Podpalacze bili na alarm
Dwójka podpalaczy wpadła 28 lipca około godz. 23.15. W tym czasie zaczęły się nagle palić zabudowania małego zakładu produkującego ogrodzenia, który był umiejscowiony w zagajniku przy ul. Topolowej. Świadkami zdarzenia było dwóch miejscowych strażaków - ojciec i syn, którzy wracali do domu ze spaceru, a nie jak wcześniej informowano z baru. Zauważyli łunę ognia i dwóch młodych mężczyzn; jednego za drzewami, drugiego, jak zaczął uciekać na rowerze.
Wkrótce obaj podpalacze byli już w remizie. Okazało się bowiem, że są członkami kuźniańskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, mają po 17 i 18 lat. Młodszy jest uczniem zawodówki, starszy nigdzie się nie uczy i nie pracuje. Tuż po podpaleniu bili na alarm. W remizie dopadli ich świadkowie, wspomniany ojciec i syn. Rozpoznali w nich mężczyzn, których widzieli przy Topolowej. Pilnowali ich do czasu przyjazdu policji. Wtedy też okazało się, że towarzyszył im jeszcze trzeci kompan, ale, jak ustalono, młody mężczyzna tylko ten jeden raz udał się na „akcję”.
Pożar gaszono około 1,5 godziny. Była to trudna akcja, w której uczestniczyły jednostki OSP z gminy Kuźnia Raciborska i dwie zawodowe straże z Raciborza. W zabudowaniach znajdowały się butle z tlenem i acetylenem. Mogły w każdej chwili wybuchnąć. Mogło też dojść do zapalenia się drzew w pobliskim parku. Straty oszacowano na około 10 tys. zł. Z zakładu prawie nic nie pozostało. Przez kolejne dni właściciel porządkował jedynie pogorzelisko.
Dochodzenie w tej sprawie wszczął Komisariat Policji w Kuźni Raciborskiej. Podczas pierwszego przesłuchania sprawcy przyznali się do podpalenia. Wyjaśnili, że jeden z nich przyłożył zapalniczkę do papy na dachu zabudowy. Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Obaj w chwili czynu byli trzeźwi. Jak powiedział nam kom. Stanisław Melnarowicz, komendant Komisariatu w Kuźni Raciborskiej, dalsze przesłuchania wyjaśnią dokładnie wszystkie okoliczności.
Jednak już teraz przeprowadzone czynności odsłoniły, być może związane z ostatnim podpaleniem, ciekawe wątki dotyczące dużej ostatnio liczby pożarów na terenie gminy. Jak się okazało od początku roku do 28 lipca kuźniańska OSP wyjeżdżała do 80 zdarzeń. To bardzo dużo jak na taką jednostkę, za dużo, jeśli nawet uwzględnić, że działa w terenie leśnym, gdzie o pożar nietrudno. Już kilka tygodni temu zaczęto wiązać obfitość interwencji z możliwymi podpaleniami, ale brakowało jednoznacznych dowodów i podpalaczy. Władze miasta zaczęły narzekać na duże koszty funkcjonowania OSP. Za udział w akcji należy im się bowiem wynagrodzenie.
Po zatrzymaniu dwóch sprawców pożaru zabudowań przy Topolowej policja zaczęła wiązać ze sobą fakty. Jak się okazało, brali oni udział aż w 68 akcjach, w tym w 25 razem. Nader często to oni właśnie pierwsi zauważali ogień i bili na alarm. Wstępne ustalenia wskazują, że w przypadku sześciu pożarów ich działanie było ewidentne. Zawsze zapalniczką zapalali ściółkę leśną, trawy i nieużytki.
Jak się dowiadujemy w kuźniańskim Komisariacie, dochodzenie potrwa jeszcze miesiąc.
(waw)