Czy prezydentowi będzie się dobrze rządziło?
Tytułowe pytanie wcale nie jest pozbawione podstaw, bo jakość rządzenia prezydenta uzależniona jest od tego, kto ma większość w Radzie Miasta. Przepisy kompetencyjne dość jasno podzieliły strefy wpływów; radni jak dotychczas uchwalać będą budżet, a więc w praktyce decydować, co zrobić, prezydent zaś, tak jak poprzednio zarząd, stanowić będzie jedynie władzę wykonawczą.
Rzeczywista władza należy więc do Rady, choć w powszechnym odbiorze to prezydent powinien rozdawać karty, skoro to jego za ewentualne niepowodzenia mieszkańcy będą obarczać odpowiedzialnością. Niestety obecna większość sejmowa, reformując przepisy normujące ustrój samorządu, nie wyposażyła najważniejszej osoby w mieście w instrumenty potrzebne do samodzielnego rządzenia.
W drugiej turze wyborów prezydenckich w Raciborzu spotkają się Mirosław Lenk (ponad 5,97 tys. głosów poparcia w I turze) i Jan Osuchowski (ponad 4,38 tys. głosów poparcia). Pierwszy wywodzi się z Ruchu Samorządowego „Racibórz 2000”, które zdobyło najwięcej miejsc w Radzie Miasta, a wespół z Towarzystwem Miłośników Ziemi Raciborskiej tworzy większość potrzebną do rządzenia. Zwycięstwo Lenka zamyka ten układ. RS „Racibórz 2000” i TMZR skupią wszystkie władze - uchwałodawczą i wykonawczą, co daje im komfort rządzenia, ale i - z drugiej strony - pełną odpowiedzialność przed wyborcami, którzy za cztery lata dość łatwo zidentyfikują osoby winne ewentualnych niepowodzeń.
Sojusz Lewicy Demokratycznej i Unia Pracy, które popierają Jana Osuchowskiego, zdobyły tylko sześć mandatów i nawet mariaż z Forum Samorządowym nie daje im większości, a więc spycha do ław opozycji. Ciekawostką jest również fakt, że wszyscy kandydaci SLD-UP zdobyli mniej głosów niż sam Osuchowski, co jednak z pewnością nie cieszy lewicowego kandydata na prezydenta, bo w przypadku zwycięstwa w wyborach nie będzie miał zaplecza potrzebnego do rządzenia. Prezydent Osuchowski - mówiąc wprost - byłby zdany na łaskę i niełaskę rządzących RS „Racibórz 2000” i TMZR, a niewykluczone, że popadłby z tą większością w konflikt. Z pewnością odbiłoby się to na jakości rządzenia, a samemu Osuchowskiego dostarczyłoby sporej dawki stresu, bo to on - w powszechnym odbiorze - odpowiadałby za wszystko ci się dzieje. A dziać mogłoby się nieciekawie w sytuacji politycznego konfliktu rada-prezydent.
Oczywiście inna byłaby sytuacja, gdyby SLD-UP i jego przedwyborczy sojusznik Forum Samorządowe miałyby większość w Radzie. Wówczas to wybór Osuchowskiego byłby najbardziej racjonalny, a zwycięstwo Lenka dla niego i popierających go ugrupowań jedynie pyrrusowym zwycięstwem. Mówiąc wprost, najważniejsze rozdanie kart nastąpiło 27 października, ale nie dało ostatecznej odpowiedzi na pytanie, jak będzie się rządziło radzie i prezydentowi. Ostateczną odpowiedź poznamy 10 listopada.
Nie bez znaczenia jest też układ władzy w powiecie. Tu większość ma ugrupowanie, z którego wywodzi się M. Lenk i to właśnie najchętniej jego konstytuujące się nowe władze powiatu widziałyby na fotelu prezydenta Raciborza, uzasadniając to potrzebą nawiązania ścisłej współpracy miasta i powiatu. Postulat ten nie zahacza wcale o frazes, bo w latach 1999-2002 współpraca ta nie układała się najlepiej. Miastem i powiatem rządziły dwa przeciwstawne sobie ugrupowania, wspólnych działań było niewiele, dużo mniej niż wzajemnego podstawiania sobie nogi.
Grzegorz Wawoczny