Zniecierpliwieni
Ponad rok temu wydawało się, że zamęt dla plantatorów powoli się kończy. Francuski inwestor miał objąć większy pakiet akcji Śląskiej Spółki Cukrowej, dokapitalizować ją i wprowadzić w życie wynegocjowany z przedstawicielami plantatorów i producentów tzw. pakiet plantatorski. Jednak wskutek sejmowych zawirowań i kampanii niektórych lobby, że „znów polskie idzie w obce ręce” powstała spółka Polski Cukier i sprawa prywatyzacji śląskich cukrowni wciąż nie dochodzi do skutku.
To ma negatywne konsekwencje i dla cukrowni - i dla plantatorów. Muszą radzić sobie po staremu - czyli z największym trudem. Francuska spółka zaproponowała określone warunki dla naszych rolników i cukrowników. Były atrakcyjne i nie ma powodu, by się z tego powodu wycofywać. Tym bardziej, że inwestor gwarantuje utrzymanie produkcji i inwestycje kapitałowe, a także regularne wypłaty należności i akcje w ramach pakietu plantatorskiego. Lobby popierające Polski Cukier tymczasem nie zaoferowało do tej pory nic w zamian, poza frazesami na użytek opinii publicznej - stwierdził władz kierownik Biura raciborskiego Zrzeszenia Plantatorów Roślin Okopowych Tadeusz Kozieł. Nikt nie zachęcił do przystąpienia w skład Polskiego Cukru korzystniejszymi warunkami współpracy. Nikt nie wykazał, że się to opłaci.
Kłopoty z prywatyzacją spółki odbijają się na rentowności samych cukrowni. Raciborska jest mimo wszystko jedną z lepszych w regionie. Ekonomicznie „dołuje” ją jednak mniejszy limit produkcji cukru - kilka lat temu bowiem lobby cukrowe z innych regionów wytargowało przeniesienie limitów do siebie. Śląscy plantatorzy stracili.
Źle do dziś oceniana jest ponadto ustawa o regulacji rynku cukru (z kwietnia zeszłego roku) - bo nierówno traktuje producentów cukru i plantatorów. Wskutek obowiązywania ustawy plantatorzy odnoszą wrażenie, iż de facto dopłacają do dostarczanych producentom buraków. Zrzeszenie wciąż przeciwne jest przypisaniu limitu produkcji cukru dla producenta, który dysponuje kilkoma cukrowniami - bo dzięki temu przerzuca go pomiędzy nimi. Samo stoi na stanowisku, że winien limit być przypisany do konkretnej cukrowni.
Zrzeszenie stoi na stanowisku, iż co do regionu raciborskiego, to marnuje się jego potencjał. Mamy tutaj przecież dobrą kulturę upraw rolniczych, korzystną klasę gruntów pod zasiewy i odpowiedni klimat Bramy Morawskiej. Nasi rolnicy nie mają jednak wciąż tak wielkiej siły przebicia, jak by chcieli. Dlatego Zrzeszenie występuje w ich interesie - wyjaśnia T. Kozieł. Wycofywanie limitów do innych regionów szkodzi miejscowym plantatorom. Nie mówiąc o tym, że skazuje to ich na dowożenie buraków do daleko położonych cukrowni i niszczy drogi. Mniejsze ilościowo plony to mniej pieniędzy z kontraktacji. Mniej pieniędzy to słabsze możliwości inwestowania w sprzęt. Nic więc dziwnego, że coraz mniej ludzi utrzymuje się tylko z rolnictwa. Tegoroczna kampania buraczana trwa - choć plony można osiągnąć całkiem dobre, cieniem kładzie się na stosach buraków źle funkcjonujący nadal rynek. Zarówno cukrownie, jak i plantatorzy realistycznie realizują swoje porozumienia płacowe. Upadku cukrowni nikt bowiem nie chce.
A z rynkiem może być źle. Ocenia się bowiem, że krajowe zapasy są już teraz za duże o prawie 300 tysięcy ton. To efekt słabej analizy importu przez rządowe agencje i rozregulowania cen. Nikt nie kontroluje ani popytu, ani podaży. Cukrowników przerażają spadki cen samego cukru. Na panewce spaliły próby wyeksportowania nadwyżek. Dobry urodzaj pogorszy zapewne sytuację, podobnie jak problemy zakładów przetwórczych z uzyskiwaniem kredytów bankowych. A bez tego kłopoty z otrzymaniem zapłaty mogą mieć plantatorzy. Kampania cukrowa ma się skończyć w listopadzie - czy wszyscy jej uczestnicy będą choć trochę z niej zadowoleni, to się okaże.
(sem)