Nie miał większych nadziei, że tam pobiegnie. Krzysztof Jeremicz na maratonie w Bostonie
- Świadomość, że biegnie się w najstarszym biegu na świecie, sprawia, że człowiek czuje się wyjątkowo - podkreśla raciborzanin, który w 2019 roku pokonał trasę maratonu w Nowym Jorku i tamten rezultat pozwolił mu, starać się o udział w bostońskim biegu.
Jechał zestresowany
Wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, ale nagle miesiąc wyjazdem zaczęły się perturbacje zdrowotne. Najpierw COVID-19, a później kuracja antybiotykowa związana z usuniętym zębem, stąd jechałem do Stanów Zjednoczonych nieco zestresowany. Jedynym plusem było to, że przed wylotem jako ozdrowieniec zwolniony byłem z wykonywania testów na COVID-19.
Jakby mało było problemów, dzień przed samym maratonem solidnie mnie przemoczyło i przewiało. Na dodatek według zapowiedzi meteorologów w dzień startu rano miało być zaledwie około 3 stopni Celsjusza.
Maraton Bostoński jako jedyny z maratonów z Wielkiej Szóstki odbywa się w poniedziałek (pozostałe maratony są w niedziele). Jest to trzeci poniedziałek kwietnia. W stanach Maine i Massachusetts obchodzi się tego dnia Dzień Patriotów, który upamiętnia bitwy pod Lexington i Concord. W tym roku data ta pokryła się dodatkowo z II dniem Świąt Wielkanocnych, który akurat w Stanach Zjednoczonych nie jest za bardzo obchodzony,
Na luzie i z dystansem
Ogromne wrażenie robi już samo EXPO, czyli stoiska sponsorów i partnerów maratonu, które jest naprawdę sporych rozmiarów. Można się tam zaopatrzyć w różnego rodzaju pamiątki związane z maratonem, zrobić sobie ciekawe zdjęcia, wziąć udział w konkursach czy panelach dyskusyjnych czy pobrać darmowe gadżety i próbki przydatnych biegaczom odżywek i napojów. W hali, w której było EXPO pobierało się również pakiety startowe. To co rzuca się w oczy, to spokój i uśmiech na twarzach wolontariuszy i ogólnie mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy generalnie nigdzie nie widzą problemów i do życia podchodzą na luzie i z dystansem.
W związku z dużą liczbą uczestników (ostatecznie bieg ukończyło prawie 25 tysięcy biegaczy), maratończycy zostali podzieleni na cztery strefy startowe, a każda strefa dodatkowo na około 9 podgrup. Mnie zakwalifikowano do II strefy, która start miała wyznaczony na godzinę 9.25. Maraton W Bostonie jest dosyć specyficzny, gdyż start od mety dzieli dystans ponad 40 km, stąd uczestnicy maratonu dowożeni są na miejsce startu specjalnymi autobusami.
Podróż żółtym autobusem
Autobusy dla osób ze strefy II miały odjeżdżać od godziny 7.30, stąd pobudkę zaplanowałem po godzinie 6. Nie powiem, żebym się specjalnie wyspał. Swoje zrobił stres, do tego zimno po przemarznięciu i różnica czasu (w Bostonie jest 6 godzin wcześniej niż w Polsce). W zlokalizowanym w okolicach mety depozycie w specjalnym dostarczonym przez organizatorów worku złożyłem odzież na zmianę po biegu i drogą przez park udałem się do miejsca, z którego odjeżdżać miały autobusy. Kolejka osób oczekujących na transport była już dosyć duża, na szczęście wszystko szło szybko i sprawnie. W Dzień Patriotów szkoły są nieczynne, stąd maratończyków do miejsca startu przewożą słynne żółte autobusy szkolne.
Po dojeździe do Hopkinton, czyli miejsca gdzie odbywa się start maratonu, uczestnicy oczekują na start swojej strefy w specjalnie przygotowanej w tym celu wiosce startowej. To ogromna przestrzeń na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w której można spokojnie oczekiwać na swój start. Organizatorzy przygotowali też dla oczekujących na start maratończyków napoje oraz żele. W wiosce startowej nie można już oddawać rzeczy do depozytu, stąd cała odzież, której biegacze pozbywają się przed biegiem trafia do organizacji charytatywnych i osób potrzebujących.
Żółto-niebieska wstążka
Po zrobieniu sobie zdjęcia przy pamiątkowej tablicy z nazwą miejscowości rozpoczynającej bieg i spokojnym relaksie w strefie startowej w grupie poznanych Amerykanina i Norwega udałem się na linię startową, która jest oddalona od wioski startowej o jakieś 800 m. Co ciekawe pogoda zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ni stąd ni zowąd zaczęło mocno świecić słońce, co uznałem za dobry znak. Po drodze pozbyłem się też zbędnych spodni i bluzy dresowej, za to mój strój startowy wzbogacił się o żółtą - niebieską wstążkę, symbolizującą więź z mieszkańcami Ukrainy. Co ciekawe barwy żółta i niebieska to także od lat barwy maratonu w Bostonie.
Stojąc na starcie czuje się nagły i potężny wzrost adrenaliny. W końcu świadomość, że biegnie się w najstarszym biegu na świecie sprawia, że człowiek czuje się jakoś wyjątkowo.