Oparci na młodych
Jesteście nasi, dla nas gracie! - skandowali kibice piłkarzom wodzisławskiej Odry przed sezonem jesiennym. Ci odwdzięczyli się jak najlepiej mogli - zajmując czwarte miejsce na półmetku rozgrywek ekstraklasy. Po raz kolejny okazało się, że działacze mieli nosa do transferów, a trener Ryszard Wieczorek miał szczęście w ustawianiu najlepszych jedenastek. Jedyny pierwszoligowiec naszego regionu potrafił namieszać w towarzystwie możniejszych od siebie
Przed rundą jesienną Odrze nie wróżono nic dobrego. Wszak sytuacja kadrowa, na tle innych zespołów nie wyglądała ciekawie. Sporo rozstań, sporo nowych twarzy - taka polityka transferowa miała nie sprzyjać dobrej formie. Pożytków miało być niewiele, większość nowych piłkarzy to wprawdzie młodzi drugoligowcy, ale bez wielkiego obycia. Wojciech Myszor, Wojciech Grzyb i Rafał Jarosz wąchali wprawdzie ekstraklasowego prochu jeszcze w Radzionkowie, lecz obawiano się, że są już tym wypaleni. Tymczasem okazali się mocnymi punktami Odry. Podobnie Jacek Ziarkowski i Paweł Sibik - jedyny wodzisławianin, którego zauważył przez Mistrzostwami Świata trener kadry narodowej Jerzy Engel. Marcin Bęben, Piotr Rocki i Michał Chałbiński byli wprawdzie nierówni formą, na szczęście wpadek wielu nie notowali. Ryszard Wieczorek mógł być zadowolony z wysokiej pozycji swej ekipy. Bał się jedynie powtórki poprzedniego sezonu, gdy będąc w czołówce team spalił się psychicznie i stracił szanse na europejskie puchary. Wodzisławianie rozpoczęli rozgrywki pomyślnie dla siebie, pokonując Lecha (co ciekawe, wtedy najszybszą bramkę w historii pierwszoligowych bojów Odry strzelił Jarosz - już w 16 sekundzie meczu) i Szczakowiankę po dramatycznej końcówce (wygrana 3:2, mimo iż do 89 min. jaworznianie prowadzili 2:1, remisując derby z Ruchem - ale że najgroźniejsi rywale nie za dobrze sobie poczynali, plasowała się stale w czołówce. Prócz katowickiego GKS (przemianowanego na Dospel), była rewelacją śląskiej awangardy w lidze. A po wygranej z Lubinem wskoczyła na fotel lidera. I co jakiś czas nań wracała. Nie dał jej rady kreowany na czołowy zespół Groclin, słabiutka tym razem szczecińska Pogoń, nawet krakowska Wisła Henryka Kasperczaka uległa na Bogumińskiej miejscowym 2:3 - kłopoty miała też potem Legia i Amica. Dopiero w IX kolejce receptę na defensywę wodzisławską znaleźli napastnicy Górnika Zabrze, wygrywając aż 4:0. Potem nie było już tak dobrze - ostrowskie KSZO obnażyło braki kadrowe zespołu Wieczorka. Nerwy o przyszłość klubu zaczęły się, gdy prezes Ireneusz Serwotka przegrał wybory prezydenckie w mieście i podał się do dymisji. Albo ja, albo krasnoludki - powiedział przekornie. Po klęsce u siebie 0:3 z Dospelem, gdy fatalnie spisała się obrona, a niewidoczni byli napastnicy, kibice obawiali się powtórki jesieni 2001 i obniżki pozycji w tabeli. Tym bardziej dopiekła kibicom przegrana walka o Puchar Polski z płocką Wisłą. Bębna na krótko zastąpił w bramce Mariusz Pawełek, kilku innych graczy odsiedziało jakiś czas na ławce rezerwowych. Widać było zmęczenie sezonem - przyznawali piłkarze i trener. Humory poprawił remis z warszawską Polonią 2:2 i finisz z płocką Wisłą 2:0.
W sumie Odrze poszło jesienią 2002 roku przyzwoicie. Trzy porażki i cztery remisy równoważy osiem zwycięstw, korzystny bilans bramkowy 23:19 i w sumie niewielka strata 5 punktów do prowadzącej Wisły Kraków. Przed wiosną wodzisławianie chcą utrzymać pozycję gwarantującą walkę o puchar UEFA - ale wiele zależy od kolejnych korzystnych ruchów transferowych. Część graczy bowiem odchodzi, nowi i grupa młodzieżowa będzie musiała stawić czoła własnej chwale. Mimo narzekań części graczy, że nie wszystkie wypłaty i premie przychodzą na czas, klub nie staje się towarzystwem, z którego ucieka się jak z tonącego okrętu. Prezes Serwotka oraz dyrektor klubu Edward Socha zostają u steru - a to dla klubu spory atut i wsparcie.
(sem)