Marcin Malinowski i Adam Jachimowicz po derbach Krzyżanowice - Tworków
Zobacz co po meczu do powiedzenia mieli szkoleniowcy LKS-u Krzyżanowice i LKS-u Tworków. Krzyżanowice wygrały derby w raciborskiej okręgówce 2:0.
Marcin Malinowski, trener LKS Krzyżanowice: Ciężki to był mecz. Widać, że Tworków to nie jest przypadkowa drużyna i nie przypadkowo znajduje się na szczycie. Mieliśmy swoje cele po fatalnym meczu w Gorzycach, w meczu z Tworkowem chcieliśmy się pokazać z dobrej strony. W pierwszej połowie niestety wyglądaliśmy bardzo podobnie jak to było w Gorzycach. Nie narzucałem drużynie żadnej presji, więc nie wiem dlaczego mieliśmy splątane nogi. Chciałem, żeby piłkarze zachowali dużo spokoju, bo jest to kolejny ligowy mecz. Dobrze, że przeciwnik nie wykorzystał naszej nieporadności w pierwszej części meczu. Myślę, że w drugiej połowie zaprezentowaliśmy się dużo lepiej, prowadziliśmy już wtedy 1:0, więc gol dał nam trochę więcej spokoju i polotu w akcjach ofensywnych. Końcówka meczu to był trochę taki ping pong, ale nie będę wybrzydzał, bo trzy punkty są na naszym koncie. Wciąż czeka nas dużo pracy, fajnie, że ten zespół dobrze zareagował po porażce. Szacunek dla chłopaków za to, co pokazali szczególnie w drugiej połowie. Chcemy każdy kolejny mecz wygrać, za piękno gry i piękny styl nikt punktów jeszcze nie przyznaje. Skupiamy się na tym, żeby gromadzić punkty, a zobaczymy co nam to da w końcowym rozrachunku. Bardzo się cieszę, że obrona dała sobie radę beze mnie na boisku. Przed meczem różne rzeczy chodziły mi po głowie, łącznie z tym, żeby siebie wystawić od pierwszej minuty. Widzę jednak ile pracy chłopcy wkładają na treningach, więc nie miałem sumienia, aby zagrać od początku. Wiem, że zdarzy się jeszcze taki moment, wymóg chwili, aby się pojawić na boisku i na pewno z tego skorzystam. Przede wszystkim chcę, żeby to chłopcy rośli w siłę i zdobywali boiskowe doświadczenie, a jak będzie trzeba to trener pomoże.
Adam Jachimowicz, trener LKS Tworków: Rzadko się zdarza, że nie strzelamy gola. Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu, bo po przyjściu Marcina Malinowskiego do Krzyżanowic i kilku zmian kadrowych, rywal zaczął lepiej - może nie prezentować, ale punktować. Przyjechaliśmy tu po zwycięstwo, postawiliśmy wszystkie najmociejsze karty na ofensywę i w pierwszej połowie było to widać, bo stworzyliśmy dużo sytuacji strzeleckich. Przed meczem mówiliśmy sobie, że sytuacje bramkowe będą i były, tylko zabrakło zimnej krwi przy wykończeniu akcji. Mateusz Kocot miał dwie sytuacje stuprocentowe, a nawet dwustuprocentowe. Do przerwy wygrywalibyśmy 2:1 i gra wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak to przegrywając 0:1 zespół z Krzyżanowic się cofnął i w drugiej połowie postawił na kontry. Poszliśmy va bank, postawiłem na trzech obrońców w zamian na trójkę z przodu. Druga bramka padła w momencie, gdy byliśmy blisko zremisowania. Krzysiu Szewczyk w przerwie zszedł, bo taką miałem wizję gry pod przeciwnika. Wolałem Wojtka Podolaka na przytrzymanie piłki jakieś zagranie prostopadłe i liczyłem na jego kreatywność. Boisko w Krzyżanowicach jest trochę wąskie, a w tym meczu grząskie i dlatego Krzysiek zszedł, bo na większych boiskach radzi sobie lepiej ze swoją dynamiką. Gramy dalej, choć szkoda, że przegraliśmy derby, bo to zawsze chce się wygrywać. Borykamy się trochę z kontuzjami, bo Paweł Polak dalej ma kontuzję, Marek Fojcik również. Mamy trochę kłopotów w obronie, ale jakoś to będziemy łatać.