Adam Małysz w Caroline Team
Adam Małysz oficjalnie potwierdził, że dołączył do Caroline Team. Już w styczniu ma wystartować w rajdzie Dakar.
Ankieta
Na początku mieli dwa samochody, które zbudowali sami. Potem zaczęli marzyć o czymś więcej. Powstała więc zawodowa grupa specjalizująca się w rajdach off roadowych. To nie wystarczyło. Rybniczanin Rafał Płuciennik stwierdził, że musi mieć gwiazdę, aby marzyć o Dakarze. Ściągnął więc do zespołu Adama Małysza.
Trudne początki
Gdy byłem małym chłopcem, już marzyłem o tym, aby wystartować w Camel Trophy i Dakarze. Sześć lat temu trafił mi się stary Jeep Wrangler. Zacząłem nim jeździć w Bukowie na żwirowni. Szybko powstała grupa fanatyków off roadów. Więc zaczęliśmy więcej jeździć. Większe góry, większe dziury i auto zaczęło się psuć. Co gdzieś wyjechałem, to wracałem na holu. Szybko doszedłem do tego, że potrzebuje lepszego samochodu, jeżeli chcę podróżować po tak ekstremalnych trasach. Apetyt rósł w miarę jeżdżenia. Znalazłem kolegę w Tychach i razem zaczęliśmy budować samochód. Włożyliśmy do starej skorupy silnik z BMW. Wymieniliśmy mosty. Po tych przeróbkach, które trwały pół roku, miałem najlepszy samochód na żwirowni. Wystartowałem więc w pucharze Polski. Skończyło się tak, że samochód mi wybuchł. Wtedy stwierdziłem, że jest to drogi sport i nie stać mnie na niego. Cały czas trzeba pakować pieniądze w sprzęt. Do tego koszty startów, obsługi. Miałem jednak w głowie marzenia o Camel Trophy i Dakarze. Zebrałem więc chłopaków i postanowiliśmy założyć prawdziwy team.
RMF Caroline Team
Na początku mieliśmy cztery auta. Każde oczywiście z innej parafii. Zaczęło się to jednak kręcić. Firma Mitko kupiła nam namioty, balon reklamowy, ekrany. Jakoś to już wyglądało. Team zaczął być rozpoznawalny podczas rajdów. Jedni zaczęli brać z nas przykład, inni nam zazdrościli. To chyba jednak w naszym kraju normalne. Dziś takich drużyn jak nasza jest sporo. Ale to my byliśmy pierwsi i tego nikt nam nie odbierze. Doszedł do nas nasz patron medialny, czyli RMF. Postawił warunek, że musi być w nazwie. I tak się stało. Z nazwą Caroline Team łączy się smutna historia. Mirek Kozioł, jeden z członków naszej ekipy miał córkę Karolinę. To ona praktycznie zbudowała mu samochód, miała ogromną pasję. Chciała jeździć w rajdach. Niestety, w wieku dwudziestu kilku lat zmarła na białaczkę. Stąd też ta nazwa Caroline. Do teamu zaczęli dołączać kolejni partnerzy. Za pieniądze sponsorów pojechaliśmy na pierwsze poważne zawody. W rajdzie Drezno – Wrocław przyjechałem na 17. miejscu. Był to najlepszy wynik wśród debiutantów. Potem pojechaliśmy rajd w Malezji, który był spadkobiercą Camel Trophy. To chyba najtrudniejsza impreza przeprawowa. Siedzieliśmy w dżungli dwa i pół tygodnia. Pierwsze marzenie udało się więc zrealizować. Startował tam też Mirek, ojciec Karoliny. Jechał samochodem, który razem budowali.
To była końcówka pierwszego roku startów. Firmy zaczęły nas dostrzegać. Pojawialiśmy się w mediach, co nie było bez znaczenia. Wszystko toczyło się w dobrym kierunku.
Projekt Dakar
W roku 2009 wygraliśmy rywalizację teamów w rajdzie Drezno – Wrocław. To był pierwszy duży sukces. Po nim zostaliśmy zauważeni w Europie. Ja wygrałem tam indywidualnie dwa etapy. Rok później nasze auta były już bardzo wysłużone. Zaczęliśmy więc zastanawiać się nad rajdami cross country. Sprzedałem swój stary samochód i zacząłem szukać nowych, poważnych partnerów. Prowadziliśmy bardzo zaawansowane rozmowy ze Skodą. Wydawało się, że z nimi będziemy budować nowe auta. Ostatecznie oni weszli jednak we współpracę z Leszkiem Kuzajem, legendą rajdów płaskich. Trochę nas to podłamało, ale po pewnym czasie spotkaliśmy osobę z Porsche. Przedstawiliśmy jej nasz plan. Po kilku spotkaniach udało się nawiązać współpracę. Oni mieli odpowiednią technologię. Samochody w cross country muszą być budowane na bazie seryjnych, ale mogą być dostosowane do wymogów rajdowych. Na to trzeba mieć jednak licencję i Porsche taką właśnie miało. I tak mogliśmy zacząć realizować projekt Dakar. Oczywiście nie mówimy o wyniku sportowym, tylko o spełnianiu kolejnych marzeń, realizowaniu swojej pasji. Pewnie minie kilka lat zanim zaczniemy na to patrzeć przez pryzmat wyniku. Najpierw musimy się wielu rzeczy nauczyć, zdobyć niezbędne doświadczenie.
Adam Małysz
Cały czas chodziło mi po głowie, że sami nie zdołamy przyciągnąć tak dużych sponsorów, żeby zbudować budżet na Dakar. Musimy mieć jakąś top gwiazdę. Po rozmowach z Generali, gdy schodziłem zobaczyłem plakat Małysza. Przypomniałem sobie wtedy, że on często w wywiadach podkreślał, że jego pasją, poza skokami, są terenowe samochody. Zdobyłem telefon do Roberta Matei. Zadzwoniłem do niego i zacząłem mu tłumaczyć, o co chodzi. On na to, że obok jest Małysz i on mu przekaże telefon. Przedstawiłem więc swój pomysł Adamowi. Spotkaliśmy się i szybko wyszło, że mamy podobne marzenia. Pierwsze spotkanie trwało trzy godziny. Adam słuchał naszych planów z wypiekami na twarzy. Przez rok utrzymywaliśmy wszystko w tajemnicy. Wynikało to z tego, że Małysz chciał dotrwać do mistrzostw świata w Norwegii. To był dość trudny okres, ponieważ budując budżet nie mogliśmy oficjalnie mówić, że mamy umowę z Małyszem. Wynikały z tego różnie, czasem śmieszne sytuacje. No, ale teraz jesteśmy już razem. Wszyscy wiele się uczymy od Adama. Jego profesjonalizmu, pokory. Na pierwszym treningu jeździł tak długo, aż zabrakło mu benzyny.
Dzięki wsparciu wielu firm, będziemy mogli wystawić w Rajdzie Dakar dwie załogi samochodowe i dwa quady. Ja, ze względów m.in. finansowych, musiałem zrezygnować. Będą nas reprezentować Adam Małysz z Rafałem Martonem i Albert Gryszczuk z Michałem Krawczykiem.
Kolejne marzenia
Dużo pracy jeszcze przed nami. Oczywiście będę chciał wystartować w Dakarze jako kierowca. Teraz skupiam się jednak na sprawach organizacyjnych, logistycznych. Chciałbym również, aby już w najbliższej edycji Rajdu Dakar, nasz zawodnik jadący na quadzie powalczył o zwycięstwo. Uważam, że jest to możliwe. Wcześniej będziemy startować we wszystkich edycjach pucharu świata. Mam nadzieję, że będzie to dobry trening, ale również przygoda. Oczywiście będzie z nami już Adam Małysz.
Notował Marek Pietras
Rybniczanin?! hahaha to dobre. Pan Rafał jest z Wodzisławia. Ehh te rybnickie cwaniaki wszystko chcą by było rypnickie.
Jedź Adaś Jedź...!!!ha ha
Sami łysi i Adam Małysz :D
Piotr Zelt? wow
szacun panowie - za wizję i jej urzeczywistnienie.