Mów do mnie mamo
W powiecie raciborskim jest 107 rodzin zastępczych. 78 procent z nich jest w jakimś stopniu spokrewnionych z dziećmi (to dziadkowie, wujowie, ciotki). Głównym powodem, dla którego dzieci trafiają do rodzin zastępczych jest alkoholizm i choroby psychiczne rodziców, głównie matek.
Warunkiem zostania rodziną zastępczą jest dobry stan zdrowia kandydatów, dobra opinia w środowisku, niekaralność, odpowiednie warunki mieszkaniowe, stałe źródło dochodu, brak ograniczeń we władzy rodzicielskiej względem biologicznych dzieci. Badana jest także motywacja rodziny. Chodzi o to, by wyeliminować osoby, które chciałyby w ten sposób uzyskać dla siebie źródło dochodu (na jedno dziecko przysługuje dofinansowanie w kwocie średnio 800 zł miesięcznie plus 162 zł za peł-nioną przez rodzica/ów funkcję). Należy też przejść przeszkolenie, ale wymóg ten nie obowiązuje w przypadku rodzin spokrewnionych z dzieckiem. Rodzinę zastępczą może tworzyć małżeństwo lub osoba samotna. Brane są pod uwagę preferencje co do płci dzieci i ich wieku. Potrzeby są o wiele większe niż liczba istniejących rodzin zastępczych. Obecnie kilkanaście dzieci zgłoszonych przez sąd czeka na miejsce. Jeżeli się nie znajdzie, trafią do domów dziecka. Zdarzają się problemy w rodzinach zastępczych - od moczenia nocnego po kłopoty szkolne. Nie wszyscy sobie z nimi radzą. W ciągu pięciu lat pięcioro dzieci wróciło z rodzin do domu dziecka. Bardzo dobrze sprawdzają się, jak wynika z naszych obserwacji, rodziny z tzw. syndromem pustego gniazda, tzn. takie, które odchowały już swoje biologiczne dzieci i tęsknią za tym, by dalej pełnić rolę wychowawczą. Czekamy na nowych kandydatów, chcących okazać serce dzieciom, które tego tak bardzo potrzebują - mówi Anna Ceglarek, kierownik działu pomocy rodzinie i dziecku w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Raciborzu.
Nowy dom
Agnieszka i Piotr Szapowałow tworzą rodzinę zastępczą od dwóch lat. Przyznają, że przejście przez procedury wymagane przy ubieganiu się o stworzenie rodziny zastępczej jest uciążliwe. Agnieszka wychowała się w dużej, wielodzietnej rodzinie. Podobnie jak jej mąż, bardzo kocha dzieci. Mają dwoje własnych: 8-letnią Roksanę i 5-letniego Jakuba. Decydując się na założenie rodziny zastępczej, trochę się obawiali czy podołają zadaniu, odpowiedzialności. Obawiali się też jakie dzieci dostaną. Pamiętają dzień, kiedy do nich trafiły. To rodzeństwo: 17-letnia Kasia, 14-letni Sebastian, 7-letnie bliźniaczki Agata i Ewelina. Agnieszka odebrała je z sądu, dokąd przyprowadzone zostały przez biologiczną matkę. Widziała strach w ich oczach, niepewność. Nie umiały sobie poradzić z tą niezwykle stresową sytuacją. Nie płakały, bo mama im wytłumaczyła, że rozstają się tylko na pewien czas.
Początki nie były łatwe. Dzieci - bardzo nieufne, przechodziły burzę emocji i upłynęło sporo czasu, zanim oswoiły się z nową sytuacją. Ale praca przyniosła efekty - stały się ufne, otwarte, pogodne, zwracają się do Agnieszki i Piotra - „mamo, tato”. Wspaniała jest wdzięczność dzieci. Pomogliśmy im ożywić kontakt z dziadkami ze strony ojca oraz z ciociami i wujkami, z czego się bardzo cieszą. Natomiast ich mama od roku nie przychodzi, żeby się z nimi zobaczyć. Podobnie ojciec, mimo że oboje mieszkają w Raciborzu i maja prawo do widzeń - mówi Agnieszka. Kiedy widzimy efekty naszej pracy z dziećmi w domu i szkole, czujemy, że to ma głęboki sens. Najszczęśliwsze są chwile, kiedy dzieci mają wakacje lub są święta i jesteśmy wszyscy razem. Ważne jest, żeby wspólnie z partnerem podjąć decyzję o stworzeniu rodziny zastępczej. Jeśli pojawią się problemy, można się wzajemnie wesprzeć psychicznie. Tak stało się w naszym przypadku, kiedy dowiedzieliśmy się o poważnej chorobie Roksany. Mamy nadzieję, że dzieci zostaną z nami do czasu uzyskania pełnoletności a nawet dłużej, jeśli tylko zechcą. Staramy się im zapewnić szczęśliwy i spokojny dom - dodaje.
Odporna na miłość
Pomóc jakiemuś dziecku - to wielkie marzenie innej raciborzanki, Agnieszki Pawlisz, które postanowiła przekształcić w czyn. Samotnie wychowuje swoją biologiczną córeczkę, 9-letnią Olę. Jej mąż zginął w wypadku.
Dwa lata temu wzięła do siebie z Domu Dziecka w Skorogoszczy 12-letnią Ewelinkę. Rodzice dziewczynki żyją, ale nie są w stanie zapewnić jej odpowiedniej opieki. Agnieszka tworząc rodzinę zastępczą była pełna zapału i nadziei. Rzeczywistość jednak przeszła jej najgorsze przewidywania. Ewelinka od początku była nieznośna. Codziennie powodowała dziesiątki trudnych sytuacji. Nie chciała się uczyć, miała bardzo złe oceny z wielu przedmiotów. Wychodziła z domu nie mówiąc dokąd i nie wracała w oznaczonym czasie. Wspólnie z nowo poznaną koleżanką, w wieku 14 lat kupowała alkohol za sprzedane złote kolczyki i łańcuszek, które Agnieszka jej podarowała. Paliła papierosy. Próbowała wprowadzić w domu nieformalne zasady obowiązujące wśród dzieci w domu dziecka. Chciała sobie podporządkować inne osoby. Nic jej się nie podobało, a wszystko należało. Kłamała. Prosiłam, błagałam, miałam wrażenie, że zwariuję. Cechował ją ogromny chłód uczuciowy. Była jakby pozbawiona wszelkich emocji. W końcu nadszedł moment, kiedy poczułam, że nie jestem w stanie już dłużej nad tym panować. Poszłyśmy do sądu. Nie powiedziała niczego, co wskazywałoby na to, że chciałaby zostać ze mną. Wróciła zatem do pogotowia opiekuńczego. Nie zrobiła też żadnego gestu wtedy, gdy zabrałam ją stamtąd na święta i tegoroczne ferie zimowe. Nigdy jej nie odrzuciłam i nigdy tego nie zrobię. Wprost przeciwnie, chcę pomóc i jestem jej w stanie zapewnić byt - mówi Agnieszka. Jest zdania, że dzieci w ogóle nie powinny trafiać do domów dziecka. Pobyt tam powoduje, że stają się zupełnie pozbawione uczuć. Uodpornione na miłość.
Agnieszka chciałaby przyjąć do swego domu także dwoje innych dzieci - 4-letniego Mateusza i 6-letnią Magdę z Pogotowia Opiekuńczego w Gorzyczkach. Ma nadzieję, że to okaże się możliwe i wrócą do swojego rodzinnego miasta, gdzie zresztą mają babcię, za którą bardzo tęsknią.
Ewa Halewska