Bicz na sąsiada?
Podaj przypadki przemocy w rodzinie, wskaż gdzie nielegalnie sprzedają alkohol, napisz kto posiada broń palną lub materiały wybuchowe - takie pytania znalazły się w ankiecie rozesłanej do mieszkańców gminy Kuźnia Raciborska. Wielu z nich uznało, że nie będzie donosiło na sąsiadów i akcję zbojkotowało. Jak mamy zwalczać przestępczość, skoro ludzie troskę o własne bezpieczeństwo nazywają denuncjacją - słyszmy od komendanta raciborskiej policji.
Akcję rozsyłania ankiet wymyślili wspólnie szef posterunku policji w Kuźni Raciborskiej oraz tamtejsza gminna komisja przeciwdziałania alkoholizmowi. Powód? Chęć zdiagnozowania zagrożeń i opracowanie najlepszych metod walki z przestępczością. „Obserwując powstawanie coraz większej liczby zjawisk patologicznych, takich jak pobicia, kradzieże, pijaństwo i handel narkotykami, przemoc w rodzinie czy wykroczenia porządkowe jak tworzenie dzikich wysypisk, wylewanie szamb czy chociażby wyprowadzanie psów” - czytamy w nagłówku. Do mieszkańców Kuźni, Turza, Budzisk i Siedlisk rozesłano ponad 2,6 tys. druków.
W ankiecie znalazły się pytania o to, czy mieszkańcy czują się bezpieczni, jakie widzą zagrożenia i gdzie notorycznie łamane są przepisy ruchu drogowego. Zachęcano jednak również do ujawniania znanych im przypadków przemocy w rodzinie, miejsc nielegalnej sprzedaży alkoholu i papierosów nieletnim, osób zdemoralizowanych, w tym nieletnich, melin, dilerów narkotyków, czy nielegalnych posiadaczy broni lub materiałów wybuchowych. Te ostatnie składają się na typową wiedzę operacyjną. To podstawa działania policji. Im więcej wie, tym łatwiej kojarzy fakty, ustala przestępców, nieraz zapobiega ich ruchom.Wśród zwykłych ludzi zadawanie tego typu pytań budzi strach. Ankieta była co prawda anonimowa, ale jednak. Mało kto decyduje się „nadać” na dealera narkotykowego lub sąsiada mającego nielegalnie broń palną. Ponadto skojarzono ją z denuncjacją. No i problem w czyje ręce dostaną się wypełnione druki. Teoretycznie powinny były trafić do policji. Mieszkańcy mieli je wrzucać w zaklejonej, niewypełnionej ankiecie do dowolnej skrzynki pocztowej na terenie gminy. Co jeśli ktoś w jakikolwiek sposób dostał się w posiadanie choćby kilku?
Na problem zwrócili uwagę miejscowi radni. Mieszkańcy przyjęli prośbę kierownika posterunku policji z mieszanymi uczuciami, niektórzy odebrali je jako pewną formę donosicielstwa na sąsiadów. Wydaje mi się, że z tego powodu wiele ankiet nie zwrócono. Moja osobista uwaga dotycząca tej kwestii to taka, że może zaistnieć sytuacja, gdzie pewna grupa osób działając w zmowie może wskazać osoby uczciwe, robiąc im w ten sposób krzywdę - mówił na sesji radny Janusz Brzeźniak.
Jak się okazało, akcja budziła kontrowersje w łonie samych organizatorów. Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych miała podobne wątpliwości do tych, przedstawionych przez radnego J. Brzeźniaka. Pytania zredagowane przez komendanta zostały przez komisję „okrojone”, pozostały jedynie te, które dla działań operacyjnych były niezbędne. Intencją kierownika było szerokie dotarcie do społeczeństwa i nawiązanie współpracy z mieszkańcami. Obawy podania nieprawdziwych wskazań należy na razie uznać za przedwczesne. Po analizie ankiet i ich weryfikacji będzie wiadomo więcej, wtedy też okaże się czy akcja przyniosła zamierzone efekty - tłumaczył radnym sekretarz Urzędu Miejskiego, Andrzej Migus.
Jak zakończyła się akcja i co wyszło z opracowania ankiet? Jak się okazało, z powrotem otrzymano 124 wypełnione druki. Odzew był więc niewielki, raptem 5 proc. Wbrew obawom wiedzy operacyjnej w odpowiedziach nie było żadnej. W zdecydowanej większości wypadków ludzie skarżyli się na złe oznakowanie dróg. Słowem sami specjaliści od inżynierii ruchu drogowego - relacjonuje podinsp. Edward Mazur, komendant Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Jaki z tego morał? Powinni się tym zająć socjologowie, bo zewsząd słyszmy narzekania na wzrost przestępczości, a tymczasem ludzie niezbyt chcą nam pomóc w jej zwalczaniu - uważa komendant.
Czy jednak fiasko akcji w Kuźni Raciborskiej może prowadzić do wniosku, że tego typu akcje, choćby w Raciborzu, nie mają sensu, bo Polacy nie chcą współpracować z policją, a tym bardziej na zasadzie anonimowego donosicielstwa? Zgodnie z prawem każdy obywatel ma ustawowy obowiązek powiadamiać organy ścigania o znanym mu fakcie popełnienia przestępstwa, a policja gromadzić niezbędną jej wiedzę - wyłuszcza podinsp. Mazur. Akcje posterunku i gminnej komisji uznaje za słuszną, a możliwość jej powtórzenia w innych gminach za godną rozważenia. Pytania dotyczyły przestępstw i nawet jeśli ktoś byłby niesłusznie oskarżony, to i tak zanim sprawa trafi na biurko prokuratora musi być operacyjnie rozpoznana. Słowem nie ma obawy, by ktokolwiek był ciągany po komendzie tylko na podstawie donosu.
Czas pokaże, czy podobne ankiety zostaną rozprowadzone wśród mieszkańców innych gmin naszego powiatu, na przykład Raciborza. Sprawa Kuźni pokazuje jednak, że w Polsce daleka jeszcze droga do takiego zaufania obywateli, jakim na Zachodzie darzona jest tamtejsza policja. W Niemczech nikt nie waha się zadzwonić na komendę i powiadomić o pijanym sąsiedzie zasiadającym za kierownicą samochodu. Tam jest jasne, że w ten sposób można uchronić kogoś przed śmiercią na drodze, czy to samego kierowcę, czy też niewinną ofiarę - komentuje podinsp. Mazur. W Polsce ten stereotyp myślenia jest rzadkością.
G. Wawoczny