Wiedza dla zamożnych
„Raport z diagnozy jakości pracy gimnazjów prowadzonych przez gminę Racibórz” - tym obszernym materiałem na najbliższej sesji zajmą się raciborscy radni. Podsumowuje on osiągnięcia placówek, które w minionym roku opuściły pierwsze roczniki absolwentów. Dane opracowano w oparciu o ponad 3,3 tys. ankiet, które wypełnili nauczyciele, uczniowie i ich rodzice.
Bez „korków” ani rusz
Chęć lepszego opanowania materiału i dobre przygotowanie do egzaminów rekrutacyjnych w szkołach średnich - to przyczyny, które zdaniem uczniów i ich rodziców każą im korzystać z prywatnych lekcji, bo wiedza w szkole podawana jest na szybko i nie można jej przyswoić w stopniu wystarczającym.
Badania wykazały, że z korepetycji języka obcego korzysta 17 proc. gimnazjalistów. Powód? Edukacja językowa w szkole nie przynosi oczekiwanych efektów. 14 proc. uczniów korzysta z prywatnych lekcji z innych przedmiotów. Na korepetycje uczęszczałby chętnie co drugi gimnazjalista. Na dodatkowe lekcje z języka obcego stać tymczasem jedynie co piątego. Na matematykę, fizykę, chemię, biologię czy historię może sobie pozwolić jeszcze mniej.
Wśród gimnazjalistów widać pęd do wiedzy. Jak jest to ważne wiedzą przede wszystkim rodzice. Dla nich szkoła ma przygotować do egzaminów (58 proc. badanych), skutecznego znalezienia pracy (45 proc.), skutecznego posługiwania się językiem obcym (49 proc.) oraz umiejętności korzystania z komputera jako narzędzia pracy (42 proc.). Te konkretne oczekiwania, będące wypadkową obecnej sytuacji społeczno-gospodarczej, w której największe szanse mają ludzie dynamiczni, z praktyczną wiedzą, władający językami obcymi, różnią się od poglądów na cele gimnazjów artykułowane przez nauczycieli. Ci na pierwszym miejscu stawiają kształtowanie charakteru i kultury osobistej (62 proc. badanych), rozwijanie samodzielności, inwencji i przedsiębiorczości (44 proc.) oraz kształtowanie umiejętności społecznych, współpracy, rozwiązywania konfliktów oraz porozumiewania się (41 proc.).
Człowiek czy cyborg?
Widać więc, że w dobie integracji z Unią Europejską poglądy na kształ-cenie młodych ludzi są dość odmienne. Być może pokutuje wyniesione z PRL-u przekonanie, że szkoła ma nauczyć fachu i zapewnić dobry start. Tymczasem reforma edukacji odsuwa placówki od takiej pragmatyki i stawia na kształtowanie osobowości. Od gimnazjum do wkroczenia na rynek pracy jest jeszcze długa droga. Nauczyciele mówią wprost; na tym etapie wiedza to nie wszystko. Ogromną wagę przywiązują więc także do kształtowania umiejętności społecznych, a z tych wynika m.in. samokrytycyzm, możliwość oceny własnej osobowości, dokonanie trafnego wyboru co do dalszej drogi życiowej.
Na słuszność poglądów kadry nauczycielskiej wskazują doświadczenia ostatnich lat. Nadmierne fetyszyzowanie tzw. modnych kierunków sprawiło, że rynek pracy dławi się specjalistami od zarządzania i marketingu, ekonomistami i prawnikami. W przyszłości sama znajomość komputerów i języków, bez tzw. horyzontów, może przynieść podobne, niepożądane efekty. Rodzice dostrzegają to nieświadomie. Większość z nich pisała w ankietach, że u młodzieży potrzeba budowania wiary w siebie i swoje możliwości. I w tym tkwi problem. Młodego człowieka nie da się poddać prostej, rzemieślniczej obróbce.
Duże wymagania merytoryczne, stawianie na kreatywność, dynamizm i kulturę osobistą sprawiły, że większość absolwentów widzi możliwość sprostania tym wyzwaniom poprzez kontynuowanie edukacji na wyższym stopniu. Raptem 18 proc. absolwentów tzw. pierwszego rocznika wybrało szkołę zawodową. Jeszcze dekadę temu, taki odsetek ubiegał się o status ucznia ogólniaka. Teraz LO wybiera aż 40 proc. gimnazjalistów, zaś liceum profilowane i technikum po 20 proc. 2 proc. od razu przyucza się do zawodu.
Mistrz i dziadyga
Warto zwrócić uwagę na kilka innych danych. Otóż zdaniem uczniów, ponad połowa nauczycieli podaje wiedzę w sposób interesujący i zrozumiały. Oznacza to, że blisko połowa nie robi tego dobrze. Można to również interpretować na inny sposób. Nie da się utworzyć placówki, w której każdy belfer będzie świetnie radził sobie z powołaniem. Teoretycznie w każdej szkole najwyżej co drugi spełnia stawiane przed nim oczekiwania. Inni uczą, ale z mniejszymi, małymi lub żadnymi efektami. Do tego dochodzi problem oceniania. Od 14 do 28 proc. uczniów uważa, że nauczyciele są niesprawiedliwi. Przymiotnik „obiektywny” dałoby im jedynie 16 proc. rodziców.
(waw)