Plotka czy przeciek?
Rozważamy możliwość sprzedaży miejskich lokali użytkowych - powiedział nam, zastrzegając anonimowość, jeden z członków zarządu miasta. Gdyby to tego doszło, byłaby to rewolucja w gospodarowaniu gminnym zasobem. Miasto sprzedawało lokale w pierwszej kadencji. Nabyła je część najemców. Reszta zwlekała, a od 1994 r., kiedy do rządów w mieście doszła obecna ekipa, nie ma w ogóle możliwości wykupienia swoich lokali. Na sprzedaż musiałaby się zgodzić Rada Miasta. Obecna koalicja, która analizuje wszystkie „za” i „przeciw”, ma większość w Radzie, która pozwoli jej przeforsować projekt. Zbywanie następowałoby na rzecz najemców po cenie nie niższej niż rynkowa. W ścisłym centrum to na przykład od 2,5 do 3,2 tys. zł za metr kw.
Jak się dowiadujemy, sprzedaż uzasadniono by w dwojaki sposób. Po pierwsze, w związku z możliwością powstania w mieście dużego hipermarketu ratusz chce dać najemcom lokale na własność, tak by mogli się przygotować do konkurencji; zmienić branżę, inwestować w wystrój lokalu. Po drugie, miejska kasa mogłaby sporo zarobić i zażegnać niebezpieczeństwo wystąpienia w tym roku dziury budżetowej.
Zdaniem pośredników w obrocie nieruchomościami, na możliwość sprzedaży lokali użytkowych wskazywałby ostatni przetarg na wysokość miesięcznego czynszu jednego z lokali w ścisłym centrum. Najemca zdecydował się płacić kilkanaście tysięcy złotych. Gdyby Rada zgodziła się na sprzedaż, wówczas uzyskałby prawo pierwokupu tej nieruchomości.
Po sprzedaży sporą część dochodów z czynszów straciłby Miejski Zarząd Budynków. To docelowo spowodowałoby, że dochody z lokali użytkowych nie wspierałyby już gospodarki mieszkaniowej. Czynsze w mieszkaniach bowiem, po ustawowym ograniczeniu możliwości ich podnoszenia powyżej inflacji, nawet jeśli są dużo niższe od realnych kosztów utrzymania, nie pozwalają na pokrycie kosztów utrzymania substancji. Wzrosłoby bezpośrednie zaangażowanie budżetu, a więc w dłuższej perspektywie miasto wydałoby pieniądze, które może zarobić na sprzedaży.
(waw)