Opowieści z rowerowego Jamboree. Tomasz Smolnik o tym, jak pokonał rowerem Pamir
W wtorek 12 października w klubokawiarni Żólty Młynek odbyło się spotkanie z Tomaszem Smolnikiem – jednym z uczestników rowerowej wyprawy po Azji Środkowej.
Opowieści z rowerowego Jamboree. Tomasz Smolnik o tym, jak pokonał rowerem Pamir
W 2015 roku Tomasz Smolnik wraz z grupą rowerzystów przejechał ponad 900 kilometrów po górskich terenach Azji Środkowej. We wtorek, 12 października postanowił podzielić się swoją historią i doświadczeniami.
Na miejsce przybyło wielu gości, którzy popijając aromatyczną herbatę, słuchali o jego doświadczeniach w trasie i o tym, jak wyglądało jego spotkanie z lokalną społecznością.
Nasza ośmioosobowa sztafeta jechała wzdłuż granicy tadżycko-afgańskiej po stronie Tadżykistanu. Trasa prawie cały czas prowadziła przez wysokie góry. Potem wjechaliśmy jeszcze wyżej, bo na Płaskowyż Pamirski, znajdujący się 4000 metrów nad poziomem morza. W ten sposób przemierzyliśmy kilkaset kilometrów, aż do granicy z Kirgistanem, pokonując po drodze kilka przełęczy leżących ponad 4500 metrów nad poziomem morza. Kirgistan zaskoczył nas zielenią, bo przez poprzednie dni widzieliśmy tylko suche, ubogie i nieprzyjazne dla człowieka tereny – opowiadał Tomasz w rozmowie, którą można przeczytać tutaj
Tomasz przyznał, że im wyżej się znajdowali, tym chudsze były zwierzęta i tym mniej było zieleni. W pewnym punkcie nie było już ani zwierząt, ani roślin.
Na takiej pustyni górskiej naprawdę nie było w promieniu może stu kilometrów żadnej miejscowości – wspomina – Nawet jakiejś drogi uczęszczanej i tak sobie pomyślałem, że gdybym ja się odłączył od grupy, gdzieś tam zabłądził to tak naprawdę nie wiem, kiedy by mnie znaleźli
Rowerzysta wspomniał, że na szczęście w całej swojej podróży nie miał na szczęście żadnego momentu, kiedy obawiał się o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, ponieważ był bardzo dobrze przygotowany. Dodał również, że oczywiście momentami tęsknił za swoją rodziną i partnerką, a teraz żoną, ale dał sobie radę, ponieważ jego dni były tak intensywne, że nawet nie miał zbytnio czasu, by o tym myśleć.
Podczas spotkania, Tomasz niejednokrotnie podkreślił, że bardzo zaskoczyła go gościnność mieszkańców wiosek, przez które przejeżdżał. Niejednokrotnie spał u nich, czy jadł razem z nimi posiłki przed trasą.
Dla nich to nie było coś nowego, że się pojawia jakaś osoba – tłumaczy – to jest paradoksalne, że oni sami niewiele mają, a mimo to zawsze wyciągają dłoń i są bardzo gościnni.
Warto zaznaczyć, że Tomasz Smolnik na co dzień jest instruktorem w rybnickim hufcu, dzięki czemu spędzanie czasu na łonie natury, czasem w nieco ekstremalnych warunkach nie jest dla niego niczym nowym.