Marcin Parzonka w Studio Nowiny. Jak zostałem koszykarskim świrem [WIDEO]
Jak to się stało, że założony ponad dekadę temu męski klub koszykarski z Raciborza dziś występuje w II lidze kobiet? Czy Power Rangers może mobilizować do zwycięstwa? Jak dobrym trzeba być z chemii w szkole, żeby dbać o chemię w drużynie? Na te i inne pytania odpowiada Nowinom Marcin Parzonka trener koszykarskiej drużyny AZS RKK Racibórz.
Mówi, że jego serce jest zielono-biało-czarne, bo to barwy AZS RKK Racibórz. Gdy słyszy kultowe "Hej, hej tu NBA" to przypomina sobie, że idolem jego dzieciństwa był Scotty Pippen z Chicago Bulls. Wie, że jest wielkim koszykarskim świrem z Raciborza, ale zna jeszcze większego z tego miasta.
Kim są kobiety jego sportowego życia? Która z nich jest najlepsza? Czego spodziewa się po nadchodzącym sezonie, w którym jego zespół nie będzie już underdogiem, ale przystąpi do gry z pozycji faworyta?
Ze szkoleniowcem rozmawiał w Studio Nowiny redaktor naczelny Nowin Raciborskich Mariusz Weidner. Realizacją zajął się Grzegorz Witek.
Mariusz Weidner: Jak pana pierwszy raz spotkałem, przed kilkunastoma laty, to byłem przekonany, że w pańskim sercu gości przede wszystkim siatkówka, a dzisiaj rozmawiam z pierwszym trenerem RKK AZS Racibórz, czyli drużyny koszykarskiej. Która dyscyplina pana bardziej uwiodła?
Marcin Parzonka: To koszykówka zawsze była moją największą miłością sportową. Siatkówka tak naprawdę była gdzieś tam przy okazji. Pogrywałem sobie w nią gdzieś amatorsko. Okres, o którym pan mówi, to było wspieranie drużyny AZS Rafako Racibórz, która wtedy odnosiła spory sukcesy w siatkówce drugoligowej, walczyła nawet o awans do pierwszej ligi. Wspólnie z kolegami ze studiów na PWSZ założyliśmy taki klub kibica, który jeździł na mecze, także wyjazdowe, z bębnami i dopingiem. Dzięki temu wiem, że to wsparcie kibiców jest bardzo ważne i cieszę się, gdy kibice RKK AZS wspierają drużynę na meczach.
Z tych kibicowskich czasów zapewne pamięta pan halę Rafako, która później przeszła metamorfozę w Arenę Rafako?
Był to wtedy obiekt z takim przaśnym wyglądem z lat 60. i 70. ale to też miało swój klimat i zawsze z takim sentymentem gdzieś wracamy do tego jak organizowaliśmy jakieś treningi koszykarskie czy, graliśmy w amatorskiej lidze. Jak te kosze zza hali na kółkach się wyprowadzało na boisko. To miało taki swój urok. Obecnie warunki i treningowe i meczowe po remoncie tej hali są o wiele lepsze.
Przy okazji ostatniego turnieju półfinałowego w tym obiekcie sędziowie, czy komisarz, który przyjechał do nas na turniej mówili, że z tą halą z takimi kibicami, z takim poziomem organizacyjnym spokojnie możemy myśleć o pierwszej lidze, a nawet o ekstraklasie.
Jak to się stało, że ponad dekadę temu w Raciborzu powstała drużyna męska koszykówki, która teraz gra w lidze kobiecej?
To prawda. 10 lat temu grupa zapaleńców skrzyknęła się i gdzieś na bazie tej ligi amatorskiej, która swego czasu była bardzo mocna w Raciborzu i postanowiliśmy, że chcemy utworzyć klub koszykarski. Przez cztery lata rywalizowaliśmy w III lidze męskiej, z dużym wsparciem otrzymanym już na samym początku ze strony uczelni i pana rektora, świętej pamięci Michała Szepelawego. Pierwsza siedziba klubu była na uczelni, stąd w nazwie klubu ten AZS. Na początku była ta koszykówka męska, potem w Raciborzu powstał drugi klub Ofensywa, a nasz prezes Arkadiusz Nowacki zawsze miał takie marzenie, żeby odbudować, reaktywować koszykówkę kobiet w Raciborzu. A trzeba pamiętać o tym, że swego czasu Racibórz w koszykówce kobiet naprawdę sporo znaczył. I my powoli chcemy do tamtych sukcesów nawiązywać.
To była Stal Racibórz. Jest taki stary film z młodą Julią Roberts - Stalowe Magnolie o sile kobiet. Czy nowe „stalówki” z Areny Rafako dysponują siłą?
Tu trzeba wskazać na postać pani Moniki Kawalec, ona wtedy grała w tej legendarnej już drużynie. My z nią jesteśmy w stałym kontakcie, to nasz wierny kibic. Na każdym meczu nas wspiera dobrym słowem, jest takim łącznikiem między tą dawną, dobrą Stalą a nowym RKK. Kiedy kibicowałem siatkarzom, ona działała w tym klubie i też znaliśmy się ze wspólnego kibicowania. Należymy do sportowego środowiska w Raciborzu, w którym wszyscy aktywni ludzie się dobrze znają.
Jedną trzecią życia poświęcił pan trenowaniu. Co zdecydowało, że wybrał pan ten fach?
Koszykówka zawsze gdzieś w moim życiu była, już od najmłodszych lat, grałem w nią na poziomie juniorskim w MKS Kędzierzyn-Koźle. Tam stawiałem swoje pierwsze kroki koszykarskie. Potem odniosłem kontuzję, bo jedno kolano i drugie kolano odmówiło posłuszeństwa. Rozpocząłem studia w Raciborzu na kierunku wychowanie fizyczne, a później za namową pana rektora Szepelawego i prorektora Jerzego Pośpiecha wybrałem studia magisterskie na Politechnice Opolskiej. Tam pod okiem pana Dariusza Nawareckiego zrobiłem uprawnienia trenerskie. Bardzo mi się to spodobało, bo to była taka kontynuacja przygody z koszykówką. Zauważyłem, że mogę się w tym realizować. Odbyłem staż u doktora Nawareckiego, potem byłem na stażu w nieistniejącym już klubie Alba Chorzów, gdzie byłem drugim trenerem i trafiłem do Raciborza. Jak powstał nasz klub, to najpierw trenowałem chłopaków. Była chwila przerwy, bo to ciężki chleb jest ta trenerka i czasem trzeba odpocząć. Wróciłem do koszykówki w trochę innym wydaniu, bo żeńskim, więc jak to mówią trochę ładniejszym. I tak już czwarty rok z dziewczynami razem pracujemy.
Wasz klub założył sobie takie kroki milowe w dotarciu do celu - awansu do I ligi. Na której mili tej autostrady aktualnie jesteście?
Można odpowiedzieć, że na razie jedziemy zgodnie z planem, z taką dozwoloną prędkością, choć może ostatnio przyspieszyliśmy, ale żadna policja nas po drodze nie łapała. Jesteśmy na tym poziomie czy na tym etapie, na którym chcieliśmy być. Do zamknięcia tego planu - dziesięcioletniego - pozostały nam tak naprawdę 3-4 lata. Uważamy, że budując skład w ten sposób, w jaki budujemy go od kilku lat, zbierając kolejne doświadczenia, jesteśmy w stanie za te trzy lata awansować do pierwszej ligi. Bo warto podkreślić, że awans do pierwszej ligi to nie tylko kwestia czysto sportowa, bo to również kwestia organizacyjna i finansowa. Na to trzeba już być naprawdę dobrze przygotowanym.
W jaki sposób przygotowujecie się do zapukania do bram wyższej klasy?
6 lat temu zarząd klubu opracował taki dziesięcioletni plan rozwoju. Bo można oczywiście na hura stworzyć drużynę i zagrać sobie w lidze, ale my wychodziliśmy właśnie w myśl tego, o czym zawsze mówi nasz prezes, że on chce odbudować koszykówkę żeńską w Raciborzu od podstaw. Czyli
trzeba pamiętać o tym, że to nie może być tylko drużyna seniorska, ale to muszą być również te grupy młodzieżowe. Każdego roku staraliśmy się dołożyć coś jeszcze, żeby nasza organizacja coraz bardziej się rozwijała. Na ten moment mamy trzy kategorie wiekowe, cztery grupy treningowe. Mamy małe dziewczynki, które na razie sobie tylko trenują. Mamy grupę U-14 która będzie grać w rozgrywkach śląskiego związku koszykówki. Są jeszcze dziewczyny, które już u nas trenują, to będzie teraz piąty rok i one będą występowały w kategorii U-17. Drużyna seniorska jest celem dla tych młodszych grup. Powoli gdzieś ten cały cykl szkolenia staramy się domykać. Żeby mieć narybek. Bo wiadomo, że dziewczyny, które teraz mają po 28-30 lat, za pięć sześć lat powiedzą: trenerze wystarczy i odwieszą buty na kołek. Dlatego muszą być następczynie. Na poziomie drugiej ligi mamy te 8-9 zawodniczek tych nazwijmy je - doświadczonych, które już prezentują jakieś tam poziom, ale w każdym meczu mamy te trzy cztery miejsca gwarantowane właśnie dla tych młodych dziewczyn, tych 16, 17-latek, żeby one już wchodziły do tej seniorskiej koszykówki, żeby już obserwowały jak wyglądają te mecze i jeżeli będzie możliwość, żeby już wchodziły na boisko i wąchały ten parkiet. W ten sposób budują doświadczenie, bo żaden trening nie nie odda tego co daje mecz.
Cały wywiad z trenerem Parzonką w materiale wideo.