Bez zagrożeń, ale biednie
Problemem miasta jest zadłużenie. Nominalnie to 16,53 mln zł – poinformowała na ostatniej konferencji prasowej prezydenta, skarbnik miasta. Jego obsługa (raty i odsetki) sięgnie w tym roku ponad 8,5 mln zł. Stosunek kosztów obsługi do rocznych dochodów sięgnął poziomu 12 proc., o 3 proc. mniejszego od dopuszczalnego progu z ustawy o finansach publicznych (dopuszczalne zadłużenie gminy to: jeśli chodzi o nominalną wysokość długu - 60 proc. rocznych dochodów, jego roczną obsługę - 15 proc. dochodów). Jeśli uwzględnić, że na wydatki inwestycyjne i wydatki majątkowe miasto przeznacza w tym roku 11,7 mln zł, to po odjęciu kosztów spłaty pożyczek widać, iż miasto jest w stanie „rzucić” na rynek 3,2 mln zł. To mało, dużo mniej niż w latach poprzednich.
Gdzie tkwi przyczyna? Miasto sporo inwestowało w poprzednich dwóch kadencjach, mając do dyspozycji środki z pomocy popowodziowej oraz z pożyczek, m.in. na oczyszczalnię ścieków. Teraz przyszedł czas ich spłaty. Do tego doszedł marazm finansów publicznych. Realne dochody gmin są mniejsze niż kilka lat temu. Tu źródłem trosk jest poziom dochodów z tytułu udziału samorządów w podatkach dochodowych płaconych przez firmy i obywateli. Recesja gospodarcza i pauperyzacja społeczeństwa musiała się odbić na zamożności samorządów.
Ta trudna sytuacja rodzi dwie poważne komplikacje; po pierwsze maleją nakłady inwestycyjne miasta, co musi się odbić na kondycji głównie sektora budowlanego, po drugie ratusz ma małe możliwości pozyskiwania środków z Unii Europejskiej, gdzie należy mieć wkład własny. Pół biedy, jeśli poziom zadłużenia pozwala jeszcze na zaciąganie kredytów. Gorzej, jeśli nawet akcja kredytowa jest ograniczona. Przed Raciborzem tymczasem niezwykle kosztowna dalsza rozbudowa sieci kanalizacyjnej, w tym połączenie jej z ościennymi gminami z miejscową oczyszczalnią ścieków (gminy te będą partycypować w kosztach).
Problemy finansowe nie są jedynie specyfiką Raciborza, ale znacznie ograniczają możliwości działania, co buduje z kolei w oczach mieszkańców obraz stagnacji i zniechęca potencjalnych inwestorów. Samorządy szukają więc rozpaczliwie dodatkowych źródeł dochodów. Jednym z najważniejszych jest sprzedaż składników majątkowych - terenów pod inwestycje, czy też mieszkań. Hitem przyszłego roku ma być sprzedaż Kamienioka. Działka pod Oborą warta jest, wedle szacunków magistratu, około 12 mln zł. Taka gotówka będzie poważnym zastrzykiem finansowym, znacznie poprawiającym możliwości zarówno inwestycyjne, jak absorbcji środków unijnych. Kamieniok miał jednak „ulżyć” magistratowi już w tym roku, ale procedura zmiany planu, wielokrotnie opisywana na naszych łamach, została przeprowadzona w taki sposób, że spore wątpliwości budziła skuteczność wyłożenia projektu zmian do publicznego wglądu. Chcąc uniknąć komplikacji prezydent zdecydował się procedurę powtórzyć. Wystawienie terenu na sprzedaż zapowiada na pierwszy kwartał przyszłego roku, o ile oczywiście znów nie pojawiają się problemy prawne. Na razie pieniędzy nie ma, przez co prezydent musiał prosić radnych o zgodę na kolejny, tym razem komercyjny kredyt pozwalający się wywiązać z zobowiązań wobec UE przy budowie obwodnicy.
Wprowadzenie znacznych ulg na sprzedaż mieszkań komunalnych znacząco ożywiło rynek nieruchomości. Najemcy złożyli już około 150 wniosków o wykup. Miasto pozyska gotówkę i przerzuci na część najemców koszty utrzymania sprywatyzowanej substancji (zgodnie z prawem są zobowiązani pokryć koszty bieżące i remontów).
Generalnie jednak wykonanie tak kluczowej pozycji tegorocznego budżetu jak sprzedaż składników majątkowych jest złe, zaplanowane na wyrost. Siłę nabywczą ratusza jest w stanie poprawić w przyszłym roku sprzedaż Kamienioka i ewentualnie przyjętej już przez Sejm zmiany sposobu finansowania ich działalności (zmniejszenie subwencji, ale zwiększenie udziału w podatkach dochodowych).
G. Wawoczny