Kto „chrzci” wódkę na granicy?
Nie mamy na to żadnych dowodów, ale docierające do na sygnały pozwalają przypuszczać, że przez granicę przelewa się nielegalny alkohol, który może destrukcyjnie wpływać na zdrowie spożywających - powiedział nam ktp. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu, któremu podlega polsko-czeska granica na odcinku województwa śląskiego i opolskiego. Zarówno polscy jak i czescy pogranicznicy odkryli na swoim terenie przygraniczne nielegalne rozlewnie przerabiające spirytus niewiadomego pochodzenia na „gatunkowe” wódki. Na naszym terenie znajdowaliśmy w nich etykiety czeskich trunków, co sugeruje, że także w Polsce, a nie tylko u naszych południowych sąsiadów powstają podróbki - dodaje kpt. Klejnowski. Spirytus pochodzi prawdopodobnie z krajów WNMP i Niemiec.
Schematy dystrybucji lewego towaru mogą być różne. Polskie rozlewnie poprzez swoich kurierów wożą go pod granicę np. do Cieszyna czy Chałupek, gdzie jest sprzedawany klientom z całego kraju. Przyjeżdżają tu, by kupić tańszy alkohol. Oferta jest dla nich kusząca, bo odpada ryzyko przyłapania na granicy przez celników. Jadą przeświadczeni, że kupili czeskie wódki gatunkowe. Mają tymczasem mocno chrzczony napój wyskokowy. Nie dość, że procentów ma mniej niż powinien, to jeszcze istnieje ryzyko, iż do butelek wlewa się trujący metanol.
Alkohol z Czech, w tym również z nielegalnych rozlewni, przenoszą zawodowe „mrówki”. Tu pod granicą czekają odbiorcy hurtowi. Część sprzedawana jest ludziom po jednej lub dwie butelki; albo przy przejściu, albo na przygranicznych targowiskach. Ustalono, że do obrotu wprowadzono podrobionego „Jelcyna” i „Silber Kreuz”. Podobnie zresztą postępują polscy „gorzelnicy”. Dystrybuują rzekomo czeskie alkohole poprzez zaufanych pośredników, którzy docierają do klientów targów, właścicieli barów oraz niektórych całodobowych stacji benzynowych. W jednej ze stacji znaleźliśmy podejrzaną wódkę - informuje kpt. Klejnowski.
Śląska Straż Graniczna ujawnia dziennie przemyt około 100 litrów alkoholu. Straż nie ma prawa przyjąć zgłoszenia celnego. Jeśli ujawni zbyt dużą liczbę butelek, przemytnik może zawsze powiedzieć, że chciał właśnie zgłosić towar do celnika. Na celnikach spoczywa więc ciężar walki z przemytem na przejściach. Operujemy więc głównie w pasie przygranicznym i tu ujawniamy dużo lewego towaru, np. na parkingach czy podczas kontroli ruchu drogowego - wyjaśnia kpt. Klejnowski.
Od czasu wejścia w życie nowych przepisów celnych, które ograniczyły mieszkańcom strefy przygranicznej przywóz towarów z Czech, ruch zmalał o 15 proc. To trwała tendencja. Ludzie nie chcą się stresować na granicy przewożąc niedozwoloną ilość wódki, a po jedną butelkę po prostu się nie opłaca - kończy kpt. Klejnowski.
G. Wawoczny