Gra w parking
„Jeżeli miasto chce zarabiać na strefie płatnego parkowania, to powinno się do tego lepiej przygotować. Teraz odpowiedzialność za to, że do miejskiej kasy wpływa mniej pieniędzy próbuje się zrzucić na nas, sugerując, że pracujemy źle lub nieuczciwie. Urzędnicy zrobili jakieś teoretyczne wyliczenia. Tymczasem w praktyce, jeżeli kierowca nie chce zapłacić za postój, to my nie jesteśmy w stanie tego od niego wyegzekwować. Wypisywane przez nas wezwania do zapłaty to chyba tylko gra psychologiczna” - poskarżył się nam jeden z parkingowych [imię i nazwisko do wiadomości redakcji].
Jego reakcję wywołała treść artykułu „Pasztet z parkingami”, zamieszczonego w poprzednim numerze NR, a dokładniej przytoczone w nim wyliczenia raciborskiego magistratu odnośnie zbyt niskich zysków z wprowadzenia stref płatnego postoju i zatrudnienia tam parkingowych.
Samochody parkują na zakazach i nikt na to nie reaguje. Zgłaszałem w tej sprawie interwencje w Straży Miejskiej, to odpowiedzieli mi, że nie mają czasu - dodaje inny mężczyzna. Gdy tylko takie sprawy są zgłaszane to podejmujemy działania. Natomiast egzekwowaniem wezwania do zapłaty zajmuje się Wydział Gospodarki Miejskiej - odpowiada Szymon Czeczko, komendant Straży Miejskiej. Do tej pory zarządzający strefą płatnego parkowania nie skierował żadnego wniosku do Urzędu Miasta o wszczęcie postępowania egzekucyjnego z powodu nie uiszczenia opłaty dodatkowej - twierdzi z kolei Urszula Sobocińska, naczelnik wydziału.
Opłata dodatkowa wynosi 50 zł i stanowi karę dla kierowcy, który za parkowanie w płatnej strefie nie chce zapłacić przewidzianej za to stawki, czyli 1,50 zł za godzinę postoju. Można jej uniknąć, regulując w terminie do trzech dni od daty wystawienia wezwania zaległą kwotę. Ludzie zgłaszają się do nas z tymi wezwaniami i płacą. Najczęściej twierdzą, że zapomnieli. Nikt nie chce robić afery za półtora złotego. Te 50 zł to natomiast taki straszak, który ma ludzi zdyscyplinować do płacenia - tłumaczy Jerzy Kwaśny, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Zdaniem parkingowego, na kierowcach te „straszaki” nie robią wrażenia. Ostatnio miałem rekordzistę. Na ul. Gimnazjalnej chciałem skasować jednego z kierowców za postój. Powiedział, żebym się nie fatygował, bo on i tak nie zapłaci. Wyciągnął mi plik 24 wezwań, z których nic sobie nie robi. Wiem, ile ich było, bo z wrażenia poprosiłem go, żeby dał mi je przeliczyć - kwituje parkingowy. Jego zdaniem strefy płatnego postoju powinny być znacznie lepiej przygotowane. Władze miasta postawiły jedynie znak, że w tym miejscu trzeba płacić. Obecnie parkingi to wysokie krawężniki, z którymi nowsze auta mają problem. W zimie miasto nie kwapi się z ich odśnieżaniem - twierdzi. Przyczyn zbyt niskich wpływów dopatruje się też w zbyt małej liczbie zatrudnionych osób. W artykule przeczytałem, że zyski miały wynieść 300 tys. zł, zatrudnione miały być 42 osoby. Wpłynęło 140 tys. zł, ale parkingowch jest tylko 18 - mówi. Jedna osoba obsługuje dwie strefy. Staramy się, jak możemy, ale jesteśmy tylko ludźmi i nie rozdwoimy się, gdy obsługujemy jednego kierowcę, a drugi w tym czasie odjeżdża i nam nie płaci. Zdarza się, że podczas pracy spotykają nas nieprzyjemności, kierowcy nam ubliżają, grożą pobiciem. A my mamy do dyspozycji jedynie wezwanie do zapłaty - mówi rozgoryczony parkingowy.
Henryk Janecki, kierownik administracji OSiR, nadzorujący pracę parkingowych zapewnia, że kierowcy, notorycznie uchylający się od płacenia za postój nie są wcale tacy bezkarni - Nasi pracownicy prowadzą ewidencję takich pojazdów. Już kilkakrotnie prosiliśmy o pomoc Straż Miejską. Założyli nawet blokady na koła. Kierowcy chyba bardziej opłacało się zapłacić 1,50 zł niż przynajmniej stuzłotowy mandat.
Jakby tak Straż Miejska miała za każdym razem w taki sposób interweniować, to tylko na malutkiej uliczce, objętej zakazem postoju, zabrakło by im blokad - twierdzi parkingowy.
Zdaniem naszego rozmówcy parkomaty też nie rozwiążą sprawy. Urządzenie nie podejdzie do kierowcy i nie przypomni mu o opłacie. Osoba, zajmująca się kontrolą nie byłaby w stanie przez cały czas pilnować porządku na jednym miejscu, bo oznaczałoby to de facto ustawienie przy parkomacie pracownika, a przecież likwidacja etatów parkingowych miałaby spowodować oszczędności w miejskiej kasie. Jednak oby się nie okazało, że do tych oszczędności miasto będzie musiało jeszcze dopłacić.
(A. Dik)