Słodki rabunek
Po zimie, kiedy rodziny pszczele są osłabione i budzą się do nowego życia, pszczelarzom nie brakuje roboty. Nawet jeśli chodzi o krzątaninę przy kilku zaledwie ulach. Rodziny pszczele, które miały za mało pokarmu, nie przezimowały. Choć owady te wykształciły doskonały system organizacji społecznej i są bardzo zapobiegliwe, okazują się wrażliwe na zmiany pogody i nie zawsze mogą w porę uzupełnić zapasy. Liczebność roju niekiedy bardzo spada, stanowiąc zagrożenie dla jego bytu.
Samo miodobranie jest starannie przygotowaną operacją. Leon Mludek i inni pszczelarze z Koła w Pietrowicach Wielkich w tym roku już dwukrotnie zbierali miód. Nie ma stałych terminów, kiedy powinno się to czynić. Wszystko zależy od szeregu okoliczności. Bartnik obserwuje swoich podopiecznych i korzysta z odpowiedniej chwili - najczęściej dobrej aury, gdy owady wybierają się na pożytek - by wejść między ule, okadzić je dymem i szybko wyciągnąć na zewnątrz ramkiz dojrzałym miodem. A te włożyć rychło do wirówki. Miód osadza się na jej ściankach i spływa na dół, do specjalnego pojemniczka.
Bywa, że rozwścieczone tak jawnym rabunkiem pszczoły tną jednak ile wlezie - nic dziwnego tedy, że lepiej nie zbliżać się do nich bez ubrania ochronnego. Pszczelarz uzbrojony w kominek i dostatecznie osłonięty odzieżą, z kapturem na głowie może i dziwnie wygląda, ale za to jest zabezpieczony przed żądłami broniących zawzięcie ula robotnic. Nie cały miód można oczywiście wybrać, bo to zagrażałoby jedności rodziny i naraziłoby ją na poważne kłopoty, w najgorszym przypadku na śmierć głodową - wyjaśnił L. Mludek. Miód, nagromadzony przez owady w ramkach z plastrami, w miodarce zostaje odwirowany. Cała operacja nie trwa zbyt długo.
Miodobranie przeprowadza się zwykle w najdogodniejszej dla zbieraczek porze - wtedy to bowiem nie ma ich w ulach za wiele i łatwiej wydostać ramki. Samo odymianie powoduje pobieranie przez robotnice miodu i odlot - takie postępowanie z reguły kojarzy się z próbą uratowania części zapasów przed „kradzieżą”. A dym jest tego oznaką. Dlatego też odymianie powinno jedynie otumanić pszczoły na krótki czas, na tyle by poczuły się zdezorientowane, ale nie uciekały - twierdzą pszczelarze. Jeśli bowiem rój wyleci na dobre, trudno go z powrotem zagnieździć w starej siedzibie.
Przed rozpoczęciem wirowania pszczelarze odsklepiają komórki - specjalnymi widelcami lub nożem. Jeśli ramka nie wypaczyła się zanadto, idzie to gładko. Jeżeli plastry były uszkodzone, w czasie wirowania mogą zostać rozerwane i być niezdatne do użytku. A to strata nie tylko dla hodowcy, ale i pszczół. W wirówce najpierw ściąga się miód z jednej strony ramek, potem z drugiej. Później zostawia się w słoikach na jakiś czas, by dobrze skrystalizował. Taki też jest najlepszy. Jeśli spotykamy miód w formie płynnej, to znaczy, że został poddany obróbce termicznej. A to wpływa ujemnie na jego jakość, bo temperatura niszczy składniki organiczne. Niestety większość profesjonalnych firm pszczelarskich stosuje ten zabieg, bo ułatwia smakoszom nabieranie miodu na łyżkę - wyjaśnił pietrowicki pszczelarz. Coraz częściej stosuje się więc tzw. kremowanie - miód nie twardnieje wtedy całkiem.
Pierwsze miodobranie w roku zwykle jest najbardziej owocne. Jednak zostaje po nim w ulu mało miodu. Tyle, by pszczoły mogły się wyżywić, produkując następną partię. Niebezpieczna staje się dla nich zła pogoda, bo wtedy rzadko wylatują na pożytek. I może im grozić głodówka. Tego lata, na szczęście było dobrze. Drugie miodobranie już nie jest tak obfite, ale pszczoły często produkują właśnie wtedy miody gatunkowe, np. lipowe - twierdzą hodowcy z Pietrowic. Miód wielokwiatowy różni się smakiem od rzepakowego, spadziowego, akacjowego czy faceliowego. Gatunkowy wymaga, by pobierały pożytek z jednego rodzaju kwiatu. Najlepiej pomóc im w tym, siejąc go w pobliżu pasieki.
(sem)