W pogoni za kadrą
Walter Pawlik z Pietraszyna od ponad dwudziestu lat regularnie jeździ na mecze reprezentacji Polski w piłce nożnej. Biało-Czerwonych wspierał na niemal każdej wielkiej imprezie. Podczas zakończonych przed miesiącem Mistrzostw Europy we Francji przebył śladami piłkarzy Adama Nawałki blisko 10 tysięcy kilometrów. Jego kolejnym celem jest wylot do Kazachstanu, gdzie 4 września nasze Orły zainaugurują kwalifikacje do rosyjskiego mundialu.
Z boiska na trybuny
Pierwszy zagraniczny wyjazd na mecz Polaków pamięta, jakby to było wczoraj. W 1995 roku wybrał się do Paryża, gdzie Biało-Czerwoni mierzyli się z Francuzami w eliminacjach do Mistrzostw Europy w Anglii. – Bramkę zdobył Andrzej Juskowiak. Po bardzo dobrej grze naszego zespołu spotkanie skończyło się remisem 1:1 – przypomina sobie pan Walter.
Lata 90. wspomina jako czas bójek polskich kibiców. – Zazwyczaj jeszcze dzień przed meczem walczyli ze sobą, a dobę później, na stadionie, wspólnie śpiewali hymn oraz dopingowali naszym – opowiada. Świadkiem wspomnianych starć był już w 1993 roku, podczas swojego kibicowskiego debiutu na meczu naszych rodaków w Polsce. – Orły grały w Chorzowie z Anglikami. Wtedy zrozumiałem, że oglądanie spotkania na żywo, a przed telewizorem to dwa różne światy – nie kryje Pawlik, który od dziecka kopał piłkę. – Zawsze byłem aktywny. Mieszkając w Nowej Wiosce, koło Owsiszcz, występowałem w barwach tamtejszego LKS-u. Po przeprowadzce do Pietraszyna związałem się z lokalnym zespołem – zdradza z satysfakcją, dodając, że prawdziwym kibicem został, gdy zrezygnował z gry. – Nie chciałem rozstawać się z futbolem – twierdzi.
Francja sobie nie poradziła
Obserwował na żywo ponad dwadzieścia spotkań polskiej reprezentacji rozgrywanych za granicą. Łącznie z tymi w kraju nazbierałoby się ich około sześćdziesięciu. – Staram się być chociaż na jednym w każdym roku – zaznacza. Z bliska widział zmagania Biało-Czerwonych w czasie mistrzostw w Niemczech, Austrii i Szwajcarii, Polsce i na Ukrainie, a także we Francji. W przypadku ostatniej imprezy, nie wybrał się jedynie na mecz ze Szwajcarią. Do Nicei, Paryża i Marsylii, czyli tam, gdzie Polacy walczyli w meczach grupowych, pojechał ze starszą córką i jej chłopakiem. Na ćwierćfinał z Portugalią zabrał żonę oraz młodsza córkę. Jak przyznaje, we Francji nie czuł atmosfery turnieju. – W porównaniu do poprzednich imprez, gospodarze ostatnich mistrzostw nie żyli futbolem tak jak np. Niemcy czy Polacy przed czterema laty. W sklepowych witrynach na próżno było szukać flag czy choćby informacji o odbywających się zawodach, a na ulicach nie rozmawiało się o piłce. Francuzi byli w tym temacie bardzo obojętni – ocenia Walter Pawlik, a jako potwierdzenie swoich obserwacji przytacza, że na krótko przed meczem otwarcia Francja – Rumunia, na oficjalnej stronie UEFA dostępne były jeszcze bilety w nominalnej cenie.
Polacy, jesteśmy z wami
Powyższe hasło po ME we Francji nabrało dla Polaków innego znaczenia. – Świetna gra Orłów Nawałki nie zmieni jednak postrzegania przeze mnie narodowej drużyny. Kibicuję jej od kilku dekad i lepsze wyniki nie sprawią, że nagle będę jeździć na każdy mecz. Jestem natomiast pewny, że wzrośnie liczba – jak ja to nazywam – kibiców sukcesu. Poza tym zawsze rozróżniałem pojęcia: kibic oraz sympatyk. Dla mnie pierwszym jest ten, kto wspiera ukochaną drużynę na stadionie, sympatyk to z kolei osoba, która co prawda interesuje się poczynaniami zespołu, ale mecze ogląda w telewizji, i to od czasu do czasu.
Przed ekipą Adama Nawałki spotkania kwalifikacyjne do Mistrzostw Świata w Rosji 2018. Najbliższym planem pana Waltera związanym z polską drużyną, jest wyjazd na mecz do Kazachstanu. – Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto podziela moją pasję. To daleka i dość „egzotyczna” podróż, ale z całą pewnością warta wysiłku oraz odrobiny ryzyka – przekonuje piłkarski kibic, zachęcając jednocześnie do kontaktu osoby, które chciałyby wspólnie z nim wybrać się na wrześniowe spotkanie.
MAD