Owocowy auto stop
Stoiska, oferujące bogactwo przydomowych ogródków, na stałe wkomponowały się w krajobraz widziany z okien samochodów, przejeżdżających trasą Racibórz - Rybnik. To właśnie ich pasażerowie zatrzymują się, by za kilka złotych zaopatrzyć się na dalszą podróż w świeże owoce i warzywa.
Maria Cieślik wraz z synową Bożeną już od 10 lat w ten sposób dorabia do domowego budżetu. Sprzedają agrest, czereśnie, wiśnie, maliny i ziemniaki. Pracę rozpoczynają o 9 rano i stoją tak długo, aż wszystko uda im się sprzedać. Czasami nawet do późnych godzin wieczornych. Przez 7 dni w tygodniu, bo przecież w sezonie owoce nie przestają dojrzewać i w niedziele. Rano idziemy w pole i zbieramy świeże, bo nie handlujemy tymi z poprzedniego dnia - zapewnia Maria Cieślik.Zdarza się, że w ciągu dnia mają nawet 30 klientów, ale bywa też, że tylko kilku. Jak ktoś zatrzyma się na jezdni, to zwracam mu uwagę, bo przecież na poboczu ma dużo miejsca. W takich przypadkach wolę już, żeby odjechał. Bo co mi po tym, że kupi kilo owoców, skoro zagraża ruchowi na drodze - dodaje starsza z kobiet i opowiada, że sprzedawanie sprawia ogromną radość wnukom. Strasznie się cieszą, gdy mogą podawać klientom owoce. Zdarza się, że ci poczęstują dzieci cukierkiem, czy czekoladą. Sporo osób zatrzymuje się i prosi o odłożenie owoców na później, żeby nie wozić ich ze sobą w samochodzie. Jak wracają, to kupują.
Po owoce do Cieślików przychodzą też sąsiedzi. Ale od nich pieniędzy raczej nie biorą, bo w handlu czasem dobrze jest coś podarować. Na szczęście.
(A.P.)