Górnik nie wykorzystał szansy
Rezerwa Unii Racibórz i Przyszłość Rogów zagrają 24 kwietnia w finale edycji Pucharu Polski na szczeblu podokręgu raciborskiego. Unia wygrała 2:1 z Górnikiem Pszów, zaś Przyszłość rozprawiła się z Naprzodem Rydułtowy 5:0.
Unia jednak w finale Pszowianie nie wykorzystali okazji po temu, by 24 kwietnia zagrać na własnym stadionie jako gospodarze w roli finalisty podokręgowej edycji Pucharu Polski. Do przerwy jeszcze mogli czuć się w tej roli dość pewnie - począwszy od 55 minuty wizja ta oddalała się. Defensywna taktyka na utrzymanie prowadzenia nie sprawdziła się - ale głównie zaważył brak determinacji. A szansę na wygraną goście mieli, bo unijna rezerwa, wzmocniona kilkoma graczami z czwartoligowej szerokiej kadry, wystawiła aż pięciu juniorów. Ci ostatni jednak mieli więcej zaciętości od rywali i nic dziwnego, że po przerwie pszowska jedenastka nie potrafiła zagrozić poważniej bramce gospodarzy.
Pierwsze 20 minut meczu, mimo dość trudnych warunków panujących na płycie stadionu przy ul. Dworskiej, mogło się podobać. Szybkich akcji nie brakowało, gorzej było ze skutecznością. Szczególnie unici mogli mieć do siebie pretensje, że nie schodzili do szatni z kilkubramkową zaliczką. Olczyka nie udało się zaskoczyć żadnemu z napastników. Ale po drugiej stronie też Kubów uratował swój zespół przed utratą bramki. W końcu jednak Pielorzowi udało się oszukać obrońców i z bliska trafić do siatki po akcji Zadwornego. Później jednak gościom grę popsuł brak Gajewskiego, który doznał kontuzji. Prowadzenie utrzymali, mimo iż pod bramką Olczyka robiło się coraz goręcej.
Po zmianie stron Górnik opadał z sił. W 50. min. mógł być już remis, ale sytuację po strzale Górnego uratował skuteczną interwencją Olczyk. Grający przed nim obrońcy coraz gorzej jednak dawali sobie radę z napastnikiem Unii i ten w końcu bramkę strzelił. Kowalczyk dośrodkował na pole karne, futbolówka jeszcze odbiła się fałszem przed obrońcami - ci zapomnieli o Górnym i za chwilę golkiper Górnika spoglądał na nich ze złością.
Stracony gol obudził gości, ale tylko na kilka minut. Bardziej pomogli im w nękaniu Kubowa obrońcy, nonszalancko rozgrywający pił-ki przed polem karnym. Najbliższy zdobycia gola był w 60 min. Zadworny, ale chyba tak zaskoczył go „prezent” Marcowa, że kopnął piłkę od razu, pudłując metr obok bramki. Niemoc pszowian młodzież raciborska wykorzystała po raz wtóry. Tym razem ambitnie walczący po lewej stronie Chmielewski wywalczył wolnego. Pierwsza wrzutka była nieudana, powtórka już tak. Niepilnowany Podolak uderzył głową niezbyt mocno, ale celnie. Obrońcy Górnika jeszcze kilka razy zaspali, a ich błędy musiał naprawiać Olczyk. Najbliższy pokonania go był Frydryk, lecz strzelił źle, wprost w jego nogi.
RTP Unia II Racibórz- Górnik Pszów 2:1 (0:1). Br.: 55. Górny, 67. Podolak - 15. Pielorz. Unia II: Kubów - Kowalczyk, Praszelik, Mużelak, Marców, Chmielewski, Behrendt, Kubiczak (46. Górny), Halfar (60. Podolak), Frydryk (75. Mazur), Tylka. Górnik: Olczyk - Pielorz, Glenc, Parzych, Szweda (46. Utrata), Roesner, Gajewski (22. Ostrowski), Drobny, Dziwisz, Widenka, Zadworny.
Zawiedli kibiców
W fatalny nastrój wpędzili swych kibiców piłkarze Naprzodu Syrynia. Porażka z mocnym kadrowo sąsiadem była raczej przez nich kalkulowana - znacznie bardziej od niej zmartwił zupełny brak formy samej drużyny. „Dobrze, że nie grajom dzisiej ligi, boby też wtopili” - mawiali między sobą opuszczający boisko rezerwowe w Syryni miejscowi kibice.
Goście od początku narzucili rywalom swój styl gry, ale w przeciwieństwie do nich, sporo też walczyli - nawet prowadząc kilkoma bramkami nie spoczywali na laurach. Naprzód zaś przypominał stadko pogodzonych z losem owieczek. Co gorsza, gospodarzom zabrakło nie tylko ambicji, ale i spokoju w grze. Prawie połowa ich podań do partnerów była niecelna, napastnicy snuli się między defensorami rogowskimi tak jakby nie wierzyli, że mogą im jakoś dokuczyć. A obrońcy stawali tak daleko od rywali, że ci mieli aż nadto miejsca do spokojnego oddania strzału. Już pierwsza bramka niskiego, ale walecznego i aktywnego Bednarka, zdobyta przezeń głową, wystawiała im fatalne świadectwo.
Po przerwie gospodarze tylko trzykrotnie zagrozili poważniej Okrentowi. Najpierw po kornerze i zamieszaniu podbramkowym piłkę zdążyli wybić obrońcy. Potem w poprzeczkę trafił z wolnego Ochwat. Najlepszą okazję zmarnował Fibic, który nie wykorzystał kiksu bramkarza i z ostrego kąta posłał piłkę wysoko nad pustą bramką. Poza tym miejscowym niewiele wychodziło, a gra w poprzek boiska kończyła się zwykle autami dla gości.
A rogowianie nadal grali swoje. Losy meczu przesądził Śmigielski, posyłając z kilku metrów futbolówkę do siatki po akcji Owczarka. W końcówce obrońców Naprzodu ośmieszył Kuś. Niezbyt wysoki zawodnik raz po raz główkował niemal bezkarnie do siatki - dwukrotnie po kornerach, raz po rzucie wolnym. Stałe fragmenty gry Przyszłość rozgrywała tego dnia z zabójczą precyzją, odbierając rywalom zupełnie ochotę do dalszej gry.
Naprzód Syrynia - Przyszłość Rogów 0:5 (0:1). Br. 10. Bednarek, 65. Śmigielski, 71., 78., 88. Kuś. Naprzód: Kurzydym - Wojtek, Ochwat, Białas (80. Woźniak), Marek, Wieczorek, Szymura, Petrzak, Fibic, Stokłosa, Pośpiech (55. Łyczko). Przyszłość: Okrent - Jalocha (52. Smuda), Wojtala, Jordan, Kołek, Gaca (52. Owczarek), Pawłowski, Dzierżenga (64. Mościcki), Bednarek, Kuś, Śmigielski.
(sem)