Gladiatorzy w spódnicach
W ostatni piątkowy i sobotni wieczór, w dyskotece Manhattan w Krzyżanowicach, gościły dwie uczestniczki reality show „Gladiatorzy”, emitowanego w Polsacie. Z Jolą Mroszczyk i Patrycją Szejak vel Żeak w Hotelu Polonia rozmawiała Ewa Wawoczny.
- Przyjechałyście do krzyżanowickiej dyskoteki Manhattan, by zaprezentować swój repertuar taneczny. Często gościcie na tego typu imprezach jako tancerki?Patrycja: Ja i Jola na razie wykonujemy duet. Mamy swój własny układ taneczny. Zazwyczaj robimy taki mały show. Pokazujemy się właśnie od tej strony tanecznej.
Jola: Niedawno wymyśliłyśmy taki plan, by zebrać kilka osób z różnych reality show i wybrać się w trasę po czterdziestu dyskotekach. Zauważyłam, że kilka osób z programu też chciałaby tańczyć i stworzyliśmy zespół. Każdy miałby swoją rolę w tym przedsięwzięciu i robiłby to, co potrafi najlepiej.
- Od kiedy zajmujecie się tańcem na poważnie?
J: Tańcem zajmowałam się też przed programem i to, co robię teraz jest jakby kontynuacją. Występowałam już w klubach jako tancerka i kilku przedstawieniach teatralnych.
- Czy show biznes jest jedynym waszym zajęciem?
P: Tak. Ja raczej żyję w świecie artystycznym. Często przebywam na planie filmowym. Miewam tam jakieś epizody albo po prostu statystuję. Interesuję się fotografią jako modelka jak i też wizażystka. Współpracuję z kilkoma osobami z Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego oraz z osobami prywatnymi, zajmującymi się fotografią i realizuję się w modelingu i swoich pomysłach na fotografię. W tym roku planuję zrobić wystawę w Łodzi z moich zdjęć, do których pozuję.
- Bywasz też po tej drugiej stronie aparatu jako fotograf?
P: Nie, ja jestem zazwyczaj modelką.
- Jolu, a ty czym się teraz zajmujesz?
J: Studiuję marketing i zarządzanie w GWSH w Gdańsku i ogólnie dopiero teraz wszystko zaczęło ruszać do przodu. Po finale „Łysych i Blondynek” poznałam ludzi z tego reality show. Z Adasiem z tego programu wynajmuję teraz mieszkanie. Zgraliśmy się i stwierdziliśmy, że szkoda zmarnować tę szansę, którą nam dały te programy. Chciałabym, żeby wypalił nam ten pomysł ze stworzeniem zespołu. Adasiowi i jego bratu zaproponowałyśmy udział w naszych przedstawieniach, bo pracowali już jako tancerze w dyskotekach. Mamy już nawet przygotowany jeden układ taneczny. Planowaliśmy wyjazdy w piątkę - my dwie, bliźniacy i Adaś jako prowadzący.
- Utrzymujecie jeszcze kontakty z innymi uczestnikami „Gladiatorów”?
P: Utrzymuję cały czas kontakt z Dominiką. Z męską stroną kontakty się raczej urwały.
- Jakie nadzieje wiązałyście z tym programem?
J: Na początku myślałam, że to będzie dobra zabawa. W „Amazonkach” brał udział mój znajomy - Dawid Ozdoba, który zresztą wygrał ten program. Pomyślałam sobie, że skoro on się dostał do programu to i ja spróbuję. Dostałam się i przypadkiem też wygrałam. Na pewno była to przygoda życia. Tego się nie zapomina. Wręcz przeciwnie, ja nie mogę się do tej pory z tego otrząsnąć. Mieszkałam na wsi i jak wróciłam do domu po tym programie zaczęło mnie to przytłaczać. Szczególnie doskwierała mi samotność i brak młodych ludzi wokół mnie. Stwierdziłam, że trzeba coś zmienić i zmówiłam się z Adasiem. Adaś akurat po powodzi stracił mieszkanie i zaczęliśmy wspólnie coś działać, bo cały czas obracamy się w tym samym kręgu.
- Jak trzeba postępować, by umieć znieść wszystkie sympatie i antypatie, jakie panowały między ludźmi wewnątrz programu?
J: Trzeba przede wszystkim wykazać się dyplomacją. Wiadomo, że nie można naskoczyć na kogoś, bo z tym kimś trzeba będzie mieszkać następny tydzień, dwa albo trzy. Trzeba jakoś współpracować z tymi ludźmi. Tym bardziej, że niektóre zadania były takie, że trzeba było z nimi współgrać. W niektórych sytuacjach było bardzo ciężko, szczególnie z partnerem Patrycji. Były tam nawet spięcia między nami. Ale jakoś przetrwaliśmy.
P: Do takiego programu trzeba mieć silną psychikę. Nie bez powodu są przeprowadzane badania i testy. Jeżeli ktoś myśli, że przez dłuższy okres będzie mógł udawać i grać kogoś innego to jest w błędzie. Na dłuższą metę nie da się nie być sobą. Jeśli się jest się na tyle dobrym i ciekawym człowiekiem, to nie trzeba udawać. Jest się po prostu sobą. Nie ukrywajmy. Jest to program, w którym trzeba sobie zyskać sympatię widzów czy internautów.
- Czego nauczył was udział w „Gladiatorach”?
J: Ja jestem bardziej odporna na reakcje innych ludzi. Po drugie mieli tam dominować mężczyźni, a dominowały kobiety. Ten program mógłby się nazywać „Gladiatorzy w spódnicach”.
P: Mnie - nauczył opanowania. W swoich wypowiedziach trzeba było panować nad tym, co się mówi i robi. Wiadomo, będąc w domu ze znajomym, na znajomego można liczyć, albo przezwać go. A tam trzeba było panować nad sobą i kłócić się, ale robić to kulturalnie. Były tam takie sytuacje, że napięcie sięgało naprawdę zenitu, czasami z niektórymi ludźmi nie dało się wytrzymać. W takich sytuacjach człowiek pękał i nie dawał rady. Ja w takich sytuacjach płakałam. Kiedy byłam zła, nie chciałam się na kimś wyżywać, po prostu wypłakałam się i było O.K.
- Jak żyło się wam w „Gladiatorach” ze świadomością, że w każdej chwili możecie odpaść lub stracić sympatię widzów?
P: Byłam pewna, że odpadnę, bo mój partner pogubił się w tej całej rzeczywistości. Bardzo ciężko mi się z nim współpracowało. On chyba nie znał reguł gry. Grał, ale z gitarą. Nie grał ze mną. Mieliśmy trójkąt: ja, gitara i Marek. No i Michał. On był jego drugą dziewczyną zaraz po gitarze.
- Co zmieniło się w waszym życiu po wzięciu udziału w programie?
P: Stałam się bardziej cierpliwa. Sukcesem było dla mnie występowanie w programie przez trzy tygodnie. Na pewno zmieniłam swój stosunek do życia. Cały czas szukałam stałej pracy - pięć dni w tygodniu po osiem godzin. Teraz uważam, że jeśli mam szansę zrobić coś innego, to chcę z niej skorzystać. Póki jeszcze mogę. Jeśli chodzi o modeling, to nie oszukujmy się, latka lecą.
- Jak reagują na wasz widok przechodnie, którzy rozpoznają wasze twarze?
J: Dzięki programowi, nasze twarze są rozpoznawane przez wielu ludzi. Różnie na nasz widok reagują. Zdziwiłyśmy się, że ten program miał taką oglądalność. Są tacy, którzy wręcz się na nas gapią. Na przykład kiedyś na przystanku stali chłopcy, którzy ze sobą rozmawiali. W momencie, kiedy tam się pojawiłam, jeden zawołał mnie po imieniu. Kiedy się odwróciłam skakał z radości, że zareagowałam na jego wołanie i spojrzałam w jego stronę. Nie spotykałam się jeszcze z negatywnym odbiorem. Wszyscy przyjaźnie i sympatycznie odnoszą się do nas.
P: Zdarza się, ze mężczyźni podchodzą i całują mnie w dłoń albo mi gratulują. Marek jest nieciekawie odbierany, jeśli chodzi o naszą parę. Próbowałam podreperować jego wizerunek, ale chyba nie zależało mu na tym. Dla mnie ten program był reklamą. Chciałam się zareklamować i przestać być anonimową tańczącą dziewczyną.
- Dziękuję za rozmowę.
P i J: My również.