Udany rewanż
Trzecioligowe derby opolskich zespołów, mimo kiepskiej aury, przyciągnęły uwagę sporej rzeszy kibiców. Sektor gości pieczołowicie pilnowali policjanci, gospodarze bali się bowiem burd. Sytuacja w tabeli dodatkowo podgrzewała atmosferę - oba zespoły walczą o awans i zajmowały przed spotkaniem odpowiednio trzecie i czwarte miejsce. Miejscowym punkty bardzo były potrzebne. I zdobyli je, choć kibice na pierwszego gola musieli czekać aż 87 minut.
Początek spotkania należał do gospodarzy, którzy wypracowali sobie kilka okazji strzeleckich. Opolanie skupili się na obronie i starali się bardziej szukać szansy w kontrach. Obaj bramkarze nie byli jednak zbyt często w poważniejszych opałach - wyjątkowo skuteczni byli bowiem defensorzy. Kietrzanie wprawdzie częściej próbowali strzałów z dystansu, ale bez efektu. Pierwsza połowa skończyła się więc bezbramkowym remisem, choć przewagę optyczną mieli miejscowi.
Druga połowa zaczęła się fatalnie dla kietrzan. Grzegorz Pilch, do tej pory tradycyjnie aktywny w ataku, „zapomniał się” raz za dużo i podpadł arbitrowi. Dochodząc do piłki w narożniku pola karnego zupelnie niepotrzebnie zaatakował golkipera Odry. A że już miał na koncie jedno „żółtko” - zakończył udział w derbach.
Od tego momentu zaczęla się jednak nerwówka na boisku. Piłkarze, rozdrażnieni ostrą grą - czego nie potrafił utemperować arbiter - zaczynali sobie skakać do oczu i parę razy zrobił się „kociołek”. Ostre wejścia opolan nie zawsze konczyły się reprymendą sędziego. A to podcięto Rozmusa, a to popchnięto Trzeciaka... Im bliżej końca, tym goręcej było na boisku. A w 70 min. przekonał się o tym boleśnie Krajewski - w zamieszaniu przed linią 16 m dostał butem w tył nogi i zwijającego się z bólu musiano odwieźć do szpitala z podejrzeniem złamania kości śródstopia.
O dziwo, to nie goście - mimo przewagi liczebnej - w dalszym ciągu dominowali. Włókniarze więcej biegali, częściej strzelali, szybciej rozgrywali - jakby nie zauważali braku Pilcha. I to za upór właśnie należały się im 3 punkty. Konsekwentnie szukali dziur w defensywnym bloku gości. Losy spotkania przesądziła akcja z 87 minuty. Jasiński wrzucił piłkę na pole karne, a tam po podaniu Marcinkowskiego za plecy obrońców dorwał się do niej Rozmus i został pociągnięty za koszulkę. Karnego wykorzystał pewnie Jasiński i trybuny ogarnęła fala radości. Jeszcze większą satysfakcję kibiców wzbudziła czerwona kartka dla jednego z opolan w 89 min. Kropkę nad przysłowiowym „i” postawił tuż przed końcem Rozmus, wykorzystując dokładną centrę Trzeciaka z wolnego. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i zmyliła Tarkowskiego. „Jedźcie do domu!” - żegnał opolskich fanów ironicznie śpiew miejscowych. Ci zresztą odpowiedzieli na to rzucaniem serpentyn i kawałków krzesełek na murawę - ale jak tylko przed płot wyprowadzono kilkudziesięciu policjantów z pałkami i tarczami - uspokoili się.
(sem)