Dziczy problem narasta
W Wodzisławiu Śl. narasta problem z dzikami. Zwierzęta te coraz śmielej wychodzą na ulice miasta. Tamtejszy magistrat zapewnia o szeregu podjętych działań mających na celu zatrzymanie ich w naturalnym siedliskach. Bardziej zdecydowanych działań domaga się grupa radnych.
WODZISŁAW ŚL. Grasują w dzień i w nocy, niszczą ogrody, ogrodzenia i uprawy. Mieszkańcy Wodzisławia Śl. alarmują: w mieście grasuje coraz więcej dzików. Chodzi nie tylko o pojedyncze osobniki, ale w zasadzie o całe stada tych zwierząt. Problem istnieje już od kilku lat, ale teraz uległ nasileniu. W trakcie sierpniowej sesji radny Józef Szymaniec zabrał głos w tej sprawie.
Już nie sprawa bezpieczeństwa, a zdrowia i życia
Rajca odczytując swoją interpelację, na wstępie zauważył, że temat grasujących dzików niejednokrotnie pojawiał się już na posiedzeniach rady miasta i w przestrzeni medialnej. – Z relacji mieszkańców wynika, że sprawa ciągnie się już od 2012 r. O ile wcześniej problem dotyczył raczej zniszczonych upraw czy ogrodów, to teraz jest to już zdecydowanie sprawa bezpieczeństwa, a nawet ośmielę się powiedzieć, że zagrożenia zdrowia i życia – mówił. Dodał, że dziki buszują m.in. w rejonie ulic Ofiar Oświęcimskich i Czarneckiego. – Z relacji wielu osób zamieszkujących tamte okolice wynika, że pojawiające się tam stado liczy już kilkadziesiąt sztuk, a według niektórych relacji nawet około 50 – mówił Józef Szymaniec, prosząc jednocześnie o poważne potraktowanie tematu przez kierownictwo urzędu.
Tworzą pasy zaporowe
Do interpelacji radnego Szymańca ustosunkował się naczelnik wydziału ochrony środowiska w wodzisławskim magistracie Michał Sobala. Zauważył, że miasto podejmuje szereg działań mających na celu usunięcie dzikich zwierząt z terenów zamieszkałych i zatrzymanie ich w naturalnym siedliskach. Wymienił, że w m.in. grudniu zeszłego roku urząd zakupił 15 ton ziaren kukurydzy – po 5 ton dla każdego koła łowieckiego działającego na terenie Wodzisławia Śl. – które zostało przeznaczone na zimowe dokarmianie zwierzyny dziko żyjącej celem utworzenia tzw. pasów zaporowych. Mają one za zadanie zatrzymywać zwierzęta w lasach i uniknąć wyrządzania przez nie szkód. W roku bieżącym w budżecie miasta na tego typu działania zabezpieczono kwotę 19 tys. zł. – Na bieżąco współpracujemy z poszkodowanymi mieszkańcami w sprawie zgłaszania szkód wyrządzonych w uprawach i płodach rolnych – mówi naczelnik.
Regulują liczebność dzików
Prezydent Mieczysław Kieca pozytywnie zaopiniował Roczne Plany Łowieckie na sezon 2020/202 dla Kół Łowieckich działających na terenie miasta. Nie zakładają one górnych limitów odstrzału dzików. Dzięku temu w 2019 r. pozwoliło to regulować w miarę możliwości liczebność tego gatunku. Koło łowieckie „Pod Klonem” w zeszłym roku odstrzeliło 50 dzików, „Róg” – 217, a „Lis” – 50. Kolejno koła na 2020/2021 zaplanowały odstrzał minimum: 17, 77 i 23 dzików. Michał Sobala podkreśla, że gospodarka łowiecka na terenie miasta jest prowadzona na podstawie odpowiedniej ustawy, zgodnie z którą zwierzęta łowne w stanie wolnym stanowią własność nie gminy, a Skarbu Państwa, a administrację w zakresie łowiectwa sprawuje samorząd województwa, realizując to jako zadanie z zakresu administracji rządowej.
Będą rozmowy, będzie petycja
Naczelnik Sobala zauważa, że z uwagi na narastający problem związany z bytnością zwierzyny łownej na terenie miasta magistrat prowadzi dodatkowe rozmowy i konsultacje z kołami łowieckimi, Nadleśnictwem Rybnik oraz starostwem powiatowym w Wodzisławiu Śl. w celu znalezienia możliwie najbardziej skutecznego rozwiązania problemu grasujących dzików. W międzyczasie radni Józef Szymaniec, Mariusz Blazy i Marian Plewnia wzięli sprawę we własne ręce. – W pojedynkę odbijamy się od urzędniczej ściany, wiec czas zbiorowo zainteresować władze tym problemem. Zaczynamy zbieranie podpisów pod petycją, którą skierujemy do władz naszego miasta, by w końcu zostały podjęte skuteczne działania w tej sprawie – podkreśla radny, Blazy zapraszając do kontaktu każdą osobę, która chce się zaangażować w zbieranie podpisów.(juk)
Głos mieszkańców
Grasujące dziki niepokoją mieszkańców Wodzisławia Śl. Mówią wprost, że problem od dawna przestał dotyczyć pojedynczych osób, lecz stał się problemem całych dzielnic. Mieszkańcy boją się zwierząt, które z dnia na dzień coraz śmielej podchodzą do zabudowań mieszkalnych. – Dziki poszerzają swoje terytorium. Ostatnio zniszczyły silos z kiszonką z kukurydzy mojego ojca. Ryły w silosie i zniszczyły górną folię, przez co do kiszonki dostało się powietrze i się zepsuła – mówi pani Agata. Dodaje, że choć teren, na którym znajdował się silos, był ogrodzony, to zwierzęta ogrodzenie sforsowały. Z kolei pani Karina mówi, że dziki zniszczyły jej ogrodzenie, około 2 tys. m2 trawnika, drzewka owocowe oraz robot koszący. – Zabezpieczenie i naprawa ogrodzenia nic nie pomogła, dziki rozerwały siatkę w innym miejscu – mówi. Pan Jerzy zauważa, że do rzadkości nie należą spotkania z dzikami po zmroku. – Na Wilchwach jest parę takich miejsc, również tuż obok domów. Myślę, że każdy ma świadomość zagrożeń płynących z podanych sytuacji – mówi.