Minimalne zwycięstwo Odry miejskiej nad Odrą kibicowską
Ten mecz był na swój sposób wyjątkowy w skali całego kraju z kilku powodów. Na stadionie przy ulicy Bogumińskiej spotkały się dwie drużyny, które w nazwie mają człon Odra.
Środowiska związane z obiema ekipami podkreślają, że chcą być spadkobiercami klubu, który jeszcze kilka lat temu grał w ekstraklasie. Obie ekipy rozgrywają swoje domowe mecze na tym samym stadionie – miejskiej Alei, na której Odra grała w ekstraklasie. Obie grają na 6. poziomie rozgrywkowym w naszym kraju - znacznie poniżej tego, co spadkobiercom klubu z takimi tradycjami jak Odra Wodzisław przystoi.
Kiedy obie jedenastki wychodziły w niedzielę na murawę stadionu miejskiego, z całą mocą uwidoczniła się kuriozalność sytuacji, w której znajduje się obecnie wodzisławska piłka. Marsz obu drużyn na piłkarską murawę poprzedzał herb Wodzisławia, niesiony przez młodych adeptów „kopanej”. W barwach MKP Odra Centrum, klubu wspieranego przez miasto, na boisko maszerowała jedna z ikon Odry Wodzisław Marcin Malinowski, zawodnik, który w polskiej ekstraklasie rozegrał ponad 450 spotkań, a zdecydowaną większość z nich właśnie w barwach wodzisławskiego klubu. W składzie drugiej drużyny, takiej osobowości jak „Malina” próżno szukać, ale to młodzi piłkarze APN Odra wyszli w barwach, nawiązujących do dawnej Odry. I to oni cieszyli się sympatią zdecydowanej większości z około tysiąca widzów niedzielnego meczu. Środowisko kibiców w zdecydowanej większości, jednoznacznie określiło się po stronie APN, co widać zresztą po frekwencji na meczach obu drużyn – znacznie wyższej podczas spotkań Odry kibicowskiej.
Tyle że to nie kibice grają a piłkarze. Tych zaś MKP ma obecnie lepszych. Pokazuje to ligowa tabela, pokazał niedzielny mecz. Jedyna godna odnotowania sytuacja bramkowa podopiecznych trenera Tomasza Włoki miała miejsce w 3. minucie, kiedy moment zawahania „Maliny” skutkował tym, że jeden z zawodników APN znalazł się w sytuacji sam na sam z Tomaszem Huzarewiczem. Zwycięsko z tego pojedynku wyszedł bramkarz MKP, który później miał już niewiele roboty. Dość powiedzieć, że drugi celny strzał rywali bronił w... 93. minucie. Piłkarze Bartłomieja Sochy lepiej operowali piłką, dłużej się przy niej utrzymywali, choć wcale wielu klarownych okazji nie stworzyli, a ich gra nie wyglądała porywająco. Przez to sam mecz nie zachwycił. Widowisko ratowały rajdy i strzały pomocnika MKP Marcina Lukoszka, który miał co najmniej trzy okazje, by wpisać się na listę strzelców. W 15. minucie w dogodnej sytuacji fatalnie przestrzelił, w 23. minucie trafił wprost w bramkarza, a w 60. minucie znów nie znalazł sposobu na Kamila Tomiuka, choć wydawało się, że tym razem piłka do bramki musi wpaść.
Jedyna bramka meczu padła po fatalny błędzie, do tego momentu poprawnie grającej defensywy APN. W 84. minucie piłkarze MKP wyszli z kontrą. Piłkę źle rozprowadził Socha, który podał pod nogi zawodników APN. Ci jednak nie potrafili oddalić zagrożenia, stracili futbolówkę na rzecz wprowadzonego kilka chwil wcześniej Macieja Kocztorza, a akcję z lewej strony pola karnego sfinalizował Artur Cichy. - Myślę, że przeciwnik nie miał jakichś tam klarownych sytuacji, my też nie. To było wyrównane spotkanie, ale po raz kolejny sami praktycznie strzelamy sobie bramkę. To już 5 czy 6 taki mecz w sezonie. Jak tego nie poprawimy, to będzie ciężko – powiedział po meczu Paweł Krótki, kapitan i najbardziej doświadczony piłkarz w ekipie APN. Nic więc dziwnego, że trener Włoka - nie po raz pierwszy zresztą w tym sezonie - był tuż po meczu do tego stopnia rozczarowany, że nie mógł udzielić komentarza. Opiekun gospodarzy tego meczu Bartłomiej Socha przyznał, że był to ciężki mecz dla jego drużyny. - Derby rządzą się swoim prawami, nie można patrzeć na to, kto ile ma punktów. Odra postawiła twarde warunki, ale przez cały mecz byliśmy lepsi, mieliśmy więcej sytuacji. Graliśmy wysokim pressingiem, od pierwszej do ostatniej minuty próbowaliśmy zdobyć bramkę i ta sztuka w końcu nam się udała – powiedział po meczu trener MKP.
W B.B mieszka prezydencik ten co pociąga za sznurki w Wodzisławiu,to od niego zależy pod jakim dokumentem złoży podpis ,a jakim nie,jest bezpośrednim przełożonym Bojków ,Romków z mosiru.
Kulego, chybaś się pomylił, prezio Gostyński mieszka w Czyżowicach a nie w BB.
Pracownicy mosiru broniąc swoich stołków stworzyli sobie klub,a wszystko za zgodą UM,doprowadzając do chorej sytuacji w mieście,najśmieszniejsze jest to że jeden człowiek mógłby to naprawić ale jemu się nie chce palcem kiwnąć w tej sprawie i w dodatku mieszka w Bielsku B.