierzyna-Koźla czy Torunia. Po poważnej kontuzji musiał zawiesić buty na kołku. Ukończył odpowiednie kursy i zajął się szkoleniem. Do raciborskiej Unii trafił w 1960 roku. Po awansie nie poprowadził już pierwszej drużyny. Na krótko zajął się szkoleniem młodych unitów. Później z jego doświadczenia skorzystał Podokręg Racibórz, w którym pełnił funkcję trenera koordynatora.
Zawodowo związany był m.in. z ZEW-em; w Raciborzu całe życie mieszkał na Ostrogu.
(na podstawie tekstu Wojciecha Kowalczyka dla Nowin Raciborskich z 2015 roku)
Bardzo ciekawa osobowość i wspaniały człowiek. Miałem okazję go poznać i porozmawiać.
"Nie brookliński most
Lecz na drugą stronę
Głową przebić się
Przez obłędu los -
To jest dopiero coś
Byli tacy co rodzili się,byli tacy co umierali,byli też i tacy, którym to było mało"
RIP