Skubanie pacjenta
Narodowy Fundusz Zdrowia reklamowany jest jako lekarstwo na problemy służby zdrowia. Środowisko lekarzy jest nastawione do tego sceptycznie. Lepiej wcale nie będzie, a wręcz przeciwnie, kolejna reforma na pewno wyssie pieniądze z portfeli pacjentów.
Zapowiadane zwiększenie dostępności do usług medycznych to fikcja - mówi Janusz Michalik, lekarz, kierownik NZOZ Panaceum, reprezentant raciborskich lekarzy pierwszego kontaktu w Związku Pracodawców Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej. 11 kwietnia odbyło się walne zgromadzenie jego członków. Lekarze mieli okazję poznać szczegóły kolejnej reformy systemu służby zdrowia z ust goszczących na walnym dr Andrzeja Krupy z NFZ z Warszawy i dyr. Oddziału Śląskiego NFZ dr Józefa Kurka. Wyszli przekonani, że lepiej na pewno nie będzie. Apelują do pacjentów, by zrozumieli trudną sytuację służby zdrowia i nie dawali wiary zapewnieniom rządu, że utworzenie NFZ rozwiąże te kłopoty.Żeby spełnić obiecywany postulat musi być więcej pieniędzy. Tymczasem jeszcze pod koniec okresu funkcjonowania Śląskiej Kasy Chorych znacznie ograniczono wydatki na służbę zdrowia na Śląsku. Miesięczna stawka za opiekę nad jednym pacjentem i ewentualne jego leczenie spadła z 7 do 6 zł. Nie czarujmy się, że to wystarcza na zapewnienie dobrego poziomu usług - dodaje Michalik.
Ogólna kwota pieniędzy na służbę zdrowia najprawdopodobniej się zwiększy, ale NFZ preferuje duże ośrodki - szpitale specjalistyczne i kliniki. Na podstawową opiekę medyczną dalej będzie brakować. Co więcej, część kosztów przerzucono na pacjentów. NFZ nie dofinansowuje już UKG, badań Holtera, badań hormonów tarczycy poza TSH czy próby wysiłkowej. Ludzie nie rozumieją, że to, co mieli kiedyś za darmo, teraz muszą sobie sami opłacić.
Popularne praktyki lekarza rodzinnego (tzw. POZ-ety) zaczynają oszczędzać na badaniach wysokospecjalistycznych. Powód? Muszą pokrywać 1/5 ich kosztów jeśli wydadzą skierowanie, a na takie wydatki po prostu ich nie stać. Można liczyć, że weźmie je na siebie lekarz specjalista (jeśli to on wyda skierowanie), ale do niego z kolei coraz dłużej się czeka. Zapisy do niektórych poradni specjalistycznych przyjmowane są z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym. NFZ nie ma pieniędzy na zakontraktowanie większej liczby świadczeń, więc kolejki się wydłużają, wbrew temu, co zapowiadano przy tworzeniu NFZ.
Ostatnio Szpital Rejonowy podniósł o 20 proc. stawki na wykonywane przez siebie badania. Lecznica jest w złej kondycji finansowej. Wzrosły koszty. Niestety wpływa to na kondycję POZ-etów, które muszą też płacić 20 proc. więcej.
Zdaniem doktora Michalika, wina częściowo leży też po stronie pacjentów. NFZ ogromne kwoty przekazuje na refundację leków. Zauważam, że ludzie bardzo lubią lekarstwa. Często są nadużywane. Tworzy się coś w rodzaju lekomaństwa. Do tego dochodzą neurotycy i hipochondrycy. Ludzie żądają badań, nawet gdy w opinii lekarza są one niepotrzebne.
Środowisko lekarskie jest przekonane, że nie sprawdzi się zapis o swobodnym wyborze szpitala. Powodem są ograniczenia wynikające z kontraktów. Placówki o dobrej opinii będą w pierwszej kolejności najprawdopodobniej przyjmować pacjentów ze swojego terenu. Stworzą się nieformalne kryteria decydujące o przyjęciu do specjalistycznych placówek. Nadzieje na bliższa współpracę z NFZ zwiastuje zaproszenie przedstawicieli związku do obrad okrągłego stołu 23 kwietnia w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej w Warszawie.
(waw)