Dziękuję Bogu za ten domek na Ostrogu
„Dziękuję Bogu za ten domek na Ostrogu” - tak zakończyła swoje wystąpienie jedna z mieszkanek Domu Pomocy Społecznej „Złota Jesień” podczas uroczystości jubileuszu dwudziestolecia tej placówki.
Jubileusz ośrodka zorganizowano 20 lutego i połączono z obchodami Roku Osób Niepełnosprawnych. Podczas uroczystości wręczono pamiątkowe dyplomy wieloletnim mieszkańcom i pracownikom, natomiast część artystyczną uświetnił występ Kwartetu Smyczkowego pod kier. Małgorzaty Kucznierz. Obchody zakończono zabawą, na której bawili się doskonale zarówno wiekowi mieszkańcy jak i zaproszeni goście.Historia ośrodka sięga 1982 r., kiedy to budynek, w którym obecnie się mieści, wznoszono jako Hotel Młodego Robotnika. Później przekazano go Zespołowi Opieki Zdrowotnej z przeznaczeniem na Dom Rencistów. O powstaniu placówki zadecydowała ówczesna dyrektorka ZOZ-u Gizela Pawłowska, pełniąca obowiązki członkini KC PZPR. Już w pierwszym roku funkcjonowania zamieszkało w nim 56 pensjonariuszy. Ten dom zaczął działać 3 listopada. Ja sprowadziłam się 6 grudnia 1982 r. Mieszkało już 12 osób, ja byłam trzynasta. Istniał wtedy tylko jeden budynek. Zalewano fundamenty pod dzisiejszy nowy obiekt, stołówkę i kuchnię. Obiady jedliśmy w kuchenkach na piętrach. Około 5 lat dowożono je z miasta. Wokół domu zasadzono małe jarzębiny, były też ławeczki, które chowano na zimę. Od samego początku organizowano wycieczki. Byliśmy w Krakowie, Wadowicach i innych ciekawych miejscach - wspomina 97-letnia Anna Krycka, najstarsza mieszkanka domu.
Pierwotny projekt nie przewidywał wind - trzeba więc było je dobudować, bo przybywało niepełnosprawnych. Sześć lat później oddano do użytku drugi budynek mieszkalny z 75 miejscami dla przewlekle chorych. Liczba mieszkańców wzrosła wówczas do prawie dwustu. Przybyło też pracowników, których liczba przekraczała osiemdziesiąt. Na początku lat 90., kiedy nastąpiła fala przemian politycznych, pomoc społeczna oddzieliła się od służby zdrowia i została podporządkowana Ministrowi Pracy i Polityki Społecznej. Dokładnie 6 czerwca 1992 r. „Złota Jesień” otrzymała nazwę Domu Pomocy Społecznej.
W lipcu 1997 r., podczas powodzi, mieszkańcy wraz z grupą pracowników zostali odcięci od świata. Tuż po ewakuacji zamieszkali tymczasowo w ośrodkach w Borowej Wsi, Rudzie Śląskiej Lyskach i Gorzycach. Już pół roku później, na wigilię sześćdziesiat osób wróciło do domu. Reszcie przyszło czekać aż do jesieni 1998 r. Odbudowę i modernizację obiektu powierzono wtedy nowej dyrektorce Jolancie Rabczuk. Całość prac zamknęła się w kwocie 10.5 mln zł. Dom stał się placówką nowoczesną z zapleczem usługowym, medyczno-rehabilitacyjnym, nowoczesną pralnią, kuchnią i własną kotłownią.
Obecnie Dom Pomocy Społecznej „Złota Jesień” jest jednostką przeznaczoną dla osób w podeszłym wieku i niepełnosprawnych ruchowo. 208 pensjonariuszy mieszka w jedno - i dwuosobowych pokojach urządzonych według ich potrzeb i upodobań. Połowa z nich to osoby pochodzące z powiatu raciborskiego. Znaczna grupa ówczesnych mieszkańców pochodziła z Raciborza i okolic. Często wyjeżdżaliśmy na wycieczki, np. do Szymocic i Rud. Tam, w plenerze, w lasku, zasiadaliśmy do posiłku na drewnianych ławeczkach. Jedzenie dowożono w dużych garnkach. Siadaliśmy też często wokół domu, rozmawiając do późna. Mężczyźni opowiadali różne historie, niektóre wymyślone, inne prawdziwe. O godz. 22.00 pielęgniarki sprawdzały, czy wszyscy są w swoich pokojach. Moim najlepszym zajęciem była praca w ogródku. Parę osób miało wydzielone pod uprawę małe ogródki przy domu. Sadzili głównie kwiaty do Kaplicy. Ja miałam truskawki, czarne porzeczki, które bardzo lubię i paprykę - wspomina Anna Runowska.
Ośrodek daje poczucie bezpieczeństwa, opiekę o każdej porze dnia oraz dostęp do lekarza. Codziennie prowadzone są warsztaty terapii zajęciowej w dziedzinach: rękodzieła, krawiectwa i kulinariów oraz ćwiczenia rehabilitacyjne, w których uczestniczy kilkadziesiąt osób dziennie. Od czterech lat rozwijał się też znacznie dostęp do sprzętu ortopedycznego, wózków elektronicznych, refundowane są aparaty słuchowe, soczewki oraz sprzęt dla różnego rodzaju
niepełnosprawności. Przedłuża to komfort życia, a ludzie czują się bardziej dowartościowani - tłumaczy Jolanta Rabczuk. Bardzo często mieszkańcom rozrywki dostarczają również dzieci i młodzież z okolicznych przedszkoli i szkół, które przedstawiają swoje programy artystyczne.
Dzień odbywa się tutaj bardzo indywidualnie, jedynie posiłki narzucają rytm dnia. Mnie jest tutaj bardzo dobrze. Wspaniale gotują, opiekują się nami. Wszystko tu jest ładne, a wszyscy przemili. Budzę się o czwartej, ale nie otwieram oczu, tylko leżę sobie spokojnie w łóżku. Idę sobie do stołówki, a jak jestem chora, to jedzenie mi przynoszą. Nie lubię bezczynności, lubię spacerować, bo jak jestem w pokoju to od razu się kładę. Jednak prawda jest taka, że ja tęsknię za rodziną. Mam żal do dzieci, bo mają piękne mieszkania i żyją w dostatku. Zupełnie przez myśl im nie przyszło, żeby zabrać matkę do siebie. Jak tu mnie przywieźli - powiedzieli, „Tu naszej mamie będzie dobrze”. A ja odpowiedziałam nerwowo „Wiesz co Andrzejku, żeby cię wielka ciężarowa najechała”. Jestem samotna bez moich dzieci. Mam dwóch synów, a gdybym miała córkę, na pewno połączyłaby mnie z nią głębsza więź- opowiada 93-letnia Lucyna Markowska.
E.Wa