Od kierownika drużyny po prezesa. Teraz Mariusz Horoń rządzi Stalą Kuźnia Raciborska [WYWIAD]
29 czerwca 2019 roku nastąpiła zmiana w KS Stal Kuźnia Raciborska. Odszedł poprzedni zarząd, a na jego miejsce przyszli nowi, młodzi ludzie. Przeczytaj wywiad z nowym prezesem kuźniańskiego klubu - 31-letnim Mariuszem Horoniem.
- Kiedy pojawiłeś się w Stali Kuźnia Raciborska? Jesteś rodowitym sosnowiczaninem, a w Kuźni mieszkasz od 2007 roku.
- Przyszedłem do Stali w 2016 roku. Chciałem pograć ze szwagrem. Do poprzedniego zarządu zraziliśmy się już od samego początku. Trzeba było najpierw porozmawiać z panem Brześniowskim i Węglarzem (byli prezesi klubu - przyp. red.). Po słowach, które usłyszeliśmy można było odnieść wrażenie, że możemy iść do domu. Jednak jak ja się czegoś podejmuję, to szybko nie rezygnuję.
- Próbowali zniechęcić do przyjścia żeby grać w klubie?
- Mówili: A przychodzą tu ludzie na tydzień, dwa i odchodzą. Zniechęcali od samego początku. Owszem, trochę racji mogli mieć, bo mogło mi się nie spodobać towarzystwo, może tylko mi się wydawało, że chciałem grać. Też się tak mogło wydarzyć. Summa summarum pozwolili dołączyć do klubu.
- Zacząłeś grać w klubie?
- To był moment, gdy zawodnicy notowali porażkę za porażką. Skończyło się na kilkunastu z rzędu. Przyszliśmy razem ze szwagrem, bo nie podobało się nam to, jak to wygląda. Ten słaby wynik sprawił, że chcieliśmy to zmienić. Gramy na tym orliku, a może jesteśmy w stanie jakoś pomóc klubowi - mówiliśmy wtedy do siebie. Chodziłem na wszystkie treningi i w końcu trener Henryk Manek powiedział, że za dwa dni zagram w pierwszym składzie. Po tych słowach jeszcze bardziej przykładałem się do treningów. Na jednym z nich na bocznym boisku stanąłem groźnie na kamień i "poszło" mi kolano. Jak szybko zacząłem, tak szybko skończyłem, bo uszkodziłem więzadło w kolanie. Szwagier zrezygnował, bo chciał uniknąć podobnej kontuzji.
- A więc nie było Ci dane zostać piłkarzem. Później pojawiła się rola kierownika...
- Jeździłem z żoną na mecze Stali i w pewnym momencie trener Manek stwierdził, że nadałbym się jako kierownik drużyny. Nie wiedziałem, czy się tego podjąć, bo na pierwszy rzut oka wyglądało to wszystko bardzo skomplikowanie. Od początku 2017 roku ogłosili mnie kierownikiem pierwszej drużyny Stali. Później się dowiedziałem, że trenera Manka zwalniają i przyszło mi pracować razem z trenerem Jackiem Jakoniukiem.
- Jak się odnalazłeś w nowej roli?
- Było i strasznie, i śmiesznie. Na początku 2017 roku było pospolite ruszenie niezadowolonych z prezesury pana Brześniowskiego. Wówczas spotkanie z burmistrzem miało coś zmienić, ale ostatecznie zostało bez zmian. Stwierdziłem, że skoro jestem kierownikiem drużyny, to chciałem też zostać członkiem klubu. Podczas zimowych przygotowań, gdy chciałem wejść do szatni, to mnie prezes nie wpuścił, twierdząc, że nie jestem z klubu. Machnąłem na to ręką i dalej cierpliwie pomagałem drużynie.
- Brakowało zgody między Tobą a zarządem. Da się tak pracować?
- W pierwszym roku bycia kierownikiem drużyny bardzo dużo pomagałem, a i tak często byłem "kopnięty" w tyłek. Im dłużej to trwało, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że nie opłaca się im pomagać, jeśli to tak dalej ma wyglądać. Coraz mniej pomagałem zarządowi, ale drużyna wciąż mogła na mnie liczyć. Jak zauważyli, że już nie działam tak, jak na początku, to już mnie nie lubili. Niestety często robili mi pod górkę. Później między mną i zarządem była już tylko walka. Żona mówiła, żebym odpuścił, gdyż nie było sensu się denerwować. Nie chciałem pozwolić, żeby klub był takim "dziadostwem". Wiem, że to tylko A klasa, ale też się szacunek temu klubowi należy.
- Przyszedł 2019 rok i dowiedziałeś się, że prezes Brześniowski rezygnuje. Wiesz dlaczego?
- Dowiedziałem się od pana Węglarza, później pan Jan Filas też mi to potwierdził, że prezes Brześniowski chce odejść. Pismo o usunięcie prezesa z klubu i tak miałem przygotowane. Niszczył klub. Nie było z jego strony żadnego zainteresowania, a jeśli już się interesował, to tylko drużyną seniorów, a nie o to przecież chodzi, bo to dzieci i młodzież jest najważniejsza, i to ona jest przyszłością klubu. Były prezes prowadził jednocześnie firmę transportową, jeździł z drużynami, ale zamiast oglądania meczu, czytał książki i gazety albo spał w busie. Tak się prezes nie powinien zachowywać.
- Doszło do zmiany. Zostałeś prezesem pod koniec czerwca. Przedstaw nowy zarząd.
- O mnie już trochę wiecie. Kierownik drużyny od przeszło dwóch lat. Wiceprezesem nadal jest moja żona Agnieszka, która praktycznie od początku działa ze mną w klubie. Jest też jednocześnie spikerem na meczach po tym, jak zrobiła specjalny kurs. Chcemy, żeby mecz nie był sam dla siebie; gwizdek na początek i koniec, jak na niektórych wioskach, ale żeby się działo coś więcej. Aby mieszkańcy z chęcią przychodzili na stadion. Kolejną osobą jest Damian Hareńczuk, piłkarz i trener dzieci w klubie, bardzo dobry człowiek. W zarządzie jest też Łukasz Jaworski, były zawodnik, którego podobnie jak mnie pokonała kontuzja; pozytywny człowiek. Na ile czas pozwoli, to pomoże. Dopełnieniem jest Marcin Cyburt, także kontuzjowany, najmłodszy w zarządzie, ale widać po nim, że chce dużo działać na rzecz tego klubu.
- Odkąd jesteś w klubie, nowością jest mecz pierwszej drużyny z kibicami. Opowiedz o tym projekcie.
- Już rok temu zorganizowałem taki mecz. Niestety, nie miał on poparcia u ówczesnego prezesa. Spotkanie odbyło się na bocznym boisku, bo główne wówczas było posypane "opryskiem". Mimo, że pan Brześniowski miesiąc wcześniej wiedział, że chcę zorganizować taki mecz. Uznałem, że boczne boisko, które było w fatalnym stanie, doprowadzi do szeregu kontuzji. Można by tego uniknąć, grając na ładnej murawie głównego boiska. Wtedy się to nie udało. Teraz w lipcu już taki mecz zorganizowałem na głównej płycie. W drużynie kibiców jest dużo zawodników, którzy zrezygnowali wcześniej ze względu na tamten zarząd. Przy organizacji tego meczu pomogło kilka firm, także świetnie, że można liczyć na innych.
- Zrezygnowałeś z usług trenera Józefa Teresiaka, który prowadził Stal w poprzednim sezonie, a na jego miejsce sprowadziłeś jego byłego podopiecznego, trenera Macieja Kozickiego. Jaki cel przed nowym szkoleniowcem?
- Na pewno nie będzie mu łatwo. Kilku piłkarzy Stali ma trudne charaktery. Trener Teresiak, jak odchodził, to wspomniał Maćkowi, że będzie miał tutaj trudno. Myślę, że starszy człowiek nie umiał sobie poradzić z młodymi ludźmi. Stąd zatrudnienie młodego trenera. Obserwowałem to, co dzieje się w lokalnej piłce i zaproponowałem posadę trenera Maćkowi. W Markowicach zrobił dobrą robotę i uznałem, że to najlepszy kandydat. Chciałbym w tej mocniejszej A klasie być w pierwszej piątce. Będziemy się starać o awans, ale nie będziemy grać o utrzymanie.
- Co może sprawić najwięcej problemów nowemu zarządowi?
- Jeśli poprzedni zarząd nie będzie podkładał nam kłód pod nogi, to będzie dobrze. Mieszkańcy powoli dowiadują się, że w klubie są nowi ludzie i wiem, że mogę liczyć na ich pomoc.
- Czy wiesz jak wygląda sytuacja finansowa klubu?
- Na ten moment nie wiem. Dążymy do tego, aby zmienić statut klubu. Finanse zawsze były ukrywane, nawet przed moją żoną, która była tu przez ostatnie miesiące wiceprezesem. Zapytałem prezesa kiedyś jako członek klubu o statut, bo chciałem go poczytać. Odpowiedział pytaniem: Po co mi ten statut? Nie dostałem. Otrzymałem go w Urzędzie Miejskim. Myślę, że to nie jest papier, który trzeba chować przed innymi członkami.
- Wiele się mówi o tym, że kibice z Kuźni rozrabiają na wyjazdach. Czy ta grupa kibiców to jest duma dla klubu, czy problem?
- Jakieś tam drobne wybryki są. Denerwują się na sędziów. Generalnie są w porządku, a może część tych kibiców teraz przyjdzie do nas grać. Nie będą już tak rozrabiać, tylko wyżyją się na boisku. A jak będzie duże zainteresowanie, to można zgłosić drugą drużynę do C klasy. Im więcej ludzi będzie w klubie, którzy chcą pomóc lub grać, tym lepiej będziemy funkcjonować.
- Jeśli są mieszkańcy, którzy chcą pomóc w działalności klubu, to co mają zrobić?
- Można do mnie zadzwonić, na maila napisać, a na messengerze jestem dostępny 24h na dobę poza godzinami, w których śpię. Od 6 rano do 24 jestem dostępny. Chciałbym, żeby byli ludzie, którzy chcą pomóc, bo nie da się prowadzić go w kilka osób. Im więcej ludzi pomoże, tym więcej czasu będziemy mogli poświęcić dla swojej rodziny.
- Kto teraz będzie kierownikiem drużyny?
- Bez zmian. Z funkcji kierownika na pewno nie zrezygnuję. Z tym sobie dam radę. W meczach orlików jestem sędzią klubowym, w klubie trochę jestem gospodarzem. To nie będzie teraz tak, że ubiorę garnitur i usiądę sobie w fotelu. Jak będzie potrzeba, to założę strój i znów zagram po kontuzji.
- Od lat obserwuje się, że w Kuźni Raciborskiej jest dużo utalentowanych zawodników, jednak wolą oni grać w innych lokalnych klubach. Będziesz chciał ich zachęcić do gry w Stali?
- Oczywiście spróbuję. Chcę, żeby jak najwięcej ludzi tutaj grało. Ci z lepszymi i gorszymi umiejętnościami. My jesteśmy tylko w A klasie, a np. Marcin Stasiowski gra w klasie okręgowej w LKS Nędza. Nie każdy jest chętny, żeby obniżać swój poziom i grać w niższej klasie rozgrywkowej. Zawodnicy chcą się rozwijać i to szanuję. Jeśli Damian Słupina będzie chciał iść grać do IV ligi, a ma na to "papiery", to mu nie zabronię. Wiadomo, że brakowałoby go, ale niech się chłopak rozwija, a być może w przyszłości zobaczymy go na boisku w telewizji.
- Czy rozmawiałeś już z burmistrzem Pawłem Machą o współpracy na linii władza - klub?
- Oficjalnie jeszcze nie. Wstępnie jeszcze jako kierownik drużyny z nim rozmawiałem. Burmistrz wówczas mówił, że zaprasza nowy zarząd na rozmowy i pomoże. Teraz wszystko jest jeszcze świeże, mam masę roboty i muszę pomyśleć nad terminem, w którym cały zarząd będzie mógł się pojawić u burmistrza. Chcę, aby brał w tym udział cały zarząd, a nie tak jak to było wcześniej, że pan Brześniowski wszystko załatwiał sam. Miał do dyspozycji zarząd, ale wszystko chował dla siebie.
- Czego życzyć nowemu zarządowi?
- Jak najwięcej energii do działania. Dużo obowiązków wziąłem sobie na głowę, ale myślę, że damy radę. Musimy dać radę!