Czar świątecznych dni
To Hildegarda i Ignacy Marcińscy, ich córka Eryka z mężem Józefem Lamla i dziećmi - dwiema córkami i synem. Jest mroźny grudniowy wieczór. Siadamy wokół stołu. Racząc się gorącą herbatą słucham ich niezwykłych opowieści o miejscowych tradycjach.
Radosne przygotowania
W ich domu przygotowania do uroczystych świątecznych chwil zawsze zaczynały się już w adwencie od uczestnictwa w roratach i spowiedzi św. Zgodnie twierdzą, że im uroczysta atmosfera zbliżających się świąt zawsze już wtedy się udzielała i kojarzyła ze skrzypiącym śniegiem pod nogami, gdy jako dzieci wśród mroku rozjaśnianego jedynie świeczką w lampionie podążali ochoczo do kościoła. Na tydzień lub dwa przed świętami mama pytała nas, dzieci, jaki prezent chcielibyśmy dostać od Dzieciątka. Trzeba było położyć list z życzeniem na oknie. Znikał na następny dzień - wspomina z rozżewnieniem pan Ignacy. Piekło się kołocz, obowiązkowo z makiem oraz posypką i śliszki (strucla makowa pokrojona na kawałki, które piekło się każdy z osobna). Z buraków cukrowych robiliśmy syrop, na którym robiło się na dwa tygodnie przed świętami pierniki. Trzymało się je później w bunclokowym (kamionkowym - przyp. red.) garnku, żeby zmiękły, po czym smarowało lukrem - dopowiada pani Hildegarda.
Łuska z karpia i inne wierzeniav
Choinkę, koniecznie naturalną, stroi się w ich domu na dwa dni przed Wigilią. Teraz są to kupione ozdoby, kiedyś wieszało się wspomniane pierniki, własnoręcznie zrobione łańcuchy, wydmuszki, zamiast lampek na gałązkach przymocowywano świece. Jak nakazuje tradycja, w ten dzień można zjeść tylko śniadanie. Później aż do wieczerzy już nic. Jeśli ktoś złamie post, nie zobaczy złotego cielaka (pierwszej gwiazdki - przyp. red.). Do dziś praktykowany jest zwyczaj, aby nie wydawać w ten dzień pieniędzy, w przeciwnym razie może ich w przyszłym roku brakować. 24 grudnia trzeba jeszcze oporządzić karpie, łuskę zaś schować do portfela, co wróży dostatek. W ten dzień nie praktykuje się żadnych odwiedzin, nawet do sąsiadów. Zresztą nie ma nawet na to czasu - wszak należy się wykąpać, bydło zaopatrzyć, przygotować potrawy i stół do wieczerzy. Powinno się ten dzień spędzić spokojnie, w gronie rodziny. Przypomina się najmłodszym, aby byli grzeczni, bo jak przeżyją Wigilię, taki będzie cały przyszły rok. Kiedy zapada zmrok, dzieci wychodzą przed dom wypatrywać pierwszej gwiazdki, zaś mama w tym czasie kładzie pod choinką prezenty. Kiedy byłem mały, podglądałem przez dziurkę od klucza, co też dzieje się w pokoju - zwierza się, śmiejąc, pan Ignacy. Gospodarze wierzą, że jeśli Wilija jest ciemna (niebo zachmurzone, nie widać gwiazd), będą w przyszłym roku puste stodoły, jeśli jasna - pełne. Niektórzy jeszcze obserwują niebo i zapisują jaka jest pogoda od św. Łucji 13 grudnia do Wigilii - każdy kolejny dzień oznacza, jakie będą poszczególne miesiące nowego roku. Jest jeszcze inny sposób przewidywania pogody - w Wilijo kładzie się przed wieczerzą na oknie 12 warstw zdjętych z cebuli, do każdej sypie się sól, a później sprawdza, w której jest mokro, a w której sucho. Taka też będzie pogoda w poszczególnych miesiącach - dodaje pani Hildegarda.
Wilijo
Około godz. 16.30 - 17.00 cała rodzina zasiada do uroczystej kolacji. Zaczyna się ona modlitwą Ojcze nasz, Anioł Pański, za zmarłych rodziców i pokrewieństwo oraz odczytaniem odpowiedniego fragmentu Pisma Św. o narodzeniu Jezusa. Od niedawna moi rozmówcy łamią się opłatkiem, kiedyś w Sudole nie było takiego zwyczaju. Stawia się dodatkowe nakrycie, symbolizujące gotowość przyjęcia samotnego gościa. Pod płytkim talerzem rodzice kładą pieniądze, wróżące dostatek. Z potraw wigilijnych jest zupa grochowa, karp panierowany, smażony, kluski śląskie i kapusta kiszona na maśle, kompot, moczka, ciasto i pierniki. Kiedyś natomiast, jeszcze u rodziców pani Hildegardy, gotowało się siemiotkę - zupę z konopii, która jadło się ze śliszkami. Przepis na nią pamięta do dziś.
Ważne jest, aby nie odchodzić od stołu podczas wieczerzy i tyle naszykować potraw, aby żadnej nie zabrakło. Na koniec odmawiana jest modlitwa dziękczynna. Pamiętam, że młode dziewczyny po wiliji wynosiły przed chałupę ości z ryby i słuchały, z której strony pies zaszczeka - to miało wróżyć, skąd będzie przyszły mąż. Stawiało się też buty, jeden za drugim - który pierwszy wyszedł poza próg, ta dziewczyna pierwsza wyda się za mąż - przypomina sobie pan Ignacy.
Prezenty i kolędy
Po wieczerzy wszyscy podchodzą do choinki i oglądają złożone pod nią prezenty. Później śpiewa się kolędy. Mężczyźni idą od obory z kawałkami chleba, którym obdzielają bydło. Przed północą cała rodzina wychodzi na pasterkę. Warto odnotować jeszcze jeden zwyczaj, który pamiętają starsi ludzie z Sudoła. Otóż kiedyś, przed wojną, praktykowano tu, że wsi pilnował nocami stróż opłacany przez mieszkańców. Chodził przez wieś wygwizdując na fujarce godzinę. W Wigilię od godz. 20.00 do 20.30 przechodził z koszem wiklinowym, do którego gospodarze wkładali co zostało z wieczerzy, na przykład kołocz, pierniki, orzechy.
W pierwszy dzień świąt kobiety nic nie gotują - mają wolne. Jemy to co zostało z wigilii - śmieje się pani Eryka. Do południa idziemy do kościoła, później na nieszpory kolędowe. Spędzamy ten dzień bardzo spokojnie, w rodzinnym gronie. W drugi dzień świąt dopiero wybieramy się w odwiedziny do teściów. Myślę, że to będą cudowne święta i życzę aby każdy spędził je jak najpiękniej - dodaje.
Tak bardzo żal tych pięknych, lecz odchodzących w zapomnienie uroczych, świątecznych tradycji. Zachowały się one do dziś przeważnie na odległych peryferiach miast i wioskach. Lecz cóż, ich przemijanie to po prostu znak naszej dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości.
Ewa Halewska