Eric z „Baru” w Manhattanie
Chciałbym na początek bardzo, bardzo gorąco pozdrowić wszystkich, którzy bawią się w „Manhattanie” oraz mieszkańców Raciborza, Wodzisławia, Rybnika i okolic. Chciałbym też podziękować wszystkim, za wsparcie na finale, dziękuję Wam.
Czy podczas emisji programu zdarzyło się coś, co Cię zmieniło wewnętrznie?
To były specyficzne warunki, poznałem innych ludzi, inne zachowania. Program był interesujący i ciekawe rzeczy się tam wydarzyły. Wszystko jako całość było ważne i z pewnością jakoś tam na mnie wpłynęło. Najbardziej szczęśliwy byłem, gdy dowiedziałem się, że tuż za ścianą jest moja rodzina.
Rzeczywiście, mogliśmy zobaczyć wzruszające spotkanie z Twoimi rodzicami. Zauważyłam, że początkowo nie wierzyłeś w to, że Polsat sprowadził ich do Wrocławia?
Tak, myślałem: co tu jest grane? Czy oni bawią się ze mną? Nie wierzyłem, że za chwilę zdarzy się to, o czym mówią. Kiedy usłyszałem, że nie muszę zbierać pieniędzy na podróż do Afryki, pomyślałem, że zafundują mi tę podróż. I nagle... niemożliwe. W mojej świadomości cały czas miałem ich obraz na tle rodzinnego domu, Afryki, to niemożliwe - myślałem! Byłem bardzo szczęśliwy, ale zanim ich nie zobaczyłem, nie mogłem w to uwierzyć. Nie widziałem ich 8 lat. Miłość i rodzina to podstawowa rzecz w życiu każdego człowieka. Rodzina jest dla mnie bardzo ważna i dzięki programowi mogłem ich zobaczyć.
Czy jesteś teraz bardziej szczęśliwy?
Zależy, co kto rozumie przez pojęcie „szczęście”. Byłem szczęśliwy również przedtem, ze swoją miłością do żony i dzieci, ale brakowało mi rodziców, którzy są dla mnie autorytetem. Chciałbym ich widzieć, nie tylko rozmawiać krótko przez telefon, czy przeczytać list. Martwiłem się czy im się nic złego nie stanie, zanim ich znowu nie zobaczę, ale program dał mi możliwość spotkania z nimi, co było dla mnie naprawdę ogromnym szczęściem. Jestem szczęśliwy. To szczęście jest zasługą nie tylko telewizji, ale i Polaków, jestem im wszystkim bardzo wdzięczny.
Kiedy startowałeś do „Baru”, czy liczyłeś na wygraną?
Nie, oczywiście bardzo cieszę się z wygranej, ale moim założeniem był sam udział, integracja z Polakami, poznanie ich i ich obyczajowości, kraju, kultury. Te trzy miesiące były jak skondensowane 20 lat. Wydaje mi się nawet, że te 14 osób przedstawia 14 typów Polaków, polskich charakterów, całość oznacza Polskę. Oczywiście, każdy był inny, ale To było jak reprezentacja Polski.
Czy zdążyłeś się zaprzyjaźnić z pozostałymi uczestnikami programu?
Tak, na początku programu miałem bardzo dobry kontakt z Pawłem, a później również z Adrianem, miło ich wspominam i uważam, że warto utrzymać ten kontakt. Myślę, że uczestnictwo w programie nie było walką, to była szkoła życia. Mogliśmy nawzajem poznać nasze pozytywne i negatywne strony oraz nauczyć się je tolerować.
Zza drzwi dobiegają rytmy muzyki oraz krzyki dziewcząt wołające: „Eryk, Eryk”. W dyskotece „Manhattan”, czekał na ciebie tłum fanów i wielbicieli. Jesteś popularny. Jakie są Twoje najbliższe plany? Czy to początek Twojej większej kariery?
Chciałbym wystąpić w jakimś filmie, kto wie, może otrzymam wkrótce jakąś interesującą propozycję. Oglądam polskie filmy, zwłaszcza komedie, np. „Miś”, lubię też komediowe seriale: „Świat według Kiepskich”, „Lokatorzy”, „13 Posterunek”. Lubię się śmiać, choć to nie zawsze jest możliwe, lubię, kiedy jest wesoło. Cenię też polską muzykę: Marylę Rodowicz czy Oddział Zamknięty. Z jego muzykami się przyjaźnię. Nie oceniam polskiej kultury przez pryzmat tego, co mówią mi inni, chcę wszystko poznać sam. Nawet, jeśli ktoś mówi, że jakiś zespół jest beznadziejny, nie zważam na to, chcę się przekonać czy rzeczywiście tak jest. Dobrze się bawię w rytmie polskich przebojów, poznałem ich wiele podczas pobytu w programie i do dziś mam do tych utworów i tych przeżyć sentyment. Mam nadzieję, że to uczucie nie minie.
Czy jest coś za czymś tęsknisz? Coś, czego Ci brakuje?
Tak, spoglądam na tego kurczaka przed mną i chciałbym go jak najszybciej zjeść. (śmiech)
To wcinaj bo stygnie. Smacznego i dziękuję za rozmowę.
Ilona Kozłowska, radio „Vanessa”