Juliusz Kowalczyk, wiceprezes PZJudo: Na razie gasimy pożary
Rybniczanin, od grudnia 2016 r., jest członkiem zarządy Polskiego Związku Judo.
W grudniu ubiegłego roku, Polski Związek Judo wybierał nowego prezesa. W szranki o to stanowisko stanął Juliusz Kowalczyk, który od wielu lat prowadzi Polonię Rybnik. W I rundzie głosowania, najwięcej głosów delegatów otrzymał Krzysztof Wiłkomirski (78), który wyprzedził Jacka Zawadkę (63), Juliusza Kowalczyka (61) i Wiesława Błacha (39). W drugiej turze Zawadka otrzymał 119 głosów, a jego rywal - Wiłkomirski 110.
Działać przejrzyście
Ostatecznie więc to Jacek Zawadka został prezesem PZJudo. Jednym z wiceprezesów został natomiast Juliusz Kowalczyk. Czym będzie się zajmował? – Zarząd związku pracuje kolegialnie i takie też będą jego decyzje. Co istotne, mają one być przejrzyste i widoczne dla środowiska, co już się dzieje, ponieważ zarząd swoje uchwały publikuje na stronie internetowej PZJudo – mówi Kowalczyk. Pytany, co będzie należało do jego kompetencji, oznajmia, że o szczegółach jeszcze za wcześnie mówić. – Na razie gasimy pożary w związku, tlą się one cały czas, gdy tylko otworzymy jakieś drzwi i pojawi się trochę więcej tlenu, to od razu te pożary wybuchają z większą siłą – opowiada wiceprezes PZjudo i dodaje: – Na pewno będę zajmował się dbałością o funkcjonowanie biura związku, organizację imprez – w tym roku mamy np. cztery bardzo duże międzynarodowe zawody. Chcemy również stworzyć standaryzację organizacji zawodów krajowych – wylicza Juliusz Kowalczyk.
Środki zewnętrzne
Jak twierdzi nowy wiceprezes PZJudo, związek musi pozyskiwać dużo środków zewnętrznych ponieważ bez nich, będzie wielkie niezadowolenie w środowisku. – Związek ma niestety sporo długów i w związku z tym będziemy egzekwować wszystko to, co ktoś musi nam zapłacić. Nie planujemy zwiększać obciążeń klubów, ale o te które są, będziemy się upominać – zapowiada rybniczanin, który uważa, że dużym sukcesem jest to, że udało się zmienić grupę osób, zarządzających związkiem przez ostatnie 8 lat. – W naszej ocenie – nie były one najlepsze i to jest bardzo delikatne określenie. Chcemy żeby każdy klub utożsamiał się ze związkiem i czuły się jego współgospodarzem, a nie jego petentem. Chcemy stworzyć mechanizmy szkolenia i jego organizacji – takie, żeby móc podnieść poziom sportowy naszej dyscypliny i uzyskiwać satysfakcjonujące nas rezultaty. Celowo nie określam jakie, ponieważ mówienie, że chcemy robić medale olimpijskie, a po drodze nic, to swoiste odwlekanie weryfikacji naszej pracy o cztery lata, a tego nie chcemy – deklaruje Kowalczyk.
Co dalej z Polonią?
Pytany, czy na jego działalności w związku, nie ucierpi Polonia Rybnik, spokojnie odpowiada, że w klubie nie jest przecież sam, jest tam grupa osób, która wie co ma robić. I wykonuje swoje obowiązki bardzo dobrze, za czym idą sukcesy. Co więcej, twierdzi, że sukcesy są dopiero przed Polonią. – Jako klub zrobiliśmy dużo, żeby mieć taką atmosferę, takich szkoleniowców, takie sprzyjające nam otoczenie zewnętrzne, aby móc odnosić sukcesy sportowe. Mamy bardzo zdeterminowanych zawodników, bardzo zaangażowanych – z najwyższej półki trenerów, mamy pozytywne relacje w Polskim i Śląskim Związku Judo, kontakty międzynarodowe, dlatego musi nam się udać. Nie ma innej możliwości – kończy Juliusz Kowalczyk.
I tu masz niestety rację
Jednak, w Polsce, kluby prawie wszystkich dyscyplin, na tym poziomie sportowym utrzymują się głównie z dotacji gminnych, powiatowych, czy wojewódzkich.
Z muzykami, plastykami itd zresztą jest podobnie. :-(
O obu. przecież i ci i ci żyją w dużej mierze z grantów.
O którym klubie myślisz?
Ok, to niech konkurują za swoje pieniądze, skoro są tak ambitni i dumni, a nie za miejskie.
konkurencja podnosi poziom
Szkoda, że rybnikcie judo tak się podzieliło.