Złap guzik na szczęście!
Zobaczyć kominiarza a później mężczyznę w okularach - a szczęście gwarantowane - wierzą niektórzy. Tego pierwszego nie tak łatwo dostrzec. W Raciborzu pracuje ich bowiem zaledwie czterech. To Józef Liszka, jego zięć Marcin Sobota i Adolf Wranik z synem Piotrem. Widać ich na ulicy w strojach kominiarskich, zazwyczaj przemieszczających się na rowerach
Na nasz widok przechodnie w pośpiechu próbują złapać się za guzik, co nie jest takie proste w czasach zamków błyskawicznych. Pewnego razu pewien mężczyzna mnie urwał guzik! Wierzą, że przyniesie im to szczęście. To bardzo miłe. Wielu też nas serdecznie pozdrawia. Są i tacy, którzy zapraszają kominiarzy na różne uroczystości, wierząc że nasza obecność przyniesie im szczęście. Ostatnio byłem na otwarciu apteki - mówi Józef Liszka, mistrz kominiarski. W swoim zawodzie pracuje już 41 lat. Do jego wyboru namówił go kolega. Nie żałuje tego, gdyż bardzo lubi swoją pracę. Jest człowiekiem niezwykle pogodnym. Kiedy moja żona była dzieckiem, rodzice straszyli ją gdy była niegrzeczna, że przyjdzie kominiarz i ja zabierze. Niezbyt, jak widać, podziałały na nią te groźby i nie uprzedziła się do kominiarzy. Najlepszym tego dowodem jest to, że wyszła za mnie za mąż! - śmieje się. Z mężem jestem szczęśliwa, można powiedzieć, że to małżeństwo przyniosło mi szczęście! - dodaje żona pana Józefa.Zarówno on jak i jego zięć Marcin Sobota wierzą, że zawód który wykonują nie zaniknie, tak jak dużo innych. Mimo, że w wielu domach piece zostają zastąpione centralnym ogrzewaniem, jednak przecież do obowiązków kominiarskich należy również przeglądanie przewodów wentylacyjnych.
Szczególnie w centrum miasta zostało jeszcze dużo pieców węglowych. Tu jest nadal sporo roboty i czasem dosyć niebezpiecznej, ze względu na uszkodzone dachy, po których kominiarze muszą się wspinać, by dotrzeć do komina, bywa że rozsypującego się. Zgłaszamy to w administracji, ale cóż, nie ma zwykle pieniędzy na naprawy, są one odkładane z roku na rok. No niestety, wchodząc na niektóre dachy ryzykuje się życiem swoim i ludzi przechodzących akurat ulicą, bo na przykład może im spaść na głowę obluzowana dachówka. Raz zdarzył mi się pewnien wypadek. Z powodu nadgniłej deski wpadłem 2,5 m między kominy, skąd nie mogłem się tak łatwo wykaraskać - wspomina pan Józef. W sezonie grzewczym roboty jest sporo. Od kwietnia do października kominiarze prowadzą natomiast okresową kontrolę przewodów kominowych. Do ich obowiązków należy też sporządzanie protokołów o ich stanie technicznym.
Plastikowe, bardzo szczelne okna nie sprzyjają cyrkulacji powietrza. Pojawiają się kłopoty z paleniem i odprowadzaniem produktów spalania do komina. Dzieje się tak dlatego, że nie ma stałego dopływu tlenu. A powinno go wpłynąć do mieszkania tyle, ile wchodzi do komina. Natomiast kominy najbardziej się zanieczyszczają, kiedy pali się mułem i flotem - zwraca uwagę pan Józef.
Raciborscy kominiarze tworzą prywatny zakład, podlegający Korporacji Kominiarzy Polskich woj. śląskiego. Główna jej siedziba na całą Polskę znajduje się w Opolu, a naczelna w Wiedniu. Spotkania, szkolenia i zebrania organizowane są w Katowicach. Ciekawostką jest, że w Polsce jest kilka kobiet będących kominiarzami. Pracują w Krakowie, Opolu, Łodzi.
Wiele osób, jak stwierdzają moi rozmówcy - pan Józef i pan Marcin - nie zdaje sobie sprawy jak ważne jest sprawdzenie stanu przewodów kominowych i wentylacyjnych. Latami nie wpuszczają kominiarza, mimo że jest nakaz prawny, aby przeprowadzić kontrolę. Najtrudniej jest pokonać opór właścicieli prywatnych posesji. Ale kiedy zmieniają ogrzewanie z tradycyjnego na ekologiczne i chcą uzyskać naszą opinię, która jest wymagana, potrafią dzwonić do naszych domów nawet po godz. 22. Bez trudu nas też znajdują gdy nagle coś się stanie i istnieje groźba zaczadzenia - stwierdzają.
Raciborscy kominiarze mają swoją siedzibę przy ul. Basztowej, gdzie przebierają się i myją. Kominiarz to najczystszy człowiek na świecie - musi się ciągle myć - śmieje się pan Józef. To brudna praca - trzeba niejednokrotnie wybierać sadzę i wynosić ją na śmietnik. I ciężka - pracuje się czasem po 10 godzin i więcej, trzeba być też w każdej chwili do dyspozycji. Po tak wyczerpującym dniu marzy się tylko o tym, by zjeść ciepły obiad i odpocząć w domowym zaciszu. Sprawia nam radość świadomość, że jesteśmy potrzebni. Cieszymy się z efektów naszej pracy. Chcemy ludziom zawsze przynosić tylko szczęście - mówią.
Ewa Halewska