Listy zawsze z uśmiechem
Codziennie Ewa Klimkowska przemierza z ciężkimi torbami kilka kilometrów i setki schodów. Jest doświadczonym listonoszem. Zawsze pogodna, wyznaje zasadę: kiedy jest się miłym dla innych, można liczyć na wzajemność.
Pracuje od 20 lat. Obecnie obsługuje dwa osiedla: obok Plusa i klasztoru Annuntiata. W sumie 1114 rodzin. Na szczęście to zwarta zabudowa. Mało wind, przeważnie czteropiętrowe bloki. Poczta zmierzyła jej trasę - z obliczeń wyszło 4 km. Dojazd do rejonu z poczty i z powrotem - 8 km (odległość tę pokonuje własnym samochodem). A ile po schodach? Trudno doprawdy zliczyć.Po tylu latach zna na wyrywki wszystkich mieszkańców, koduje w pamięci nowych. Jeśli otrzymują dużo korespondencji, tym lepiej, szybciej się ich zapamiętuje.
Trzeba mieć krzepę
Jedna torba, i to w te „lżejsze” dni, waży do 30 kg. Nie każdy młody, chcący pracować w tym zawodzie, to wytrzymuje. Na dodatek trzeba być odpornym na złe warunki atmosferyczne. Listonosz powinien być zahartowany. Niestraszny musi mu być deszcz, śnieg, burza z piorunami i wszelka zawierucha. Moknie i schnie idąc. O parasolu nie ma mowy. Bo kto by go niósł, skoro ręce zajęte? - pyta retorycznie pani Ewa.
W dzisiejszych czasach trzeba wykonywać tę pracę w dużym tempie. Przesyłek jest mnóstwo, a czas nie jest z gumy. Kiedyś wychodziło się z poczty z jedną torbą. Dzisiaj trudno powiedzieć, że święta są najgorętszym okresem.
Codziennie na doręczenie czekają kilogramy listów, do tego doszły reklamy - Makro i np. Reala (stos o wysokości ok. 1 m, który trzeba roznieść w ciągu dwóch dni). Każdy poniedziałek jest niesamowity - często idzie z czterema pękatymi torbami. Wtedy nie ma na co narzekać. Kiedy natomiast pora roznieść dodatkowo rachunki telefoniczne, katalogi, prasę - bywa, że liczba toreb dochodzi do ośmiu...
Ludzie listy piszą
Mimo postępu cywilizacyjnego w postaci Internetu i telefonii komórkowej, ludzie listy piszą... Więcej oczywiście w okresie przedświątecznym, szczególnie na Boże Narodzenie. Nikt tych kartek nie liczy, nie sposób je zliczyć. Zauważyłam, że bardzo ładne są listy wysyłane przez więźniów. Dopracowane w najdrobniejszym szczególe, koperty przyozdobione - widać, mają dużo czasu - podsumowuje. Bardzo często zdarzają się przesyłki niewymiarowe, które nie wiadomo jak upchnąć w torbie. Kiedy jest ich parę - bierze i roznosi. Większą liczbę, pochodzącą na przykład od firm, trzeba awizować. Zdarzają się też listy o wadze 2 kg. Nieraz kogoś nie ma w domu - cóż, wtedy, niestety jest zmuszona targać je po całym rejonie.
Dziwaczne przesyłki
Pani Ewa już niejedną dziwaczną przesyłkę widziała, a nawet doręczała. Jakieś dziesięć lat temu musiała dostarczyć żywe, brzęczące pszczoły w pudełku. Innym razem były nieżywe... zające, nieopakowane, z przyczepionymi do łapek adresami. Był bowiem kiedyś zwyczaj przesyłania ich sobie na święta. Zające nie cuchną. Mój mąż był myśliwym, więc wiem coś o tym. Czuć je... wiatrem. Im dłużej leżą, tym są lepsze. Mówi się, że kruszeją - wyjaśnia.
Z uśmiechem na twarzy
Pani Ewa cieszy się z nowego umundurowania, które listonosze niedawno dostali. Jest przewiewne, eleganckie - o wiele wygodniejsze niż poprzednie. Nade wszystko ważne są buty - wygodne, na płaskim obcasie. Tylko w takich można sprostać wyzwaniom dnia codziennego... Mieszkańcy mojego rejonu pozdrawiają mnie na ulicy, nawet jeśli idę po pracy, bez munduru. A już na przykład w niedzielę, kiedy idąc do kościoła mijam ich, wtedy co chwilę odpowiadam „dzień dobry”. Jest to bardzo miłe - mówi, uśmiechając się. Ewa Halewska