Porzuciła karierę mażoretki na rzecz MMA. Karolina Wyleżoł walkę ma we krwi
W CZTERY OCZY – O instynkcie przetrwania na macie, miłości do sportu i sporcie, dzięki któremu płomyk innej miłości rozbłysnął oraz o trudnej sztuce realizowania się na wielu płaszczyznach życia z zawodniczką MMA i muay thai Karoliną Wyleżoł rozmawiał Wojciech Kowalczyk.
Widok walczących kobiet w ringu, przestaje szokować, a wręcz staje się zjawiskiem, któremu przyklaskuje coraz więcej osób. Pojęcie płci słabszej traci na aktualności. Kobiety zaangażowane w treningi oraz zawody sportów walki zmieniają społeczną mentalność. Bo płeć piękna to dziś także płeć walcząca.
– Od razu ostrzegam, że będę zadawać przeróżne pytania, także te mniej wygodne, i pytam też od razu, czy nie dostanę za to w przysłowiowy „dziób”?
– (śmiech) Nawet na te niewygodne pytania postaram się odpowiedzieć. A w „dziób” mogę dać tylko w jednym przypadku – jeśli powiesz, że dziewczyny w ogóle nie powinny walczyć, a tym bardziej bić się po twarzy.
– A powinny? Według wielu za piękne i za delikatne na to jesteście.
– Nie rozumiem dlaczego niektórzy mają problem z tym, że się bijemy. To przecież sport taki jak inne i nie jest bynajmniej zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn. Każdy powinien robić to, w czym czuje się najlepiej. Mnie się walki podobają, bo ja zawsze lubiłam walczyć. Nie tylko z kimś, lecz także ze sobą.
– Słyszałem, że wielu zawodników z klubu, po jednej walce z tobą rezygnuje z kolejnych. Tak ich potrafisz poobijać.
– Aż tak to nie. (śmiech) To, że jestem dziewczyną nie znaczy, że panowie przewidują dla mnie taryfę ulgową i dają sobie dokopać. Oczywiście, początkowo wielu nie chciało stawać ze mną do walki, ponieważ bali się, że mi coś zrobią. Teraz mierzymy się jak równy z równym.
– Jakie, według ciebie, cechy trzeba posiadać, aby się w świecie walk odnaleźć?
– Z pewnością wytrzymałość. Ale nie tylko tę fizyczną, lecz także psychiczną. Aby coś osiągnąć nie można się poddawać – wiem, wiele osób to w kółko powtarza, ale ja naprawdę w to wierzę. Niestety, tak już mam, że zbyt często się poddaję, na przykład w przypływie słabości rezygnuję z dalszej walki. Ale z całych sił staram się to zmienić.
– Jednak twoi trenerzy powtarzają, że w wielu sytuacjach jesteś nieustępliwa, i że jak już coś sobie zaplanujesz, to zrobisz wszystko, aby te plany zrealizować?
– Coś w tym jest. Kiedyś biegałam, pływałam, teraz walczę i wiem, że żeby robić to dobrze, potrzebny jest bardzo silny charakter, trochę zadziorności i dużo upartości.
– Sporty walki są dla Ciebie czymś w rodzaju próby charakteru?
– Próby, ale i szkoły. Bo one ten charakter utwardzają. Sprawiają, że pokonujesz własne słabości.
– A co jest twoim słabym punktem?
– To, o czym już mówiłam – zbyt często się poddaję. A właściwie poddawałam, bo odkąd trenuję, robię to coraz rzadziej. W niektórych sytuacjach brakuje mi wiary w siebie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że te wady są w mojej głowie i że mogę je stopniowo eliminować.
– A jakieś pozytywne cechy?
– Głód walki, chęć do nauki nowych rzeczy i umiejętność ich szybkiego przyswajania.
– Przejdźmy może jeszcze do początków twojej przygody z, oczywiście w cudzysłowie, biciem się. Wiem, że przez jedenaście lat byłaś mażoretką. Dlaczego zrezygnowałaś z tego na rzecz sportów walki? Między tymi dwoma dyscyplinami istnieje przecież diametralna różnica.
– Po pierwsze, czułam, że od dłuższego czasu nie rozwijam się w tańcu, po drugie chciałam spróbować czegoś nowego. Poza tym namawiała mnie do tego siostra, która nie chciała na pierwszy trening iść sama. Podstaw brazylijskiego jiu-jitsu i MMA uczył nas Kamil Karkus i muszę przyznać, że to głównie dzięki niemu połknęłam bakcyla.
– Żałowałaś, że opuściłaś grupę mażoretek?
– Ani przez moment. Żałowałam tylko jednego: że nie zrobiłam tego wcześniej.
– Pamiętasz pierwszy trening w Łamatorze?
– To były wakacje, kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu. Tak jak już mówiłam, początkowo trenowałam z Kamilem. To on pokazał mi podstawowe chwyty, rzuty. Dzięki temu nieco śmielej mogłam później rywalizować z chłopakami.
– Co było na początku najtrudniejsze? Bo wyobrażam sobie, że ten przeskok z tancerki na zawodniczkę BJJ nie był prosty.
– To dwa różne światy. Chociaż dzięki temu, że tańczyłam, mogłam pochwalić się dobrą gibkością i wytrzymałością. Mnie się specyfika sportów walki od razu spodobała, na sali czułam się bardzo dobrze. Trudne było na przykład opanowanie technik oraz skoordynowanie ciała, bo na to potrzeba wiele czasu spędzonego na macie. Podstawowa zasada jest taka, że nie można w siebie zwątpić.
– Powiedziałaś: zrezygnowałam z tańca, ponieważ przestałam się rozwijać. Praca nad sobą jest dla ciebie na tyle ważna, że bez niej nie ma sensu czegoś dalej robić.
– Samodoskonalenie to nieodłączna część każdego sportu. Zawsze sobie powtarzam, że jak stajesz choć na moment, przestajesz trenować lub zaczniesz wkładać w ten trening mniej serca, to zostajesz w tyle, bo rywal ciągle trenuje. Jeśli człowiek non stop nad sobą pracuje, może zajść naprawdę daleko.
– A jak daleko chcesz zajść? Nie pytam tylko o sport.
– Nie stawiam sobie jakichś bardzo odległych w czasie celów. Raczej myślę o tym, co czeka mnie w najbliższych tygodniach i miesiącach. A czeka wiele, bo we wrześniu rozpoczynam klasę maturalną i już dziś boję się, że nie uda mi się wygospodarować tyle czasu na treningi, co dotychczas. Po maturze chciałabym aplikować do Szkoły Oficerskiej we Wrocławiu, ale na razie to tylko wstępne plany.
– Traktujesz uprawianie sportu, jako pewnego rodzaju pasmo wyrzeczeń?
– Czasem tak, bo jednak połączenie nauki z treningami jest bardzo wyczerpujące. Uczę się w II LO na profilu matematyczno-geograficznym i musisz mi wierzyć, zajęć nam nie brakuje. Przyszły rok będzie dla mnie przełomowy i już dziś wiem, że jeśli nie dam rady wszystkiego połączyć, to na rzecz nauki zrezygnuję z profesjonalnego sportu.
– Jak sama mówisz, sport zmienił Twoje życie, także to prywatne. To na treningu poznałaś obecnego partnera.
– Zgadza się. Kuba początkowo wolał unikać walki ze mną, ale po czasie się do tego przekonał. Nie odpuszcza mi, chce, abym jak najwięcej się nauczyła. Połączyła nas pasja i mam nadzieję, że jeszcze bardzo długo będzie nas łączyć.
Czytaj więcej w najnowszym numerze Nowin Raciborskich