Chciałem zostać gwiazdą, bo jeszcze nią nie byłem
- Druga edycja Wielkiego Brata zakończyła się stosunkowo niedawno. Jak wygląda Twój powrót do „normalności”?
I: Jeszcze nie wiem. Nie udało mi się powrócić do normalności. Jestem zawieszony w próżni, nie mogę się wciąż odnaleźć, bo cały czas bujam się między programem Wielkiego Brata a życiem rzeczywistym. Jeszcze trochę czasu minie zanim się odnajdę. Można tak powiedzieć, że na razie bujam w obłokach.
- Jak bardzo Irek Grzegorczyk zmienił się po występie w programie?
I: Troszeczkę mam jeszcze lęk przed ludźmi. Zdarza się, że jak jest dużo ludzi to się boję, ale to pomału ustępuje. Widzę, że ludzie odbierają mnie pozytywnie i coraz mniej się tego wszystkiego boję. Popularność czasem człowieka przerasta.
- Czy masz świadomość, że gdybyś nie wyszedł z domu Wielkiego Brata za złamanie regulaminu to miałbyś szansę wygrać drugą edycję?
I: Tak czułem. Miałem taki moment, że byłem zły na siebie, że dałem się wyprowadzić, ale z drugiej strony złamałem jakiś regulamin i nie mogę mieć do nikogo pretensji. Skoro bawiłem się sprzętem to musiałem wylecieć.
- Jak to się stało, że znalazłeś się w Sękocinie? Opowiedz jak wyglądała Twoja droga do sławy.
I: Siedziałem sobie w domu, oglądałem pierwszą edycję. Później dowiedziałem się, że jest nabór do drugiej. Byłem za. Zadzwoniłem tak jak ileś tysięcy ludzi, wysłałem zdjęcia i opis swojej postaci, no i akurat mi się udało.
- Co takiego napisałeś o sobie, że postanowiono wybrać akurat Ciebie?
I: Ponapisywałem tam, że jestem osobą przebojową i rozrywkową. No i dosyć dużo takich superlatywów. Bo taki jestem w życiu - przynajmniej byłem w programie i może jeszcze będę dalej. Jak oglądałaś program, to widziałaś jaki byłem. Przed programem uważałem się za wodzireja na zabawach i dyskotekach. Grałem tam pierwsze skrzypce. Lubiłem to robić, a w programie to pokazałem. Teraz, jak już powiedziałem, muszę się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości i funkcjonować jak należy.
- Ewo, Irek mówi o sobie w samych superlatywach. Powiedz, czy on naprawdę jest bez wad?
E: Irek nie ma żadnych wad (śmieje się).
I: To może ja powiem. Jestem niezły leniuch. Potrafię leżeć brzuchem do góry. A czasami jak mam zapał to mogę góry przenosić. Jestem zwykłym szarym człowiekiem jak każdy inny. Akurat to mnie udało się wejść do programu i trochę tam zamieszać i zawieruszyć.
- Czy od razu założyłeś, że pójdziesz do domu Wielkiego Brata i będziesz gwiazdą, która od czasu do czasu tam „zamiesza”? Czy to była prowokacja?
I: Nie. Akurat miałem taki cel w życiu, że chciałem zostać gwiazdą, bo nią jeszcze nie byłem. Byłem wszystkim wcześniej tylko nie gwiazdą i dlatego poszedłem do programu, by nią pobyć.
- To w takim razie powiedz, kim już byłeś wcześniej?
I: I rolnikiem, i sołtysem, i kierowcą, i handlowcem. Wiele rzeczy wykonywałem i do wielu rzeczy się nadawałem. Tak sobie pomyślałem, że będę też gwiazdą.
- Od czasu uczestnictwa w programie, mówisz, że był to Twój największy życiowy sukces. Gdybyś nie wystąpił w grze, co znalazłoby się na pierwszym miejscu na liście swoich sukcesów?
I: To, że potrafiłem założyć rodzinę i spłodzić dwóch synów.
- Gdzie poznałeś Ewę?
I: Było to chyba z dziesięć lat temu w dyskotece „Wenus”. Temat kosmitów był już tam pociągnięty - kobiety są z Wenus, a faceci z Marsa. To zakręciło mnie na kosmiczne tematy w Big Brother.
- Od kiedy jesteście małżeństwem?
I:. Cywilnym małżeństwem jesteśmy od pół roku, a ślub kościelny wzięliśmy osiem lat temu.
- Czy jesteś zadowolony ze swojego wyglądu?
I: Niekoniecznie. Mam trochę mankamentów i trochę grubsze boczki.
- Robisz coś w tym kierunku, by zmienić swoją sylwetkę?
I: No właśnie, że nie. Nie wiem dlaczego. Czy nie mam siły, czy jestem za leniwy? Kiedy przychodzi wiosna to biorę się bardziej za siebie. Teraz jest zima, człowiek więcej ukrywa pod ciuchami i jakoś się z tym żyje.
- Czy od zawsze ubierałeś się tak ekstrawagancko?
I: Jak sobie przypomnę lata młodzieńcze, to zawsze miałem trochę inny ubiór od kolegów. Już wtedy lubiłem ekstrawaganckie ciuchy. Teraz mam jeszcze większe pole do popisu, bo skoro jestem gwiazdą zawsze mogę coś na siebie zawiesić i udawać, że się znam na modzie.
- Ewo, czy wiedziałaś, że występ Irka w programie będzie dotyczyć również i Ciebie?
E: Tak. Oglądałam pierwszą edycję i wiedziałam na czym to polega.
- Żałujesz tego wszystkiego, co stało się w ostatnim czasie?
E: Jeszcze nie wiem. Okaże się później.
- Kto zajmuje się waszym gospodarstwem, kiedy jesteście w rozjazdach?
E: Gospodarstwo, można tak powiedzieć - jest na razie zawieszone. A dziećmi i sklepem zajmują się moi rodzice. Dzieci i sklep były trochę zaniedbane przez udział Irka w programie. Ale jakoś to nadrobimy.
I: Teraz przeprowadzamy się do miasta. Akurat jest taki sezon, że nie ma w gospodarstwie żadnych prac polowych. Siedzimy sobie w mieście, prowadzimy nasz sklepik i tak dłubiemy grosik do grosika.
- Jak myślisz, czy po udziale w programie, Twoje życie zmieni się o 180 stopni, czy po jakimś czasie wszystko wróci do normy?
I: Trudno powiedzieć. Na razie dużo się zmieniło. Co będzie dalej - nie wiadomo. Jeżeli ktoś będzie chciał mnie zaangażować do show biznesu to będę na tę propozycję otwarty. Rozważę ją - przyjmę albo i nie. Wołałbym przyjąć, żeby coś zmienić w życiu, chociażby finansowo. Jeżeli nie, to będziemy dalej dłubać sobie w naszym sklepiku. No i tyle.
- Czy napłynęły już jakieś propozycje ze strony TVN-u?
I: Właśnie, że nie. Są jakieś delikatne propozycje, ale jakoś to wszystko się przenosi w czasie. Na razie cudów nie ma. Teraz nasz kolega Rafałek zaprosił nas pierwszy raz do dyskoteki Manhattan, no i jesteśmy. Zobaczymy jak to się kręci w tych sprawach. Myślę, że będzie dobrze.
- Czy lubisz od czasu do czasu posiedzieć w domowym zaciszu, czy jednak przeważa w Tobie chęć zdobywania świata?
I: Jestem rakiem, a raki są domatorami. Zresztą przez całe życie lubiłem mieć własny kąt i swoje miejsce na ziemi.
- Czyli masz w sobie dwie natury. Jesteś z jednej strony przebojowy, a z drugiej wygląda z Ciebie Irek - domator.
I: Dokładnie. Tylko bez chochli i bez łyżki, bo kucharzem nie jestem dobrym. Na przykład wczoraj remontowałem nasze mieszkanko, które wynajęliśmy w Lubsku. Malowałem sobie kilka godzin sufity, Ewa siedziała w sklepie, a ja sam wziąłem pędzel w łapę i heja!
- Co teraz jest dla Ciebie najważniejsze?
I: Nasze mieszkanie w mieście. Musimy je doprowadzić do porządku i jakoś urządzić, by mieć swój kącik w mieście. A rancho nie ucieknie. Poczeka sobie na później. Chcielibyśmy żeby nasi chłopcy swoją edukację przeprowadzili trochę w mieście.
- W domu Wielkiego Brata lubiłeś śpiewać. Myślałeś o tym, żeby wykorzystać swoje pięć minut i nagrać kilka utworów?
I: Być może. Na razie człowiek jest jeszcze w powijakach, nie wie co do czego i co z czym się je. Dopiero się program skończył, jeszcze wszyscy nie ochłonęliśmy tak jak należy. Mamy do siebie telefony, a jeszcze do siebie nie dzwoniliśmy, bo nie było okazji. Teraz były święta, spędziło się je w domu z dzieciakami i może w styczniu będzie się coś więcej działo. Może coś się ruszy.
- Kuba poświęcił swoje włosy żeby Twoi chłopcy mogli zobaczyć Disneyland. Jak wrażenia?
I: Niech Ewa odpowie na to pytanie, bo ona się w tej sprawie lepiej orientuje.
E: Planujemy wycieczkę do Disneylandu na ferie. Nie chcieliśmy, by to kolidowało z ich szkołą, bo gdy jeździliśmy na ringi, dzieci miały już trochę zaległości. Nie wiadomo czy Irek się załapie na tę wycieczkę. To zależy od sponsorów.
- Którego z mieszkańców domu wspominasz najlepiej?
I: Ciężkie pytanie. Już parę osób mnie o to pytało. Trudno mi odpowiedzieć. Nie wiem. Jurka? Potrafi chłopak być poukładany. Ja też kiedyś chciałbym być poukładany. Najlepiej mi się z nim gadało, choć czasami mieliśmy jakieś ścięcia. On najbardziej mi tak przypadł do gustu ze wszystkich.
- Dziękuję za rozmowę.
E i I: My również.
oprac. Ewa Wawoczny
i Justyna Kownacka