Szok na Zamkowej
Rogowianie wzięli 29 września wyjątkowo srogi rewanż na unitach za porażki z ubiegłego sezonu 0:1 i 0:3. Któż by się spodziewał, że w szlagierze sobotniej kolejki IV ligi wicelider weźmie aż tak dużą pulę...
Mecz idealnie ułożył się przyjezdnym. Już w 5 minucie pierwszy poważniejszy błąd defensywy raciborskiej wykorzystał bezlitośnie Kuś. 0:1 na dzień dobry mogło rozstroić każdego. Unia grała źle, chaotycznie i zbyt wolno. Sporo niezbyt precyzyjnie zagrywanych piłek padało łupem lepiej ustawionych obrońców Przyszłości, mało miejsca mieli na manewry Kopczyński z Frydrykiem. Zbyt często unici, miast przyspieszyć, rozgrywali na boki. Akcje skrzydłami były wprawdzie starannie przemyślane, ale zawodziło ostatnie podanie. Dośrodkowania często, miast lądować pod nogami napastników, przejmowali spokojnie rywale. I od razu kontrowali. Na lewej stronie tradycyjnie szalał niezwykle szybki Bednarek, aktywny był bardzo w przodzie Wolny. Słowem, groźniejsi byli jednak rogowianie. I w 31 min. znów niebezpiecznie zrobiło się pod bramką Zająca. Goście błyskawicznie skontrowali. Golkiper Unii nie miał szans przy kapitalnym uderzeniu Wojtali z dystansu wprost w lewe okienko. Inna sprawa, że gracz Przyszłości spokojnie złożył się do strzału, niepilnowany zbyt pieczołowicie...
Fatalny nastrój udzielał się i zawodnikom, i kibicom raciborskim także po przerwie. Swoją złość, szczególnie ci ostatni wyładowali na arbitrze. Ten bowiem powziął kilka kontrowersyjnych decyzji. Pierwszą w 56 min., gdy kolejna kontra gości skończyła się kornerem. Wyskakującego pewnie do pił-ki Zająca ostro zaatakował w powietrzu Staniek i prawie wepchnął do siatki. Sosnowiecki rozjemca nie bacząc na protesty unitów wskazał na środek boiska. Część trybuny zawrzała oburzeniem - jedynie kibice po drugiej stronie czaszy stadionu świętowali. Potem jeszcze kilka razy unici kontestowali decyzje arbitra. Ale nie na wiele się to zdawało - nerwy ponosiły ich w sytuacji, gdy o wyniku trzeba było walczyć z dobrze dysponowanym rywalem.
Im bliżej końca, tym pewniej na boisku czuli się rogowscy futboliści. Unia walczyła, ale to nie był najlepszy dzień Monety i spółki. Wciąż wiele podań było niecelnych, niepewnych wrzutek na pole karne nie brakowało, a o strzałach z dystansu lepiej nie wspominać. Jedynie Kopczyński raz, po akcji Monety znalazł sobie troszkę miejsca pomiędzy obrońcami i strzelił soczyście - w poprzeczkę. Skuteczniejsi okazali się goście - w 89 min. Halszka wykorzystał niecelne podanie Derlety, by podać w tempo do Bednarka - ten wyciągnął z bramki Zająca i oddał piłkę w bok Śmigielskiemu. 0:4 było najniższym wymiarem kary dla defensywy Unii, jeśli się weźmie pod uwagę znacznie większą liczbę błędów przezeń popełnionych. A litościwie nie wykorzystanych tego dnia przez szybkich rogowian...
Unia - Przyszłość 0:4 (0:2). Br. 5 Kuś, 31. Wojtala, 56. Staniek, 89. Śmigielski.
Unia: Zając - Mużelak, Derleta, Jachimowicz (75. Marców), Kowalczyk, Pikuła (80. Binek), Moneta, Jordan, Świerczek, Frydryk (80. Tomasiak), Kopczyński. Przyszłość: Okrent - Staniek, Krótki, Psota, Wojtala, Krajewski, Piechota (75. Błędowski), Pawłowski, Bednarek, Wolny (80. Śmigielski), Kuś (60. Halszka).
Punkty w Skoczowie
Podopieczni Józefa Golli wygrali tydzień wcześniej z Beskidem 2:0. W Skoczowie mieli naprzeciwko siebie trapiony kryzysem team gospodarzy - a jednak ci nie chcieli stracić łatwo punktów. Unici byli skuteczniejsi, lepiej układała im się gra. Prowadzenie uzyskał Jordan, wykorzystując akcję Monety i strzałem zza linii pola karnego zaskakując golkipera miejscowych. Po przerwie sytuację próbowali ratować skoczowscy napastnicy, ale pudłowali. Beskid nacierał, jednak kolejny cios zadał mu Frydryk, lobując w dogodnej sytuacji bramkarza.
Beskid - Unia 0:2 (0:1). Br. 21. Jordan, 65. Frydryk
Unia: Zając - Mużelak, Derleta, Janowicz, Kowalczyk, Moneta, Jordan, Świerczek, Frydryk, Pikuła (88. Binek), Kopczyński (89. Marców).
(sem)