Łowca medali ze słodkiej ulicy
- Był wcześniakiem, uratował go sprzęt WOŚP-u. Dziś Krzysiu Kuryłowicz - niewielki wzrostem, a silny charakterem raciborzanin jest przykładnym miłośnikiem sportu.
- Tydzień wyznacza mu grafik zajęć i aktywności. Zakwalifikował się - jako dwunastolatek - na Mistrzostwa Świata, a we wrześniu jedzie na czempionat Europy.
Zaczęło się na Zamkowej
Miał 7 lat, kiedy z mamą Haliną pobiegł w słynnym w Raciborzu biegu 24-godzinnym na stadionie OSiR. - Krzysiu, zrób dychę! - dopingował go tato Tomasz, znany w Raciborzu społecznik, organizator imprez charytatywnych. Syn przebiegł 12,5 km w ciągu. Później jeszcze 5 km i dopiero wtedy powiedział, że na więcej nie ma już sił. Później były kolejne biegi i kolejne osiągnięcia. Dlatego do szkoły podstawowej poszedł do sportowej „ósemki”. Chciałby zostać lekkoatletą.
To nie jest kwestia genów
Czy to wynika z rodzicielskich pasji? Mama lubi biegać, choć już nie może tak intensywnie jak przed paru laty. Nie jest jednak i nigdy nie była wyczynowcem. Korzystała z zajęć z trenerką Beatą Monicą-Szyjką w ramach programu Biegam, bo lubię. Brała udział w długodystansowych zawodach na terenie Raciborza. - Jeśli biegam, to żeby oderwać się nieco od codzienności, od obowiązków, to jest moja odskocznia - tłumaczy pani Halina.
Tato pracuje w OSiR, ale ze sportem miał do czynienia jeszcze w wieku szkolnym. Wyróżniał się, ale nie poszedł w tym kierunku. Później grywał regularnie w Halowej Lidze Piłki Nożnej. Jednak to wszystko było na zasadzie amatorskiej pasji.
Kiedy siedzi to jest nudno
Krzyś lubi biegać, a jeszcze bardziej - jeździć na rowerze. Z podwórka wraca zazwyczaj poobijany, z jakimś nowym siniakiem. - Szaleje na tym rowerze - przyznaje tato, a mama mówi o wyczynach syna z lekkim niepokojem. W naturalny sposób boi się o dziecko.
Młody Kuryłowicz trafił też do piłkarskiej Akademii United. Tam gra jako lewy pomocnik. Lubi się kiwać. Jest niski, zwrotny, potrafi minąć nawet kilku przeciwników.
- Ja nie lubię siedzieć w domu. Kiedy byłem chory i musiałem przez tydzień zostać w łóżku, to było najgorzej. Jak się nie ruszam, to robi się nudno - przyznaje Krzysiu Kuryłowicz.
- Nie usiedzi - śmieje się jego tato. - Nawet jak miał ortezę i musiał chodzić o kulach, to pod domem zagrał w piłkę - przypomina sobie.
Ściana z medalami
Jako uczestnik biegów przeszkodowych - ninja z klubu Raciborki OCR polubił siłowe, brudne bieganie.
Bierze udział w różnych zawodach, na poziomie miasta, powiatu i regionu. Mistrzostwa Śląska ma już parokrotnie zaliczone. Plasuje się w czołówce. Przywozi z nich medale. Jest ich już cała ściana. Zebrano je tuż przy wejściu do mieszkania. Krzysiu ma swoje ulubione trofea. Pokazuje nam, które ceni najwyżej. To medale w kształcie karabinu.
Na koncie ma też międzynarodowe starty. Był w Czechach i Austrii. Bariera finansowa hamuje start w Chinach, gdzie na duże zawody zakwalifikowały się Raciborki OCR. - Znajomi zadeklarowali pomoc, zebralibyśmy kwotę na przelot i start, ale syn kategorycznie stwierdził, że na tak długą podróż samolotem jest dla niego jeszcze za wcześnie - mówi Tomasz Kuryłowicz.
Najgorzej skończyć na czwartym miejscu
Ciekawostką wśród jego aktywności jest woltyżerka konna, którą rozwija pod okiem miłośnika koni z Ostroga. Ludwik Gorczyca zaprasza Kuryłowicza do Huzarskiej Doliny i przygotowuje do kolejnych edycji raciborskiego Hubertusa. Umiejętności chłopca można podziwiać co roku we wrześniu. Gdyby to był cyrk, Krzyś byłby człowiekiem-gumą. Na grzbiecie konia czuje się nie gorzej niż na domowym krześle.
Choć w szkole idzie mu ze zmiennym szczęściem, to szóstka z zajęć WF musi być. Na zakończenie tego roku szkolnego Kuryłowicza wyróżniono jako ucznia ze specjalnymi osiągnięciami na niwie sportowej.
Czy lubi oglądać sport w telewizji? - Od czasu do czasu. Moje ulubione kluby to Real Madryt i Ruch Chorzów - przyznaje. Na dwóch meczach tej śląskiej drużyny kibicował jej bezpośrednio ze stadionu. Wpierw z tego przy Cichej, a później w słynnym Kotle Czarownic.
O swojej bogatej już kolekcji medalowej mówi, że lubi, gdy staje na podium. - Wtedy czuję, że warto było się starać - mówi.
- Syn nauczył się przegrywać. Bo najgorzej jak jest czwarty, piąty, blisko medalowych pozycji, wtedy ten żal jest największy. Kiedyś płakał w takich sytuacjach, teraz wie, że to powód, żeby następnym razem być lepszym - tłumaczy tato.
Tato z pucharem go zdopingował
Z żoną starają się bywać na zawodach syna. - Przynajmniej jedno z nas mu towarzyszy. Starszy brat nie jest takim pasjonatem sportu jak Krzysiu, ale co do jazdy konnej to podziela jego zainteresowania - słyszymy od pana Tomasza.
Usportowiony chłopak z ulicy Czekoladowej ostatnio próbuje sił w darcie. Trafianiem do tarczy interesują się jego tato i mama, więc i syn poszedł tym śladem. - Jak zobaczyłem tatę z pucharem, to musiałem spróbować - śmieje się Krzyś.
We wrześniu Kuryłowicze będą kibicowali swej pociesze na europejskich mistrzostwach spartan w Austrii. Tu Kuryłowicz razem z zawodnikami Raciborki OCR będzie reprezentował Polskę. Musi pokonać trzykilometrową trasę z 20. przeszkodami.
Zapatrzony w Justynę, chce iść w ślady Patryka
Kim chciałby być w przyszłości Krzyś? - Może piłkarzem? - zastanawia się chłopiec. Ojciec mówi, że edukacja syna w szkole sportowej może doprowadzić go do sukcesów w lekkoatletyce. - Skoro ta placówka dała początek karierom Justyny Święty-Ersetic czy Patryka Grzegorzewicza, to wierzę w następne talenty. Może wśród nich znajdzie się także Krzyś? - podsumowuje Tomasz Kuryłowicz.