Gdzie spojrzeć, tam konie
Donośny stukot końskich kopyt po asfalcie i szutrowej nawierzchni pietrowickich uliczek zwiastuje koniec kolejnego wielkanocnego objazdu pól. Co roku dzieje się tak w czas wielkanocnego poniedziałku. Niezależnie od pogody. To jedna z nielicznych ocalałych tradycji na ziemi raciborskiej.
Poniedziałkowe popołudnie, rok po roku, zaczynało się tak samo. Procesja kilkudziesięciu jeźdźców i kawalkada bryczek wyruszała spod kościoła parafialnego im. Św. Wita, Modesta i Krescencji. Gdy bił donośnie dzwon na wieży kościelnej, sznur konnych rozciągał się na przeszło kilometr. Zmierzał w stronę Społka. Tam, w dolince, otoczony krzewami i drzewkami, od trzystu lat stoi niewielki drewniany kościółek. Duma i chluba parafii.Rzadko zdarzały się podczas uroczystości wypadki. Klacz ze stajni zaproszonego z opolskich Dobrosławic gospodarza upadła nagle na drogę. Może doznała zawału, może zmogło ją zmęczenie. Potłuczonemu trochę jeźdźcowni nic się nie stało poważniejszego.
Procesja sześćdziesięciu konnych i kilkunastu bryczek podążyła w stronę kościółka przy akompaniamencie śpiewów i litanii. Liczniejsza niż przed laty, gdy kapryśna aura odstraszała i właścicieli koni i turystów. Jeźdźcy dotarli w końcu do dolinki, gdzie stała kapliczka, skrywająca pątnicze źródełko.
Na czele pochodu jeźdźcy dzierżyli tradycyjnie pastorał, krzyż przepasany czerwoną szarfą i figurę Chrystusa. Inni, barwni strojami, intonowali pieśni. Pośród nich, w ozdobnym ornacie, ksiądz wikary Damian Rangosz. To była jego pierwsza „próba konna” parafii, do której przybył kilka miesięcy temu. Dotąd w zastępstwie proboszcza Ludwika Dziecha - od paru lat jadącego w powozie - procesję prowadził ksiądz Waldemar Klose. Sentyment pozostał - on także skorzystał z okazji, by przybyć na osterreiten.
Aura tym razem sprzyjała ludziom i koniom. Słoneczny, choć trochę chłodny dzień nie męczył. Po obu stronach ulicy, pod kościół-kiem, na okolicznych gościńcachwidać było tłumy parafian i gości z dalekich stron. Zauważyć można było wiele rejestracji niemieckich, opolskich, nawet katowickich.
W kościółku pierwszy etap procesji kończyło nabożeństwo błagalne. Płomienne kazanie wygłosił werbista, ojciec Henryk Kałuża. O chrześcijaństwie, Europie, tradycji i wierze w Chrystusa.
A potem znów sformowała się kawalkada - konni przodem, bryczki z tyłu. Na wzgórzach przepiękna widoki , silny wiatr, spłoszone zające i stadko dorodnych saren wśród pól, zieleni i drzew. Czeska strona na południu, z boku pierwsze budynki Kietrza opolskiego, dalej widok wieży kościoła samborowickiego, nawet Krzanowice. Dowódca każdej armii, przechodzącej tędy, nie mógłby przegapić lepszego miejsca obserwacji.
Osterreiten kończył widowiskowy galop młodych koni. Wpadały między szpalery ludzi, rozrzucając grudki błota i piachu. Prychały, gdy biczem smagali je jeźdźcy po bokach. Goście klaskali, fetując małe koniki, ciągnące powozy.
Zwykle na tym się kończyło. Ale teraz do organizacji parafialnej imprezy przyłączył się i samorząd. Na stadionie Startu po godzinie czwartej dzień z końmi więc dalej trwał. Smukłe klacze i ogiery, kierowane sprawnymi pociągnięciami lejców dżokejów, skakały rączo przez przeszkody. Pierwszy pietrowicki turniej skoków obserwowały tłumy. Podobnie pokazy woltyżerki członków klubu Lewada z Polskiej Cerekwi. W tym uroczych medalistek mistrzostw Polski, przybranych w czarnych liberiach. Goście korzysali z festynowych atrakcji. Ani się obejrzano, a słońce szybko zaszło. Poniedziałek wielkanocny dobiegł końca. Pozostały wrażenia na kolejne miesiące.
(sem)