Nieliczni ale zgrani
Hodowcy gołębi pocztowych z sekcji w Makowie rozpoczęli szóstą dekadę działalności. To jedna z najmniejszych w okolicy. A jej prezes Antoni Gincel przewodzi kolegom od 30 lat
Pierwszym hodowcą w małej wiosce był Karol Gincel, który po I wojnie światowej zaczął rozwijać swą grupkę ptaków. Począwszy od 1922 roku próbował swych sił w grupie lotowej Raciborza, był też członkiem jej zarządu. U nas tradycja przeszła z pokolenia na pokolenie - mówi prezes Antoni Gincel. Karol senior „lotował” jeszcze przez długie lata, a w 1953 roku wraz z Józefem Pandzichem, Leo-nem Golą, Józefem Niemcem i Maksymilianem Brodą założył pierwszy oddział miejscowych hodowców. Na początku podlegał on pod okręg w Opolu, istniał wtedy dawny XV - 85 oddział w Makowie. Karol Gincel z krótką przerwą prezesował mu do śmierci w 1972 roku. A Antoni w rok później sam przejął prowadzenie sekcji. Przez te lata dorobiliśmy się całkiem niezłych wyników. Ostatnio dobre rezultaty notowali na przykład Artur Joszko, Leon Musioł, Krystian Staniek i Henryk Nowak, Krystian i Andrzej Szubert - powiedział prezes. Wcześniej krótko kierowali sekcją Pandzich, potem Sowa - przenieśli się jednak w inne strony.
Makowska sekcja skupia nie tylko mieszkańców samego Makowa - należą do niej także panowie z Pawłowa, Modzurowa i Tłustomostów w opolskiej gminie Baborów. Co ciekawe, choć sam Maków leży jeszcze w województwie śląskim, sekcja należy do głubczyckiego oddziału Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. Dwa lata temu zmieniła strefę podległości. Obecnie mamy 18 członków. Niestety, z różnych powodów liczba hodowców spada. Młodzi nie palą się w ogóle do jakiejkolwiek działalności, nie mają niektórzy po temu możliwości, bo pracują za granicą. Takie czasy. Pozostali starsi - wyjaśnił Antoni Gincel. Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, iż hodowla gołębi i startowanie w zawodach wymaga od ich właściciela sporego zaangażowania, czasu - a i przygotowanie licznego stadka ptaków też może kosztować sporo. Trzeba znać nie tylko tajniki hodowli, wiedzieć jak najwięcej o swych skrzydlatych podopiecznych, ale też znać się na przepisach i regulaminach, obowiązujących hodowców. Oczekiwanie na przybycie ptaków - szczególnie wypuszczanych na dalekich dystansach - to także stresujący czas. Nie wiadomo, co się z nimi stanie, czy przybędą w komplecie, z dobrym czasem przelotu. Czasami hodowca może stracić dorobek wielu miesięcy pracy - głównie za sprawą drapieżników i złej pogody na trasie lotu. Mimo, iż jest to sport specyficzny i jego organizacja nie jest najłatwiejsza, to sekcja przeprowadza co jakiś czas nie tylko swoje coroczne wystawy, ale także oddziałowe - pod koniec ubiegłego roku taka też odbyła się w Makowie i miała charakter jubileuszowy dla makowskich hodowców. Organizujemy także co roku dla naszych członków zabawy karnawałowe, a na zakończenie sezonu spotkania przy kawie i ciastku. Ta tradycja przetrwała do dziś i jesteśmy z niej dumni. Tym bardziej, że zostaliśmy praktycznie ostatnią społeczną organizacją w Makowie, która działa czynnie - zauważają. Prócz prezesa Antoniego Gincla w zarządzie miejscowej sekcji działają Artur Joszko jako sekretarz, zaś pieczę nad finansami sprawuje Leon Musioł.
(sem)