Mariusz Pawełek: Chcę podeptać młodszym po piętach
Doświadczony bramkarz dołączył do GKS-u Jastrzębie. Co powiedział w krótkiej rozmowie?
Jak do tego doszło, że trafiłeś właśnie do GKS-u Jastrzębie?
- Miałem propozycje z pierwszoligowych klubów, ale tak naprawdę nie chciałem się ruszać zbyt daleko od domu. W międzyczasie odezwali się do mnie trenerzy Skrobacz i Woś i zapytali się, czy bym nie spróbował w Jastrzębiu. To był bardzo miły telefon i przekonywanie mnie nie trwało zbyt długo, bo tak jak wspomniałem, nie chciałem całej rodziny - a mam trójkę dzieci - zabierać gdzieś daleko.
Dawno nie było w Jastrzębiu zawodnika z takim CV. Jesteś też teraz najstarszym piłkarzem w szatni, więc dla wielu, szczególnie młodszych zawodników, możesz być wręcz mentorem. Jesteś przygotowany na taką rolę?
- Będę się starał moim doświadczeniem pomóc młodszym chłopakom, zarówno na boisku, jak i poza nim. Przez ten czas od kiedy jestem w klubie, atmosfera jest bardzo dobra, jest wspólny język w drużynie, a to jest bardzo ważne. Przede wszystkim w samym klubie nie było zbyt wielu zmian, co też było czynnikiem przekonującym. Wszystko jest budowane z głową. Poszczególne pozycje są uzupełnianie, a nie ma sprowadzana po pięciu czy dziesięciu nowych zawodników. Fajnie być w drużynie, która ma swój styl i od paru lat fajnie to wygląda. Były awanse, były fajne mecze. W pierwszej lidze niejedna drużyna miała problem z Jastrzębiem wygrać, czego efektem było dobre miejsce na koniec sezonu. Fajnie by było taki wynik powtórzyć w następnym, ale nie chcę niczego obiecywać. Mówi się, że drugi sezon dla beniaminka jest trudniejszy, ale mam nadzieję, że tak nie będzie i będziemy potrafili wyjść z każdej opresji.
O miejsce w składzie będziesz rywalizował z Grzegorzem Drazikiem i Mateuszem Kurzanowskim. Jak oceniasz ich umiejętności i Waszą współpracę?
- Ja zawsze, w każdej drużynie, w jakiej byłem, dogadywałem się z innymi bramkarzami. Nawet jeśli nie broniłem, tylko byłem rezerwowym, to zawsze starałem się pomagać temu „pierwszemu”. Już powiedziałem Grześkowi, że jeśli będzie taka sytuacja, że to ja będę pierwszym bramkarzem, to poproszę go o to, żeby mi pomagał i mnie wspierał, a ja się odwdzięczę tym samym w drugą stronę. Jeśli chodzi o umiejętności, to każdy z nas może na pewno jeszcze lepiej wyglądać. Mimo tego, że mam 38 lat, to dalej się uczę i parę rzeczy mogę poprawić. Przychodzę tutaj, żeby podeptać młodszym po piętach, ale też walczyć o pierwszy skład. To z pewnością Grześkowi, Mateuszowi i całemu zespołowi wyjdzie na dobre.
W perspektywie czasu jest dla Ciebie też szykowana rola trenera bramkarzy.
- Na chwilę obecną chcę się koncentrować na swojej robocie, bo to jest dla mnie najważniejsze. Co będzie dalej? Powoli muszę się do wszystkiego przygotowywać. Na pewno będę rozmawiał na ten temat z trenerem Królczykiem, muszę popytać o parę rzeczy, bo to będzie dla mnie nowość. Temat jest, ale mam nadzieję, że trener Królczyk jeszcze pociągnie ten wózek i pomoże, bo do takiej roli na pewno trzeba się przygotować wspólnie przedyskutować tę sytuację.
Byłeś w kilku szatniach czołowych polskich drużyn, do tego też w zagranicznych. Możesz jakoś porównać to, co widziałeś, do tego, co zastałeś w Jastrzębiu?
- No tak, byłem w wielu szatniach i to były różne szatnie. Teraz, tak na świeżo, atmosfera w GKS-ie według mnie jest bardzo rodzinna, podobnie jak było w Odrze Wodzisław swego czasu. Jeśli chodzi o Wisłę, to było wielu obcokrajowców z wielu zakątków świata i po treningu każdy się rozjeżdżał w swoją stronę. Nie było tak, że się zostaje i pogada po treningu. Tworzyły się grupki. Może jak to przeczytają Marcin Baszczyński czy Arek Głowacki, to powiedzą: co Ty gadasz, a ja czasami bałem się podejść do starszego zawodnika, bo o czym ja miałem z nim rozmawiać? Po paru miesiącach stwierdziłem, że to przecież są normalni ludzie, tacy jak ja. Inne były jednak przyzwyczajenia. Była do robienia robota i do domu. W Turcji też była dobra atmosfera, sporo rozmawialiśmy. Ja po angielsku, nauczyłem się też trochę tureckiego i starałem się trzymać w grupie. Oni bardzo lubią rozmawiać, szczególnie przy tym ich tureckim czaju, przy bilardzie, kartach. Zawsze byli blisko i o co nie poprosiłeś, to pomogli. Nie spotkałem się jeszcze w swojej karierze ze sztywną szatnią. Na pewno sporo też zależy od wyników i od tego, jak to wszystko się będzie krystalizować. Jeśli chodzi o Katowice, to wiadomo, jak się skończyło. Było wielu doświadczonych zawodników, a to czasami nie idzie w parze z wynikami. Wydaje mi się, że każdy wyciągnie wnioski, bo każdy dołożył swoją cegiełkę do tego spadku. Atmosfera w Katowicach była fajna, ale nie było zgrania. Dlatego warto patrzeć na takie ośrodki jak Raków czy Jastrzębie. Pieniądze to nie wszystko. Można pakować spore środki w klub, ale trzeba to robić z głową i rozsądkiem.
- O, jeszcze w Polonii Warszawa było bardzo fajnie! Żyliśmy w biedzie, bo nie dostawaliśmy wypłaty przez 10-11 miesięcy, więc to naprawdę była bieda, szczególnie w Warszawie, gdzie jest drogo. Mimo tego mieliśmy świetną atmosferę i zrobiliśmy super wynik, bo zajęliśmy szóste miejsce mimo smrodu, którego trochę narobił prezes Król. Była fajna paczka. Wymyślaliśmy różnego rodzaju nagrody. Na przykład w tej biedzie przynosiliśmy sobie jogurt naturalny zero procent z miodem i po przegranym mecz ktoś musiał go komuś oddawać, były wspólne wyjścia na kebaby. Ale to wszystko było razem i zadziałało.
Ze względu na zmiany w regulaminie, w nadchodzącym sezonie nawet szósty zespół w tabeli będzie miał szansę na awans do ekstraklasy. Widzisz w tym gronie GKS Jastrzębie?
- Po tym, co tutaj widziałem, stwierdzam, że jeśli chodzi o trening, zaangażowanie czy taktykę, to wszystko naprawdę fajnie wygląda. Nie chcę jednak pompować balonika. Pierwsze mecze będą bardzo ważne. Myślę jednak, że wspólnie, jako cała drużyna, razem ze sztabem i wsparciem kibiców, jesteśmy w stanie powalczyć o podium. Nic, tylko się nie bać i robić to, co nakreśli trener, bo przecież ma wiedzę, zaliczył kilka szczebli rozgrywek i robił to z dobrym skutkiem.
Biuro Prasowe GKS Jastrzębie