Bat na piratów
Na drogach powiatu raciborskiego powiało grozą. Kierowcy zdejmują nogę z gazu, bo śląska policja ma fotoradary. Jedno takie urządzenie, warte 100 tys. zł, co jakiś czas raciborska komenda powiatowa dostaje do dyspozycji na kilka dni. Nikt nie wie kiedy i gdzie będzie ustawione. Dotychczasowe wyniki są zatrważające. Na zdjęciach uwieczniono już ponad trzystu piratów. Płaci się nie tylko za przekroczenie szybkości, ale i nie zapięte pasy oraz rozmowy przez komórkę. Mandaty sięgają nawet 500 zł.
Fotoradar to przekleństwo szybko jeżdżących kierowców. Przed policjantami mierzącymi prędkość ostrzegają nas zazwyczaj jadący z naprzeciwka. W tym przypadku nie ma takiej możliwości. Jadąc nic nie widzimy poza nagłym błyskiem flesza. Wtedy jest już za późno. Zostaliśmy uwiecznieni i pozostaje tylko czekać na mandat.W województwie śląskim policja ma kilka takich urządzeń. Jedno przypada na powiaty ściany zachodniej. Co jakiś czas trafia ono do Raciborza. Nikt nie wie, kiedy i gdzie zostanie ustawione, nawet niektórzy policjanci, którzy już nieraz musieli płacić mandaty. Nie ma przy nim radiowozu. Niedaleko stoi jedynie samochód z funkcjonariuszem w cywilu.
Zdjęcie jest wykonywane w momencie, kiedy kierowca przekroczy dozwoloną prędkość z pewnym marginesem tolerancji. Na przykład przy 60 km jest to 70 km. Przy tej szybkości uruchamia się migawka. Jakość zdjęć jest dobra. Czytelna w dzień, poza marką wozu i numerem rejestracyjnym, jest też twarz kierowcy. Ten o „fotce” dowiaduje się już po fakcie, kiedy nagle widzi błysk.
Zdjęcia trafiają do komendy wojewódzkiej, ta, według miejsca zarejestrowania wozu, rozsyła je do komend powiatowych. Te wzywają delikwentów, którzy dostają mandaty kredytowe. Stawka jest zależna od prędkości o jaką przekroczymy dozwoloną szybkość. Jeśli będzie to ponad 50 km na godzinę, wówczas nasz portfel schudnie o 400-500 zł. To najdroższe zdjęcia - śmieje się komendant KPP w Raciborzu, Edward Mazur.
To nie jedyne dolegliwości. Policja dolicza rzecz jasna punkty karne. Jeśli na zdjęciu widać nas bez zapiętych pasów, kolejna kara i kolejne punkty. W sumie, jak zapewniają w KPP Racibórz, przy jeździe z południa na północ Polski i natrafieniu na kilka fotoradarów można nie tylko słono zapłacić, ale też ...stracić prawo jazdy.
Pierwszy raz fotoradar był w Raciborzu zainstalowany w listopadzie minionego roku. Nie było o nim jednak tak głośno. Ostatnio przywożony jest coraz częściej. Policjanci stawiali go na przykład na ul. Reymonta czy Gliwickiej. Już w tym roku wpadkę zanotowało ponad trzystu kierowców. Kolejka po mandaty na komendzie jest nieraz większa, jak na poczcie. Co więc robić? Nie ma innego wyjścia jak zdjąć nogę z gazu. Na piractwo nie mogą sobie pozwolić nawet bogaci. Cóż z tego, że stać ich na mandaty, skoro w mig można stracić prawo jazdy.
Kłopot z fotoradarami mogą mieć osoby jeżdżące samochodami służbowymi lub leasingowanymi. Na wystawienie mandatu policja ma 30 dni. Po tym terminie sprawa trafia do sądu grodzkiego. Przy prywatnych samochodach osobowych nie ma kłopotu ze zmieszczeniem się w nim. W przypadku leasingu wniosek o ukaranie wędruje najpierw do miejsca siedziby firmy zatrudniającej kierowcę lub do firmy leasingowej. Hipotetycznie w przypadku mieszkańca Raciborza jadącego za szybko Odrostradą, pracującego jako przedstawiciel przedsiębiorstwa z Warszawy leasingującego samochód w Poznaniu, wniosek będzie wędrował z Katowic do Poznania, potem Warszawy i do Raciborza. W tym czasie mija miesiąc, a kierowca musi stanąć przed sądem. To dodatkowy wydatek około 100 zł za koszty procesu.
(waw)