Brudna rzeczywistość
Ekologia to nie tylko walka o niższą emisję szkodliwych substancji z domowych kotłowni i coraz lepsze wyniki w zbieraniu butelek PET. To także dbałość o czystość i porządek. Z tym, niestety, mamy duże problemy.
Brud ogarnia nas zewsząd. Po stopnieniu śniegów widać go wyraźnie, bo nie ginie w gęstwinie traw i krzewów. Nie trzeba lupy, by zobaczyć, że Racibórz tonie w śmieciach. Wizytówka na weekend
Nie najlepszą wizytówką centrum miasta jest targowisko i przyległe do niego tereny. Widzą to w niedzielę ci, którzy spacerują Rynkiem. Po targowisku walają się śmieci. Papiery i worki nylonowe „okraszają” rabaty przy kościele Św. Jakuba. To jednak nic w porównaniu ze skwerem przy ul. Odrzańskiej, naprzeciw „Piotrusia”. Widać, że handlujący rzucają za szpaler krzewów wszystko co popadnie, co w rękę parzy; pety po papierosach, butelki, zwitki papierów i resztki opakowań.
Ten marazm trwa cały weekend, bo zarządzający targowiskiem nie wysprzątał dokładnie, a służby komunalne zaczynają pracę w poniedziałki. Kto właśnie w poniedziałki jedzie do pracy ulicą Drzymały pomiędzy godziną 7.00 a 8.00 zauważył z pewnością, że najwięcej pracowników Przedsiębiorstwa Komunalnego uwija się w małym parku przy ul. Drzymały-Batorego. Czynią to bardzo regularnie, jakby zależało im tylko na tym, by wrażenia estetyczne władz miasta nie doznały żadnego uszczerbku.
Skandal na „żydowni”
Sygnały o wysypywaniu śmieci na starym cmentarzu żydowskim (okoliczna ludność określa to miejsce jako „żydownia”) przy ul. Fojcika-Głubczyckiej straż miejska ma już od dawna. Choć góra śmieci i gruzu rośnie nadal, to w kilkuletnich staraniach o zapobiegnięcie temu gorszącemu procederowi (pewnie byłoby nam przykro, gdyby na groby naszych bliskich ktoś wysypał kubeł odpadów), sprawców udało się zatrzymać dwukrotnie; raz tzw. polskiego Niemca z Raciborza, który przywiózł tu śmieci po zrobieniu porządku w swoim domu, drugi raz bezdomnego chcącego się pozbyć tego, co zostało z lodówki po wyrwaniu wszystkiego nadającego się do sprzedania na złom. Niemiec dostał 100 zł kary grzywny, bezrobotny nic, bo i tak by nie zapłacił.
Teren należy do Skarbu Państwa. Bezpośrednio odpowiedzialne jest Starostwo (gmina żydowska ponoć nie jest zainteresowana przejęciem nieruchomości). Może warto by okazać zmarłym trochę szacunku - wzmocnić patrole, ukarać kilka osób dla przykładu, a może i ogrodzić teren zwykłą siatką. Na pewno będzie się to wiązać z kosztami, ale tak specyficzne miejsce, w religii Mojżeszowej święte, stanowiące ładny park z okazami starodrzewia, jest tego warte. Kto nie ma szacunku dla zmarłych, nie ma szacunku dla siebie - mówi stare porzekadło.
Gondolą po odpadach
Przygnębiające wrażenie sprawia staw gondolowy w Parku im. Miasta Roth. Przy wysepce utworzyło się już małe bagno zagęszczone butelkami, starym metalowym koszem na śmieci i zgniłymi papierami. Wszystko swobodnie dryfowało jesienią, do przyjścia pierwszych mrozów. Potem skuła to zima. Wiosną znów wypłynie.
Przy stawie stare, zrujnowane szalety z wybitymi dyktami, które chroniły dostępu do wewnątrz. Do tarasu z kolei dostępu broni sfatygowany drut. Po niezabezpieczonym obiekcie biegają dzieci. Czas pokaże, czy dojdzie tu do nieszczęścia.
Od stawu nie odstaje reszta Parku. Przy ławkach butelki, puszki po piwie, pety, reklamówki ze śmieciami pozostawione przez amatorów „znieczulania” się pod chmurką.
Starówka z „kwiatkami”
Częstym miejscem spacerów raciborzan jest tzw. starówka, czyli Rynek i ulica Długa. Pal licho na młodzież jeżdżącą tu rowerami (kiedyś straż miejska karała te osoby i przez jakiś czas był spokój) i dawnego Cameleona (lokal rodem z Groznego), ale pety, papierki i inne pozostałości ludzkiej bytności można by stąd posprzątać. Niestety zalegają gdzie popadnie.
Karmienie gołębi jest może dobrym sposobem na zabicie czasu dla starszych mieszkańców, ale pod warunkiem, że karmy sypie się niewiele i rzeczywiście taką, którą gołębie zjedzą. Na płycie Rynku zalega zaś masa pokarmu, którego ptaki nie tknęły. Sypią dziadkowie i babcie, sypią dzieci z rodzicami. Widok chleba i pszenicy leżących na ziemi jakoś nikogo nie gorszy. Gorszą natomiast, co dziwne, strażnicy miejscy, którzy zwracają uwagę, by tak nie robić.
Mentalności ludzi żadna władza nie zmieni. Władza ma jednak w ręku narzędzia, by przynajmniej karać tych niepokornych. Jest nim straż miejska. To nie może być formacja przyjazna brudasom, którzy zawsze podnoszą rwetes, że funkcjonariusze zajmują się nie tym, co mają. Śmieci to przecież nie wszystko. Codziennością jest wyprowadzanie psów na trawniki zasłane psimi odchodami. Co więcej, szczęśliwych posiadaczy czworonogów nie gorszy to, kiedy ich pociechy załatwiają się do piaskownic czy wprost na chodniki, nieraz pod drzwi budynków.
A dopóki groźba represji nie odwiedzie niektórych od śmiecenia, służby komunalne mogłyby bardziej bacznie przyglądać się reprezentacyjnym miejscom w mieście. Zostawić na jakiś czas wypieszczony park przy magistracie i skupić się na reszcie terenów.
Grzegorz Wawoczny