Obywatelu lecz się sam
Chorowanie będzie się w tym roku wiązało z dużymi wydatkami z własnej kieszeni. Rząd zapowiada poprawienie dostępności do usług medycznych, ale z zawartych kontraktów wynika co innego. Służba zdrowia będzie oszczędzać na diagnostyce i leczyć na chybił trafił. Problemu nie będą miały osoby zamożne.
Krucjata ministraRządowe zapowiedzi poprawienia dostępności do świadczeń medycznych nie przekonują ani jednego śląskiego lekarza. Końcówka minionego roku, jak twierdzi środowisko medyczne w regionie, upłynęła pod znakiem antyśląskiej krucjaty ministra zdrowia, który tak konstruował wydawane przez siebie przepisy o podziale składek zdrowotnych, że pieniądze zaczęły wypływać ze Śląska tak wartkim strumieniem, iż biedniejsze dotychczas kasy znalazły się w lepszej sytuacji od tej, która je wspiera. To rażąco niesprawiedliwe - mówi wprost dr Stanisław Płonka, radny powiatowy, właściciel prywatnego zakładu opieki zdrowotnej, członek stowarzyszenia skupiającego tego typu jednostki. W związku z odebraniem Śląskiej Kasie pieniędzy i obniżeniem kontraktów weszło ono w spór z resortem zdrowia. To była konfrontacja w obronie naszych miejsc pracy - dodaje. Właściciele prywatnych zoz-ów wyszli z niej na tarczy. Tegoroczne kontrakty są znacznie niższe.
Na czuja
Za marne pieniądze nie można skutecznie leczyć - przekonują lekarze. Pacjent zanim trafi do szpitala powinien być w 80 proc. zdiagnozowany. Problem w tym, że diagnoza kosztuje, bo opiera się ona na specjalistycznych badaniach, które musi zlecić lekarz rodzinny. W tym roku będzie się przed tym bronił, bo kwoty z kontraktów na to nie pozwalają. Będzie musiał wybierać; albo leczyć na wyczucie i jakoś to będzie; zlecić badania, zapłacić i w krótkim czasie zbankrutować, albo też zrzucić problem na kogo innego - mówił na ostatniej sesji Rady Powiatu dr Płonka.
W zakres podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) weszła teraz gastroskopia. Bez niej nie da się jednoznacznie określić przyczyn dolegliwości żołądkowych, które może wywołać nerwica, zatrucie, ale i nowotwór. Lekarz POZ-u dostanie tymczasem na leczenie nie ponad 7 zł miesięcznie, jak rok temu, ale niecałe 6 zł. Nietrudno przewidzieć, że będzie oszczędzał, gdzie się da.
Podobnie rzecz się ma z ginekologami. Pacjentka w ciąży wymaga przeprowadzenia badań, których koszt wynosi około 100 zł. Lekarz dostaje tymczasem 16 zł. Bez tych badań, w przypadku poronienia, byłby oskarżony o zaniedbanie. Gdyby chciał jednak uniknąć odpowiedzialności musiałby sam wyłożyć z kieszeni na pokrycie rachunku. W praktyce nastąpi więc powrót do dawnych czasów, kiedy prywatne wizyty i badania na własny koszt dawały większą pewność niźli tylko kontakt w przychodni.
Dramat ubogich
Dla wielu niezamożnych ludzi obecna sytuacja będzie dramatem, bo na prywatne leczenie, wskutek zubożenia, nie wszystkich stać, a lekarze z własnej kieszeni nie będą pokrywać kosztów, bo prowadzona przez nich działalności ma być przecież źródłem ich otrzymania. W dobie współczesnej medycyny, w której mamy do czynienia z rozwiniętą diagnostyką, bez pieniędzy nie da się po prostu leczyć. Oczywiście można mówić, że godną pochwały jest postawa doktora Judyma, ale jego jedynym rekwizytem był stetoskop, czyli popularne słuchawki - mówi lek. med. Janusz Michalik z NZOZ Panaceum.
Obecna sytuacja stwarza ogromne zagrożenie dla Szpitala. Ma on wprawdzie większy kontrakt na lecznictwo zamknięte, ale gros lekarzy będzie kierować na oddziały swoich pacjentów. Pod byle pretekstem, po to tylko, by w szpitalu wykonano kosztowne badania. Dojdzie do sytuacji, że leżeć będą w nim zdrowi ludzie. Ale tylko do czasu. W końcu i szpital nie wytrzyma obciążenia i skończą się przyjęcia - twierdzi dr Płonka.
Obiecanki nic nie warte
Lekarze nie wierzą, że w trakcie roku będzie lepiej, nawet mimo zwiększenia składki zdrowotnej. Powód? Składka zdrowotna w Polsce jest znacznie niższa niż w krajach zachodnich, np. w Niemczech, ogromne są długi służby zdrowia, a sama zmiana sposobu dystrybucji i tak za małych pieniędzy nic nie zmieni. Znaczną część kosztów będą musieli wziąć na siebie sami pacjenci. Zdrowie będzie więc zależało od zamożności portfeli, które ostatnimi czasy są tak samo chude, jak nakłady na służbę zdrowia.
Grzegorz Wawoczny