Dziesięć lat Formy Wodzisław
14 marca w Gościńcu Wodzisławskim odbyły się obchody jubileuszu Formy Wodzisław, jednej z najprężniejszych organizacji w powiecie wodzisławskim, która zrzesza m.in. biegaczy i adeptów nordic walking.
Włodarze klubu zaprosili na uroczystość zawodników, sponsorów, przyjaciół, włodarzy samorządów, z którymi Forma współorganizuje zawody. Tylko w ubiegłym roku było to ponad 20 imprez biegowych. Zaś członkowie klubu startowali w 171 imprezach na terenie kraju oraz w innych państwach Europy. Nie tylko biegowych czy nordic walking, ale także w triathlonach, rajdach rowerowych czy na nartach.
Uroczystość była okazją do posumowania osiągnięć zawodników Formy. Za starty w poszczególnych zawodach klub przyznaje swoim członkom punkty. I tak w rywalizacji kobiet w nordic walking za rok 2013 najwięcej punktów uzbierała Teresa Sznajder. Na kolejnych miejscach podium uplasowały się Barbara Kowalczyk-Stachowska oraz Anna Świta. Wśród panów czołowa trójka zawodów nordic walking to Jan Serwotka, Zenon Sznajder i Jarosław Reclik. Najlepsza zawodniczka w biegach w roku 2013 to Katarzyna Kanclerz-Januszewska. Za nią uplasowały się Katarzyna Wernik i Renata Opiekulska. Wśród panów najlepsi biegacze to Jacek Wojaczek, który dużą ilością startów znokautował swoich klubowych kolegów. Na drugim miejscu sklasyfikowany został prezes klubu Zbigniew Marszałkowski, na trzecim Tomasz Januszewski. Osobne wyróżnienie dla najwszechstronniejszego zawodnika otrzymał Stanisław Kraski. Wyróżniono również autorów najlepszych zdjęć sportowych – Adama Kota, Dariusza Krause oraz Barbarę Kowalczyk-Stachowską.
(art)
Jak Forma z klubu znajomych stała się jedną z największych organizacji w powiecie
Artur Marcisz: Forma Wodzisław powstała 10 lat temu z inicjatywy Twojej oraz Henryka Szkatuły.
Zbigniew Marszałkowski, prezes Formy: Moja żona pracowała w sklepie z żoną Janka Żala, który jest w Formie do dziś. I ona mówi, że ma kolegę, który również biega, a biega nawet więcej niż ja czy Janek. Tym kumplem był właśnie Heniek. Umówiła nas na spotkanie. Spotkaliśmy się i za półtora miesiąca zakładaliśmy klub. Oprócz nas dwóch na początku w klubie był Janek Żal, mój syn Adam, Andrzej Tomaszewski, Karolina Wrona i jeszcze kilka innych nazwisk. Idea była taka, że każdy z nas jeździł już na jakieś zawody, tyle że osobno. A przecież mogliśmy razem startować jako grupa. I takie było założenie, które przyświecało nam kiedy powstawała Forma. Tyle, że dość szybko klub zaczął się rozrastać. Ten przyprowadził kumpla, ten żonę, ta przyjaciółkę.
I w ten sposób staliście się jedną z najprężniejszych organizacji sportowych w powiecie.
Może to trochę nieskromne z mojej strony, ale rzeczywiście tak jest. Mamy prawie 140 czynnych członków, a więc takich, którzy nie tyle że opłacają składki członkowskie, ale aktywnie uczestniczą w różnego rodzaju zawodach. Oprócz biegów, w których startuje najliczniejsza grupa członków, mamy nordic walking, triathlony, wyścigi rowerowe, narty biegowe. Ale też aerobic dla pań, siatkówkę, mamy basen. Poza tym nasi członkowie aktywnie pomagają w organizacji różnych imprez, których przecież mamy bardzo dużo.
Opowiedz o swoich początkach z bieganiem.
Kiedyś startowałem w maratonach, biegałem za młodu. Potem założyłem rodzinę, była praca, różne obowiązki, a co za tym idzie te biegi poszły w odstawkę, chociaż dalej biegałem i sporadycznie gdzieś tam startowałem, ale już nie na taką skalę jak wcześniej. Mój syn załapał bakcyla sportowego i zaczął startować w triathlonach. Namówił mniej, żeby pojechać na zawody do Poznania. To był rok 2004 kiedy wróciłem do takiego systematycznego biegania i startowania. I od tego czasu mam zaliczone około 400 startów w różnych zawodach, w tym 76 maratonów, ale też biegi na 100 km.
Jak byś zachęcił ludzi do biegania? To sport który może wydawać się nieco nużący. Bo tylko biegnie się i biegnie. Człowiek się męczy.
Trzeba urozmaicać sobie trasy. Nie biegać ciągle na tych samych ścieżkach, a jeśli już to biegać np. w odwrotną stronę. Warto poszukać sobie grupy ludzi, z którą przynajmniej raz w tygodniu pobiegamy razem. Taki trening grupowy inaczej człowieka mobilizuje. Jest rywalizacja, trudniej się wykręcić z takiego treningu, bo musimy się wykręcić przed kolegami. A to już jest jakiś problem. Warto założyć sobie dzienniczek treningowy. Prowadząc podstawowe zapiski, ile kilometrów i w jakim czasie się je przebiegło, mamy kontrolę postępów. Po drugie zaczynamy bić własne małe rekordy. Bo jak w jednym miesiącu przebiegłem 40 kilometrów, to przecież jak w drugim dołożę jeden trening więcej, to tych kilometrów będzie znów nieco więcej. Nagle może się okazać, że w trakcie roku przebiegłem 1000 km. A więc już jakiś sukces. Ja żałuję, że założyłem swój dzienniczek dość późno, bo dopiero w styczniu 2005 roku. Ale od tego czasu mam udokumentowane ponad 30 tysięcy przebiegniętych kilometrów.