Coraz bliżej III ligi...
Dla obu zespołów sobotni pojedynek był grą o być albo nie być w II lidze. Goście, prowadzeni przez znanego niegdyś piłkarza - a obecnie trenera - Marka Kustę - mimo zmęczenia podróżą byli od początku nieco żwawsi i lepiej radzili sobie w obronie. Dla nas i dla nich to był mecz z gatunku gier o 6 punktów. My zagraliśmy przede wszystkim słabo w obronie, stąd porażka - stwierdził Furlepa. Będzie trudno o punkty w kolejnych spotkaniach, tym bardziej, że z innymi drużynami walczącymi o utrzymanie. Kreski na Włókniarzu wprawdzie jeszcze stawiać nie można - bo do końca ligi zostały 4 mecze - ale widoki są dlań niezbyt dobre.
Fatalnie się zaczęło - i fatalnie skończyło. Gdynianie bardzo łatwo przedostawali się pod pole karne gospodarzy. W zespole Włókniarza wyraźnie brakowało pauzujących za kartki Grzegorza Jakosza i Andrzeja Jasińskiego. Efektem groźne spięcia pod bramką kietrzan. Już w 7 min. fantastycznym szczupakiem popisał się Bajera - futbolówka odbiła się od słupka, a Kułyk bez skrupułów posłał ją do siatki. Gdzie byli obrońcy - trudno zgadnąć. Ta bramka ułatwiła nam zadanie. Uwierzyliśmy, że uda nam się wygrać i zrobić krok ku utrzymaniu - przyznał Kusto. Stracony gol i widmo porażki otrzeźwiło miejscowych, bo zaczęli śmielej atakować. Groźnie strzelał Kłoda - strzał z trudem sparował Szyszko - próbował rajdów Pilch. Dopiero jednak po wrzutce Kłody Rozmus chytrze odegrał piłkę do Nikodema, z blokiem spóźnili się obrońcy i piłka - ku radości tysiąca widzów - zaplątała się w fałdach siatki. Choć optyczną przewagę nadal mieli gospodarze, gdynianie groźniej kontrowali.
Po zmianie stron było coraz goręcej. Piłkarze obu zespołów bardzo się starali, by choć jeszcze raz pokonać golkipera rywali - remis nikogo nie urządzał. Niestety, niepotrzebnie wmieszał się do gry sędzia. W 70 min. za kolejny faul pokazał Klaczce drugie „żółtko” - i pokazał mu kierunek do szatni. Długo gwizdano na niego za ten prezent dla Arki, bo faul nie był zbyt ostry - po prostu w ferworze walki o piłkę. Po zejściu Klaczki pozostało nam bronić remisu - dodał trener gospodarzy. Ale może nie skończyłoby się to przykro dla kietrzan, gdyby kilka minut później Rak wykorzystał bodajże najlepszą sytuację strzelecką meczu. Obronną ręką wyszedł z opresji jednak Szyszko. A niewykorzystane okazję lubią się mścić. Tym bardziej, gdy słabiej kryją obrońcy. I w 83 min. po centrze z wolnego Prusinek zdołał wyłożyć piłkę kolegom na linii 5 m - doskoczył do niej Bajera i kopnął bezkarnie w światło bramki. Nie rozumiem, jak można pozwolić przeciwnikowi na swobodne przyjęcie piłki na piątym metrze od bramki - zastanawiał się Furlepa. Niesamowita walka, choć kibicom zabrakło na pewno jakichś fajerwerków piłkarskich. W naszej sytuacji punkty są na wagę złota. I zdobyliśmy je - cieszył się Kusto. Północ lepsza od południa - starczy na komentarz...
(sem)