W ślad za ćwierćfinalistą Euro. Mocne wrażenia z Kazachstanu
Kadra Nawałki, która ukończyła Mistrzostwa Europy we Francji na etapie ćwierćfinału wróciła po wakacjach do walki o Mistrzostwa Świata. Turniej ten odbędzie się w 2018 roku w Rosji, ale już teraz rozpoczęły się eliminacje do czempionatu. Na drodze Polaków do MŚ stoją Duńczycy, Ormianie, Rumuni, Czarnogórcy i Kazachowie. Właśnie z tymi ostatnimi reprezentanci Polski zmierzyli się w odległej od nas o 4500 kilometrów stolicy Kazachstanu – Astanie. Tam ich śladem postanowili wyruszyć Walter Pawlik z Pietraszyna, o którym pisaliśmy na naszych łamach przy okazji Euro 2016, oraz nasz dziennikarz Maciej Kozina.
Korzystniej z Pragi
Pan Pawlik od ponad 20 lat jeździ na mecze reprezentacji i to z jego inicjatywy doszło do egzotycznego wyjazdu. Wymieniliśmy początkowo kilka mejli, później telefonów aż przystąpiliśmy do rezerwacji lotów i hotelu, załatwiania wizy do Kazachstanu, a także biletów na mecz. Choć pan Walter ma za sobą mnóstwo wyjazdów na mecze kadry narodowej, to tak daleko jeszcze nie był. Na miesiąc przed meczem znaleźliśmy możliwie najtańszy bilet lotniczy z jedną przesiadką w stolicy Białorusi – Mińsku. Nasz wylot odbywał się z Pragi zarówno ze względów finansowych, jak i czasowych. Połączenie z Warszawy było mniej korzystne w tych dwóch aspektach. W Pradze bezskutecznie rozglądaliśmy się za polskimi kibicami – nie było słychać ani polskiego języka, ani nie było widać polskich barw. Dopiero w Mińsku napotkaliśmy na kilkunastoosobową grupkę Polaków, która zmierzała na mecz z różnych stron Polski – od wybrzeża po Śląsk.
Nie daj się zrobić w konia
Dotarliśmy do Astany w niedzielę po godzinie 3.00 w nocy czasu miejscowego. W związku z tym, że w Kazachstanie strefa czasowa wynosi +4h w stosunku do czasu obowiązującego w Polsce, to na miejscu zastaliśmy już głęboką noc. Podróż trwała niespełna 10 godzin, wliczając w to prawie czterogodzinną przesiadkę w Mińsku. Porównując naszą podróż do transportu innych napotkanych kibiców okazało się, że nasza była bardzo komfortowa – niektórzy kibice np. znad morza podróżowali do Astany 2 i pół dnia korzystając m.in. z połączeń kolejowych. Gdy już pojawiliśmy się przy wyjściu lotniska obległo nas kilku mężczyzn – to nielegalni taksówkarze oferujący swą pomoc w dowiezieniu do celu. Zaczęło się od propozycji 40 dolarów za niespełna 15 kilometrów, co z naszej strony spotkało się ze śmiechem. Czytając fora z góry wiedzieliśmy, że taki transport nie może kosztować więcej jak 10 euro. Idąc przed siebie wysłuchiwaliśmy kolejnych coraz niższych cen. Ostatecznie, ku niezadowoleniu jednego z nielegalnych taksówkarzy, dostaliśmy się pod nasz hotel za 12 Euro. Przed nami krótki odpoczynek, przyjmując miejscową strefę czasową, czyli przed piątą rano.
Z kadrą pod jednym dachem
Nowy dzień rozpoczęliśmy już o dziewiątej miejscowego czasu. Szybkie śniadanie i ruszyliśmy na miasto zwiedzić co nieco stolicę. Naprzeciw Diplomat Hotel & Busines Center charakterystyczna wieża widokowa Bäjterek, symbol Astany. Po dwóch godzinach wróciliśmy do naszej bazy, aby wziąć bagaże i ruszyć dalej, gdyż w południe kończyła się doba hotelowa. Zaraz po południu wybraliśmy się do oddalonego o 5 minut pieszej wędrówki Hotelu Rixos. Właśnie tam stacjonowała reprezentacja Polski, która niespełna dziesięć godzin później – o 22.00 czasu miejscowego miała do rozegrania mecz z gospodarzami. Moim celem było odebranie akredytacji prasowej od rzecznika PZPN. Ostatecznie zrezygnowałem z wejściówki jako kibic, gdyż tydzień wcześniej polski związek poinformował mnie o przyznaniu akredytacji fotograficznej na mecz z Kazachstanem, co było jeszcze większym wyzwaniem, bo nigdy tak daleko nie obsługiwałem meczu jako fotoreporter. Będąc już w hotelu Rixos postanowiliśmy tam zostać licząc, że razem z panem Walterem spotkamy reprezentantów. Tak się stało po niespełna dwóch godzinach naszej obecności w tym miejscu. Czas spędzaliśmy w hotelowej restauracji i kolejno spotykaliśmy Macieja Rybusa, Thiago Cionka, Michała Pazdana czy Wojciecha Szczęsnego. Zadowoleni z rozwoju sytuacji nie ruszaliśmy się z tego miejsca aż do meczu. Opłacało się, bo spotkaliśmy się jeszcze z kilkoma kadrowiczami m.in. Arkadiuszem Milikiem, Arturem Jędrzejczykiem, a także pochodzącym w Wodzisławia Śląskiego Kamilem Wilczkiem. Reszta niestety siedzała w hotelowych pokojach, a im bliżej meczu tym bardziej ochroniarze pilnowali, aby kibice nie zbliżali się do reprezentantów Polski. Spotkaliśmy także jednego z kibiców. Przedstawił się jako Artur z Łodzi, który od 20 lat mieszka w Anglii. Wielki fan Manchesteru United i reprezentacji Polski. Opowiadał, że gdybyśmy przyjechali dzień wcześniej na pewno spotkalibyśmy Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka czy Jakuba Błaszczykowskiego. Przekonał nas tym pokazując z nimi zdjęcia w telefonie.
Gdzie dalej?
Trybuny stadionu mieszczącego 30 tysięcy kibiców wypełniły się w 2/3. Z daleka widoczna była grupa polskich kibiców, którzy przybyli w liczbie około 200 osób, a także flaga z napisem Pietraszyn, którą pan Walter zabiera na każdy mecz. Pan Pawlik był także atrakcją dla miejscowych kibiców. Kazachowie robili sobie z nim zdjęcia zarówno przed stadionem jak i na nim w przerwie spotkania. Mecz jak się skończył, każdy polski kibic wie. Spotkanie rozgrywane na sztucznej nawierzchni stadionu Astana Arena nie należało do najpiękniejszych w wykonaniu Polaków. Orły Nawałki zremisowały mecz z Kazachami 2:2 i wróciły do Polski z jednym punktem. My w Polsce pojawiliśmy się następnego dnia późnym popołudniem, co prawda bez żadnego punktu, ale z wrażeniami, których nie zapomnimy do końca życia. Już teraz razem z panem Walterem czekamy na chętnych, którzy chcą dołączyć do naszych kolejnych planowanych wypraw. W tym roku Polska rozegra jeszcze mecz w stolicy Rumunii Bukareszcie, a w przyszłym w Podgoricy (Czarnogóra), Kopenhadze (Dania) i Erewaniu (Armenia).
Maciej Kozina
Koszt wyprawy:
Bilet lotniczy ok. 1250 zł/os.
Doba w hotelu ok. 270 zł/2 os.
Wiza + koszty firmy pośredniczącej ok. 500 zł/os.
Bilet na mecz: 20 zł/os.
Transport na lotnisko + parking: ok. 400 zł/2 os.