[FOTO] Unia spadła z nieba do piekła. I to w jakich okolicznościach
Unia Turza Śl. spotkania z Lechią Dzierżoniów nie mogła przegrać. Ba, musiała go wygrać, jeśli chciała liczyć się w walce o utrzymanie w III lidze. Tymczasem przegrała go 3:4 w okolicznościach, jakich nie powstydziłby się najlepszy dreszczowiec.
Piotr Hauder, trener Unii dokonywał kolejnych zmian, które jednak niewiele zmieniły w obrazie gry. Unia gubiła się pod własną bramką i sporadycznie gościła na połowie Lechii. Dopiero wejście na boisko Pawła Kulczyka ożywiło jej grę w ofensywie. To najpierw ten zawodnik, a później Hanzel mieli okazję do zmiany wyniku. Co nie udało sie Unii, wyszło Lechii. W 74. minucie goście przeprowadzili najładniejszą akcję meczu, sfinalizowaną centrą z lewej flanki i główką Marcina Buryły, który mocnym strzałem niemal w samo okienko, nie dał najmniejszych szans Musiołowi. Goście oszaleli ze szczęścia. Wydawało się, że mają mecz pod kontrolą. W 88. minucie przekonali się, że Unii lekceważyć nie można, zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Szczurek wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego i "odkupił" swoje winy golem na 3:3. Unia nabrała wiatru w żagle i w kolejnych trzech minutach stworzyła więcej klarownych okazji, niż w poprzednich 88 minutach. Golami powinny zakończyć się akcje Hanzla i Pawła Polaka. Ten pierwszy minął już bramkarza, którego jednak zdołali wyręczyć obrońcy. Polak uderzył soczyście, ale bramkarz gości zdołał sparować piłkę w bok. Bramka wisiała w powietrzu. I padła, ale dla Lechii. Buryło na linii pola karnego zdecydował się na indywidualną akcję, której żaden unita nie potrafił przerwać. W końcu zdecydował się na strzał, a piłka, odbijając się jeszcze od nóg piłkarzy Unii, wpadła tuż przy słupku do bramki rozpaczliwie interweniującego Musioła.