Na zawsze w ich pamięci
Mieszkańcy wsi do dziś wspominają zmarłą we wrześniu minionego roku siostrę Stasię.
Siostra Stasia (tak do niej zwracali się wszyscy mieszkańcy Pogrzebienia i okolicznych miejscowości) była salezjanką w miejscowym klasztorze. Kandydatką do nowicjatu została w 1947 r., a więc w okresie, kiedy siostry dopiero organizowały swój klasztor - dawny pałac, przed wojną niższe seminarium prowadzone przez salezjanów, a w czasie okupacji tzw. Polenlager, w którym więziono Polaków. Zapamiętano ją wówczas dobrze, bo we wianie wniosła nowy wóz, siwego konia i dwie mleczne krowy, jak na ówczesne czasy majątek wart więcej niż złoto. Pochodziła z Tuszowej. Salezjanki wkrótce przejęły cały majątek rodzinny siostry Stasi. Jej ojciec uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, jeden z braci nie wrócił z obozu, drugi został księdzem, zaś siostra również przybrała zakonne szaty Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych, jak oficjalnie nazywają się salezjanki.
W pamięci mieszkańców Pogrzebienia i okolic zapisała się jako wychowawczyni dzieci przedszkolnych i pierwszokomunijnych. Była bardzo dobrą katechetką. Zajmowała się też przyklasztornym gospodarstwem, przy niemałej zresztą pomocy pogrzebieńskich młodzieńców, wśród których był m.in. Wiesław Zając, obecnie ojciec paulin z Jasnej Góry, który peregrynuje po Polsce z kopią cudownego obrazu.
Zmarła 8 września minionego roku, w Święto Narodzenia Najświętszej Marii Panny, w dniu odpustu w Pszowie, dokąd siostra Stasia często pielgrzymowała. Żegnało ją wiele pokoleń mieszkańców Pogrzebienia, księża, tuszowianie, górnicy i strażacy. Grała orkiestra. Zmarła zawsze mówiła, że podobają się jej pogrzeby, na których gra orkiestra. Mszę świętą odprawił jej brat. Spoczywa na miejscowym cmentarzu.
(opr. w)